Historia RAF: „Siejąc w Maju”

tert

„Siejąc w Maju” to kolejny, przetłumaczony przez Grecję w Ogniu rozdział książki „Tańcząc z Imperializmem” (Dancing with Imperialism), która jest II tomem serii „Frakcja Czerwonej Armii. Historia udokumentowana” (The Red Army Faction: A Documentary History”). 

Rozdział poświęcono przede wszystkim reorientacji polityczno-strategicznej jaką Frakcja ogłosiła w 1982 r. w tzw. „Dokumencie Majowym”, co przez niektóre środowiska zostało uznane za zdradę  tradycyjnego antyimperializmu jej założycieli. Autorzy analizują też ideologię RAF na tle prądów polityczno-filozoficznych lat 80-ych, które cechowało odejście od wielkich narracji w kierunku postmodernizmu i punkowego „no future”. Porównują przy tym pozycje RAF ze strategią Komórek Rewolucyjnych (RZ), cieszących się wówczas większą popularnością wśród nowych ruchów – feministycznych, antynuklearnych, antymilitarnych oraz wśród Autonomistów.

„Siejąc w Maju” to także inspirujący obraz bojowej kampanii i zamieszek przeciw wizycie Reagana w Berlinie Zachodnim, uzmysławiający nam skalę, mobilność i siłę ówczesnych środowisk rewolucyjnych, które w opozycji do ruchu pokojowego, konsekwentnie łączyły ze sobą działania legalne i nielegalne, umiarkowane i radykalne, będąc w stanie zakłócać wewnętrzną i międzynarodową politykę rządu w Bonn.

„Tańcząc z Imperializmem” zabiera nas nie tylko w fascynującą podróż po historii RAF, ale również pozwala zrozumieć, że grupy zbrojne i akcje bezpośrednie wcale nie były marginalnym zjawiskiem w łonie ruchów lat ’70 i ’80 lecz stanowiły ich naturalne, immanentne przedłużenie, pozwalające – i stanowiące realizację tego dążenia – wznieść się na wyższy poziom konfrontacji z systemem.

Zachęcamy także do lektury przetłumaczonych już, dwóch poprzednich rozdziałów „Tańcząc z Imperializmem” w kolejności chronologicznej: Ofensywa ’81 i Od ruchu skłoterskiego i kobiecego do ruchu anty-NATO

 

*     *     *

Siejąc w Maju

 

Raz jeszcze RAF potwierdziła swoje miejsce na radykalnej lewicy, po czym w ciągu zimy 1981-1982 zrobiło się o niej cicho. W tym czasie, podmiotem, który czerpał profity z impetu wywołanego wydarzeniami ostatnich lat był ruch działający na powierzchni.

Jak widzieliśmy, bez względu o jaką sprawę walczono – Startbahn West, skłoty, kampanie antynuklearne, protesty przeciw instalacji amerykańskich rakiet – ton radykalnej szpicy ruchu nadawali Autonomiści działający w niełatwym sojuszu z anty-imperialistami, którzy konsekwentnie tworzyli wówczas własną, mniejszą, ale radykalniejszą frakcję.

Walka o poprawę warunków w jakich znajdowali się więźniowie wciąż pozostawała priorytetem, tym bardziej, że bojownicy działający w ruchu społecznym, sami byli zagrożeni aresztowaniem i uwięzieniem z paragrafu 129a pod zarzutem „nie-podziemnej przynależności do RAF”. Razem z nową orientacją ruchu na walkę z NATO, represje pozostawały istotnym czynnikiem decydującym o radykalizacji, gdyż coraz więcej osób zaczynało doświadczać represji na własnej skórze i uzmysławiać sobie jak traktuje się więźniów politycznych w RFN.

Państwowa przemoc polaryzowała sytuację nie tylko w więziennych celach, ale również na ulicach. Jeden z brutalniejszych przykładów zdarzył się zaraz po letnich atakach RAF, Tuwat i demonstracji przeciw wizycie Haiga, w momencie gdy ruch miał wiatr w żaglach. 22 września 1981 r. zachodnioberlińska policja i nowe władze miasta z partii CDU wzięły odwet; z rozkazu senatora Heinricha Lummera, w trakcie perfekcyjnie zsynchronizowanych policyjnych nalotów, zlikwidowano kilka skłotów. Podczas jednego z nich okładany pałkami i ścigany przez policję skłoters wbiegł na ulicę wprost pod koła pędzącego autobusu, który przeciągnął jego ciało dwa bloki dalej. Osiemnastoletni Klaus-Jurgen Rattay zginął na miejscu.

Jeszcze tego samego wieczora, śmierć chłopca wywołała demonstracje i ataki na banki, posterunki policji oraz biura deweloperskie na terenie całej RFN. Jak odnotował jeden z obserwatorów tamtych wydarzeń:

„Powoli, to co na początku było skandowaniem, przerodziło się ogłuszający ryk: „Lummer – morderca! Lummer – morderca!” Przechodnie i turyści patrzyli na ten płynący ulicą niekończący się strumień demonstrantów. Mijając berlińską flagę na Kurfurstendamm, demonstranci opuścili ją do połowy masztu. Gdy osiągnęli Potsdamer Strasse, czoło demonstracji ruszyło ku zamkniętym skłotom. Tam z okien eksmitowanych budynków policjanci zaczęli strzelać do tłumu pociskami z gazem. Zaczęło się.

W ciągu następnych 8 godzin, na ulicach rozegrała się jedna z najintensywniejszych bitew, jakiej Berlin Zachodni nie widział od czasu zakończenia wojny. Kolumny policyjnych transporterów raz po raz atakowane kostką brukową i koktajlami mołotowa, zostały zmuszone do wycofania. Gdy próbowały kontratakować powstrzymywały je rzędy barykad przecinających ulice. W najgorętszym momencie walk trudno było nie ulec wrażeniu, że rozgrywa się tu wojna domowa – płonące barykady, ambulanse pędzące na sygnale tam i z powrotem, podpalane auta i plądrowane sklepy w scenerii ulicznej, spowitej chmurami gazu łzawiącego i dymu. Około trzeciej w nocy, gdy większość demonstrantów opuściła strefę zamieszek, sytuacja zaczęła się odwracać, co zachęciło policję do opuszczenia bezpiecznego wnętrza furgonetek i odzyskiwania kontroli nad ulicą. Jednak dopiero rankiem mogła ona ogłosić, że w pełni panuje nad sytuacją.”

lumerBerlin Zachodni, 1981. (Photo: Peter Homann)

Następnego dnia, Senat wydał oświadczenie, że w bieżących roku nie będzie już więcej żadnych eksmisji.
Tylko w niewielkim stopniu poprawiło to nastroje wśród zachodnioberlińskiej sceny alternatywnej, zszokowanej policyjnym morderstwem jednego z nich, które rozegrało się na ich oczach. Pewna mniejszość doszła do wniosku, że wrześniowe zdarzenia oznaczają konieczność sięgnięcia po bardziej drastyczne metody walki, jednak większość pogrążyła się w poczuciu beznadziei. W ciągu kolejnych lat, rząd sprytnie wykorzystał połączenie negocjacji i represji do odizolowania najbardziej radykalnych skłotów, utrudniając ruchowi dalszy rozwój. Potrzebował jednak całej dekady by w pełni zneutralizować zagrożenie ze strony ruchu skłoterskiego. Przez całe lata 80. okupowano wiele budynków, a nawet całe osiedla, dostarczając materialnej bazy dla różnych stylów życia i działań przeciw systemowi, tworząc wyspy oporu, które niczym rozległe kontynenty wyłaniały się i grały ważną rolę w psychicznej geografii ruchu.

Podczas gdy Berlin Zachodni pozostawał epicentrum ruchu, w kraju istniały jeszcze dwa inne, bardzo ważne i powszechnie znane skłoty. W Hamburgu, przejęto kilka kwartałów mieszkań na Hafenstrasse („Harbor Street”), które jak wskazuje sama nazwa biegły wzdłuż historycznego nabrzeża miejskiego. Ten kompleks rozrósł się do organizmu w skład którego wchodziła kawiarnia, info-centrum ruchu, biblioteka, kuchnia, dwa puby i działające okazjonalnie pirackie radio, które posłużyły do przeobrażenia skłotów Hafenstrasse w ważny ośrodek polityki Autonomistów, znany na całym świecie. Skłot na Kiefernstrasse w Dusseldorfie, chociaż mniej znany, był niemal równie duży i służył za organizacyjną piastę dla działań antyimperialistów. (Zgodnie z ówczesną modą, bojowy ruch kobiecy spenetrował oba te nurty, nie podważając ich, a radykalne kobiety mieszkające na obu skłotach, doprowadziły do przejęcia pewnych budynków, tylko dla kobiet i lesbijek) Zarówno Hafenstrasse i Kiefernstrasse powstały w 1981 roku i oba zostały wkrótce napiętnowane jako „gniazda RAF”. Żyjący tam skłotersi byli uznawani przez siły prawa i porządku za potencjalnych „niepodziemnych członków RAF”.

Tymczasem, na terenie działalności zbrojnej, prym wiodły wciąż Komórki Rewolucyjne, w pełni wykorzystując przełom, jaki umożliwiła, ich zorientowana na ruch, strategia łączenia działalności podziemnej i nadziemnej. KR atakowały każdego miesiąca: przeciw gentryfikacji w styczniu, Startbahn West w grudniu, przeciw inicjatywom antypracowniczym oraz przymusowej sterylizacji kobiet z Trzeciego Świata w marcu, i tak dalej. Liczba akcji rosła, gdyż cały ruch sukcesywnie wznosił się na nowy poziom konfrontacji.

Chociaż RAF w tym okresie nie dawała o sobie znać, daleka była od bierności. Proces dyskusji i poszukiwań, rozpoczęty jakiś czas temu, zbliżał się ku końcowi. Ostatnie lata wypełnione były refleksją nie tylko nad tym czy kontynuować walkę zbrojną, zastanawiano się również jak odnowić powiązania między partyzantką a ruchem. Wydarzenia zdawały się pokazywać, że strategia całkowitego zejścia do podziemia cieszyła się mniejszą popularnością niż elastyczna strategia „walki po godzinach” Komórek Rewolucyjnych. Tym bardziej, że każdy kolejny miesiąc przynosił nowe ataki RZ, które były porównywane zarówno przez kapitalistyczne media jak i Autonomistów z działaniami RAF, którą niektórzy nazywali teraz „partyzanckimi dziadkami”.

W rzeczy samej, większość obecnych członków RAF posiadała bogate doświadczenie aktywności zarówno w ruchu jak i w partyzantce. Osoby takie jak Heidi Schulz i Christian Klar zaczynały od działań w ruchu skłoterskim, grupach wspierania więźniów oraz strategicznej ofensywy ’77. Zaangażowanie innych, np. Brigitte Mohnhaupt i Helmuta Pohla sięgało korzeniami czasów „pierwszej generacji” oraz ciężkiego okresu uwięzienia, uczestnictwa w strajkach głodowych i walki z systemem izolacji. Mimo, iż na własnej skórze przeżyli oni nadzieje i porażki APO, a więc byli żywym łącznikiem z historią partyzantki, ich poglądy nadal ewoluowały. Od czasu wydarzeń ’77 zmagali się z tym rozwojem, dyskutując go wewnętrznie i z zaufanymi zwolennikami, a ostatecznie, jako część tego procesu, zaczęli rewidować niektóre z historycznych założeń partyzantki.

dokument-majowyProces dyskusji przybrał ostatecznie kształt nowego dokumentu zatytułowanego „Partyzantka, Opór i Front Antyimperialistyczny”, który ukazał się wiosną 1982 r. Bardziej znany jako Dokument Majowy był to pierwszy tak ważny dokument teoretyczny RAF, opublikowany w ciągu ostatnich niemal 10 lat, i dlatego był szeroko czytany go zarówno wewnątrz sceny jak i wśród szeroko rozumianej lewicy, szczególnie po tym jak taz opublikowała, jego nieco poprawioną wersję, w swoim wydaniu z 2 lipca.

Opierając się na obserwacjach poczynionych we wcześniejszych oświadczeniach, datowanych od ataku na Haiga, uwzględniając nawet oświadczenie o rozwiązaniu Ruchu 2 Czerwca, Dokument Majowy wysuwał trzy główne argumenty.

Po pierwsze, mówił, że partyzantka i bojowa lewica („ruch oporu”) powinny zjednoczyć się w ramach jednego frontu. Pozostawało niejasne jak miałoby to działać w praktyce, biorąc pod uwagę, że RAF była organizacją podziemną i nadal odrzucała pomysł stworzenia swojego legalnego ramienia. Nie wyjaśniono także jak taki front miałby poradzić sobie z zarzutami państwa o istnieniu członków RAF działających w ruchu. Mimo tych przemilczeń, Dokument Majowy jednoznacznie zapewniał o ważnym miejscu zarezerwowanym dla bojowej lewicy w antyimperialistycznej strategii RAF. Partyzantka wyraźnie próbowała znaleźć rozwiązanie faktu, że pewni wspierający ją ludzie, chcieli pozostać aktywni politycznie na bardziej bojowym poziomie nie schodząc jednocześnie do podziemia. Związana z tym kwestia dotyczyła tego, jak poszerzyć i pogłębić mobilizację przy jednoczesnym uzupełnieniu „wody” w której pływała partyzantka.
Mimo, iż był to ogólny zarys, pewne wyobrażenie jak taki front mógłby wyglądać, dawały ubiegłe lata mobilizacji podczas których antyimperialiści wspierali strajki głodowe i reagowali na ataki RAF, przeprowadzając równoległe serie akcji bezpośrednich o niższej intensywności. Jak wyjaśniał Dokument Majowy:

„Podczas tworzenia komórek tej nowej struktury partyzanckiej w ciągu ostatnich dwóch lat, zorientowaliśmy się, że taka koordynacja dość łatwo zachodzi w sposób zupełnie spontaniczny, i że ma ona – subiektywnie i obiektywnie – siłę, rozumianą w kategoriach materialnych, otwierającą możliwości ataku. Z drugiej strony, zdaliśmy sobie sprawę jak trudne jest podtrzymanie momentu niezbędnego dla tej strategii, by zdołała ona przełamać bariery, dzielące różne polityczne inicjatywy, akcje i ograniczone konteksty praktyczne. Stanowi to przeszkodę na naszej drodze z którą musimy się obecnie uporać.”

Poza inspiracją podręcznikiem RZ, idea frontu mogła wynikać również z negatywnych doświadczeń z uchodźcami RAF, którzy przenieśli się do NRD. Chociaż Susanne Albrecht była zaangażowana w bojowe poparcie RAF na wiele lat wcześniej zanim zeszła do podziemia, i uczestniczyła w niektórych z jej najpoważniejszych akcji, była jednak wyjątkiem. Tymczasem większość tych, którzy nie udźwignęli wyzwania przynależności do RAF i zostali zmuszeni do ukrycia się na Wschodzie, mogłaby stać się cennymi zwolennikami RAF, działającymi na powierzchni, chociażby na poziomie aktywności RZ. Niektórzy z nich przyznali, że nigdy nie uczestniczyli nawet w żadnym ataku: dołączyli do organizacji w gorącym momencie ’77 i zorientowawszy się, że nie da się zrobić kroku wstecz, nie mieli innego wyboru jak pozostać w podziemiu albo narazić się na ciężkie wyroki więzienia. Gdyby wyszli na powierzchnię, groził im co najmniej paragraf 129a. Inni członkowie RAF nazywali takie przypadki „naszymi błędami” i zastanawiając się co zrobić z takimi osobami docierali ostatecznie do przypadku Viett i Stasi. Proponowany front przewidywał miejsce dla bojowników, którzy nie byli gotowi albo nie pasowali do podziemia, i dawał nadzieję zapobieżenia podobnym sytuacjom w przyszłości.

Druga rewizja dokonana w Dokumencie Majowym dotyczyła rewolucyjnego potencjału Pierwszego Świata, nazywanego zazwyczaj „metropolią” lub po prostu „centrum”. Podczas gdy RAF tradycyjnie widziała siebie jako piątą kolumnę centralnej walki toczonej w Trzecim Świecie, Dokument Majowy argumentował, że walka w metropolii sama stała się ważnym czynnikiem w światowej rewolucji. System wydawał się osuwać w coraz głębszy kryzys, i w swojej desperacji mógł uciec się nawet do atomowego unicestwienia. W tym krytycznym punkcie, imperializmowi potrzebne było utrzymanie swojej kontroli wszędzie i w tym samym czasie; z tego zaś wynikało, że można go zdestabilizować poprzez opór na którymkolwiek z jego obszarów.

W globalnej skali, płodnej w możliwości, Europa Zachodnia została wyróżniona jako zajmująca szczególnie ważne miejsce, będące „punktem skrzyżowania między Wschodem a Zachodem, Północą i Południem, państwem i społeczeństwem”, „kamieniem węgielnym” dla światowej rewolucji, „dojrzałym” do radykalnej zmiany.
Chociaż nigdy nie zostało to wyrażone dobitnie, Dokument Majowy otwierał także perspektywę szerszej współpracy formalnej między partyzantkami z różnych krajów, co znajdywało swój wyraz w częstym nazywaniu go frontem „zachodnioeuropejskim” (w opozycji do Niemiec Wschodnich). Idea ta mogłaby zostać podjęta stosownie do dalszego rozwoju całego planu.
Z pewną niejednoznacznością, na przestrzeni kolejnych lat, pojęcie „frontu” będzie używane na określenie każdej z tych koncepcji: frontu tworzonego przez bojowników w podziemiu i tych na powierzchni, frontu tworzonego przez rewolucjonistów metropolii i tych w Trzecim Świecie, a ostatecznie nawet na określenie frontu formowanego przez różne, pracujące wspólnie zachodnioeuropejskie grupy partyzanckie.
Trzecim tematem podejmowanym w Dokumencie Majowym była pochwała wydarzeń i konsekwencji ’77. Pomimo, iż RAF przyznawała, że popełniła błędy, a ’77 był największym jak dotąd krokiem wstecz dla całej organizacji, jednocześnie twierdziła, że w ostatecznym rozrachunku wydarzenia te popchnęły ruch do przodu:

„Jesienią ’77 cała prawdziwa opozycja stanęła w obliczu nowej sytuacji i nowych warunków działania, zarówno pod względem zaistniałej rzeczywistości jak i perspektyw przyszłej walki. Wymusiło to na każdym konieczność fundamentalnego zredefiniowania swojego własnego stosunku do władzy – czy nawet odrzucenia swojej dotychczasowej tożsamości… Był to osobisty skok na poziomie świadomości, żywy moment przeżyty przez prawdziwych ludzi, gdy warunki walki uległy zmianie: NA KORZYŚĆ BUDOWY REWOLUCYJNEGO FRONTU W METROPOLII.”

RAF odnotowała wyraźny kontrast między optymistyczną, zakorzenioną wśród studentów, lewicą lat sześćdziesiątych a buntownikami ze skłotów lat osiemdziesiątych, wyznającymi maksymę „no future” – „Zimni, pozbawieni złudzeń, niczego nie oczekujący od państwa” – uznawała to jednak za pozytywny rozwój, stwierdzając, że „Rewolucyjny front w metropolii rozwija się obecnie na takim właśnie terenie”. Przyznając się do pewnych błędów, zasadniczo broniła własnych działań, umacniając swoją nową, twardogłową ocenę wydarzeń:

„Dialektyka konfrontacji ’77 wywołała tu jakościowo nowe subiektywne warunki walki i doprowadziła do definitywnej integracji sprzeczności w centrum, przeobrażając je w rozwój, imperatyw i możliwość międzynarodowej walki klas. W tym sensie, wydarzyło się to we właściwym momencie.”

Mimo, że RAF uznawała Europę Zachodnią za obszar walki kluczowy na równi z Trzecim Światem, to w dalszym ciągu unikała tradycyjnego wskazywania i nazywania sektorów społecznych, które miałyby materialny interes w przeprowadzeniu rewolucji. Dokument Majowy w żadnym razie nie zwracał się ku klasie pracującej. Nie był też tożsamy z movementyzmem Komórek Rewolucyjnych, koncentrujących się na szerokim spektrum obywatelskich skarg, fundujących wielorakie obszary oporu, ani, mimo istnienia grup takich jak WAIW, w żaden sposób nie przypominał antypatriarchalnej polityki Rote Zora (Więźniarki RAF korespondujące z WAIW stale odrzucały ten rodzaj polityki). Kontynuował raczej budowę własnej linii opartej na tradycyjnym (ponadpłciowym) radykalnym subiektywizmie RAF, idei, która zakładała, że doświadczając przemocy i represji kapitalistycznego państwa oraz sensu wspólnotowości zrodzonej z kolektywnego oporu przeciwko tym represjom, ludzie mogą przejść proces psychologicznego zerwania z systemem. Już w „Służyć Ludowi”, dokumencie RAF z 1972 roku, sugerowano, że takie zerwanie mogłoby popychać ludzi do wstąpienia w szeregi guerilli; obecnie Dokument Majowy aktualizował ten pogląd, nadając mu nieco bardziej realistyczny kształt, stwierdzając, że może ono napędzać „opór” i jego front:

„Sami tego doświadczyliśmy i jesteśmy gotowi dzielić je wspólnie z tymi których znamy: decydującym momentem dla zerwania, pokazującym jak daleko zaszliśmy, jest walka tych, którzy zaczęli działać w ramach tej strategii, lub chcą uczestniczyć jako jednostki w ramach frontu antyimperialistycznego. Zaczęli przewidywać to w odniesieniu do siebie i determinować w tej perspektywie wszelkie polityczne inicjatywy i akcje, by zmierzały one do tego celu. We wszystkim co robili myśleli z perspektywy walczącego frontu.”

Początkowo, linia radykalnego subiektywizmu RAF opierała się na ideach cyrkulujących w łonie Nowej Lewicy, które sygnalizowały zerwanie z czymś, na co (do pewnego stopnia niesprawiedliwie) patrzono z wyższością, określając to jako wąską optykę klasową i kulturalny konserwatyzm starej lewicy. Radykalny subiektywizm podkreślał, że bez względu na wszelki dobrobyt, życie w metropolii czyniło ludzi wyobcowanymi psychologicznie i kulturowo. Brzmiało to wówczas jak dalekie echo Sytuacjonistów i Szkoły Frankfurckiej, jednak RAF stosowała te analizy w wyjątkowy sposób, łącząc je z używaniem przemocy i antyimperialistycznym światopoglądem.

Nie było więc żadnym zaskoczeniem, że opublikowany dziesięć lat później Dokument Majowy, również zawierał tematy, które, jak można było odnieść wrażenie, wyrażały opinie całkiem innych myślicieli politycznych – myślicieli, którzy w latach ’80 zastanawiali się nad mankamentami Nowej Lewicy. Chociaż RAF utrzymała w mocy ideę głównej sprzeczności, oddelegowała ją na zewnątrz, do Trzeciego Świata; w samej metropolii skłonna zaś była nie tylko uznać i objąć swoim wpływem rzeczywistość różnorodnych obszarów oporu, ale uważała również, że rewolucyjna tożsamość może zostać wykuta sui generis, z samego oporu tu i teraz, bez konieczności kreślenia jakichkolwiek planów na przyszłość. Najprościej wyrażono to w słowach, które często były wyśmiewane przez krytyków takiego podejścia: „Rewolucyjna strategia tutaj to po prostu strategia przeciw ich strategii”.

Chociaż ktoś mógłby powiedzieć, że nie dawało to stabilnych podstaw do działania, a zwolennicy takiej linii szykują dla siebie nową serię porażek, oddawała ona jednak ducha ówczesnych czasów. Od Komórek Rewolucyjnych po marksistów w rodzaju Gillesa Deleuze i Felixa Guattari, około 1982 roku, plany i wielkie-wszystko-wyjaśniające-teorie przestały cieszyć się zainteresowaniem. W filozoficznym odwrocie od nich, sprzeciwianie się zaczęło nagle być postrzegane jako coś o wiele lepszego niż proponowanie rozwiązań. Tego rodzaju idee były szczególnie atrakcyjne po dekadzie lat ’70 – kiedy to zwłaszcza K-Grupy doprowadziły wielką narrację do absurdalnego wymiaru – ciesząc się popularnością zwłaszcza wśród Autonomistów. RAF wyróżniała się swoją deklaracją okiełznania tej mikro-polityczną anomii, poprzez redukcję projektu makro-politycznego do jego kwintesencji czyli zniszczenia imperializmu.
Jeśli jednak Dokument Majowy miał przyciągnąć Autonomistów, jego rezultaty były co najmniej mieszane. Chociaż idea partyzantki i bojowej lewicy pracujących w tandemie była kusząca, uwagę zwracał fakt, że nawet w tym „samokrytycznym” dokumencie, autorzy Dokumentu Majowego w dalszym ciągu przypisywali sobie rolę centrum walki,uważając za rzecz oczywistą, że lewica powinna zorientować się wokół RAF. Ponadto, wielu ludzi miało wrażenie, że cała idea frontu odzwierciedla ten sam pomysł Komórek Rewolucyjnych, które jednak w całym dokumencie nie zostały bezpośrednio wymienione z nazwy ani razu. Jak skrytykował to pewien autonomista w czasopiśmie Radikal:

„Tak zwana nowa, pozytywna orientacja jest mętna i niejasno sformułowana. Nowe ruchy nie zostają nazwane a ich motywacja przeanalizowana. Zostają wspomniane tylko w kontekście konfliktu między państwem a partyzantką. Autor widzi partyzantkę w tradycyjny awangardystyczny sposób w czym zbiega się z RAF. Walka zbrojna RZ i niezależnych komórek, które odgrywają ważną rolę w popularyzowaniu zbrojnej i bojowej walki w łonie lewicy, nigdy nie zostaje wspomniana. Po raz pierwszy RAF rozpoznaje polityczną wagę bojowych walk toczących się równolegle do partyzantki. Pojawia się sugestia, że wszystkie trzy środowiska muszą stworzyć wspólny front. Jednak dokument niewiele mówi na temat tego jak taki front miałby wyglądać. RAF postrzegana jest jako siła wokół której ustawione zostają inne ruchy, bez wyjaśnienia na czym miałaby polegać natura ich wzajemnego związku. „Strategia” wyrażona w dokumencie jest formalna i pusta, przedstawiając sobą niewiele więcej niż linię „wszyscy razem przeciwko systemowi”.

Dwadzieścia pięć lat później, Karl-Heinz Delwoo (przeniesiony do więzienia Celle, gdzie pozostawał do czasu zwolnienia go w 1995) tak pisze o swojej ówczesnej reakcji na Dokument Majowy:

„Dokument raczej mnie przeraził. Czułej się jakbym był oszukiwany w kwestii ponownej oceny 1977. Znowu ta sama stara sztuczka: to co za nami zostało zatuszowane przez coś nowszego. Ci z nas, którzy byli w więzieniu przez lata powstrzymywali swój krytycyzm, aby zostawić tym na zewnątrz przestrzeń do samodzielnej oceny spraw.

W 1980 stało się dla mnie jasne, że wraz z oporem przeciwko Bremen (…), lata paraliżu i defensywy zostały przezwyciężone. Uważałem, że ówczesny opór radykalnej lewicy rozwinął się pomimo polityki RAF, że w społeczeństwie istniały radykalne, niezależne od nas stanowiska. „Dokument Majowy” przedstawiał to tak jakby ówczesne wydarzenia wynikły niespodziewanie w rezultacie dialektyki wykreowanej przez ofensywę ’77! Jeśli ktoś tak to widział, nie była mu dłużej potrzeba żadna refleksja. Czułem, że jest to myślenie życzeniowe, służące by uniknąć niezbędnej samokrytyki. W dodatku, dokument zawierał takie oczywistości jak „nasza strategia jest strategią przeciwko ich strategii”, nad którymi my w Celle mogliśmy tylko kręcić głowami.”

Tym niemniej, Dellwo i inni w Celle nadal trzymali język za zębami, nie upubliczniając swojej krytyki. Chociaż wówczas mogło wydawać się, że wiele je dzieli, w retrospektywie Dokument Majowy można porównywać z piątym numerem „Revolutionarer Zorn” Komórek Rewolucyjnych, opublikowanym w 1978 roku, który zawierał podobne wezwanie skierowane do członków naziemnej lewicy, zachęcające by jej członkowie tworzyli własne komórki, przeprowadzając ataki o niskiej intensywności. To posunięcie RZ było uderzającym sukcesem, pozostawało jednak kwestią otwartą czy może ono zostać zreplikowane, zwłaszcza przez grupę, która miała o wiele cięższą reputację i kontynuowała swój konflikt z państwem na o wiele intensywniejszym poziomie. (Oczywiście, inna krytyczna różnica polegała na tym, że strategia RZ czerpała swoją inicjatywę z naziemnej lewicy i zachęcała do ataków na wielorakich frontach, podczas gdy RAF pozostawała przywiązana do idei partyzantki i jej naziemnych zwolenników koncentrujących swój ogień na konkretnych celach).

Jednocześnie, skupienie się RAF na NATO, i ogłoszenie, że Europa Zachodnia była kamieniem węgielnym światowego procesu rewolucyjnego, nie za bardzo odpowiadało wielu jej zwolennikom. Niektórzy widzieli w tej nowej strategii niepokojące odejście od antyimperialistycznej linii, której od wielu lat bronili. Dotyczyło to osób, których powiązania z RAF sięgały jeszcze czasów środowiska zachodnioberlińskiej komuny i okresu działalności APO. W niektórych przypadkach znali oni osobiście założycieli RAF i w przeciwieństwie od innych, nigdy nie przestali wspierać partyzantki. Chociaż nie doszło do żadnych publicznych i nagłych oskarżeń, to w kuluarach środowiska wielu z tych tradycyjnych zwolenników nie było zadowolonych z tej nowej analizy. W istocie, w niektórych miastach ostatecznie doszło do generacyjnego rozłamu wokół kwestii Dokumentu Majowego. Jedni uważali go za zuchwały krok naprzód, podczas gdy dla innych był zlekceważeniem międzynarodowych obowiązków spoczywających na RAF.

Przez dwa lata, ten niepowiedziany krytycyzm, przekazywano sobie co najwyżej w prywatnych rozmowach. Niełatwo było być antyimperialistą lub zwolennikiem RAF, a opuszczenie sceny czy podważanie wyborów dokonywanych przez partyzantkę nie przychodziło łatwo, a z pewnością było tym trudniejsze, jeśli chciało się pozostać wiernym perspektywie pro-partyzanckiej.

Do publicznej krytyki doszło dopiero w 1984 r. Ukazała się ona w formie serii ciętych artykułów opublikowanych w Antiiperialisticher Kampf, sporadycznie ukazującym się magazynie, ograniczonym do wąskiego kręgu i wywodzącym z marksistowsko-leninowskiej Knastgruppe Bochum (Więzienna Grupa Bochum), która zdystansowała się do RAF po jej strajku głodowym w 1981 r. Unikając prezentowania AIK jako czegoś więcej niż czym w istocie był wówczas ten mały magazyn, przedstawimy jego krytykę bardziej szczegółowo, gdyż podsumowuje ona wiele obaw podzielanych przez zwolenników RAF starej daty.
AIK pisał:

„RAF była ideologicznie anty-biała. Świadomie umieszczała walkę antyimperialistyczną w metropolii pod hegemonią walk wyzwoleńczych uciskanych ludów i narodów Trzeciego Świata. Czyniło ją to równocześnie protagonistką proletariackiego stanowiska w walce klasowej na terenie RFN oraz przeciwnikiem nowoczesnego rewizjonizmu, uprawianego przez zachodnioniemiecką lewicę. Podczas gdy proletariackie partie ruchu studenckiego rozwijały szowinistyczne widmo rewolucji w RFN, redukując swoje polityki do sprzeczności praca najemna/kapitał w imperialistycznej metropolii… RAF kontynuowała rozwijanie ideologicznej linii podziału ruchu studenckiego: kryterium pozwalające odróżnić przyjaciela od wroga w walce klasowej na terenie metropolii mówi, że każda walka przeciwko imperializmowi, która nie jest bezwarunkową walką z podporządkowaniem trzech czwartych światowej populacji interesom kapitału finansowego jest w ostatecznej analizie bezpośrednią zdradą międzynarodowej rewolucji.”

Jednak teraz,

„Lepsza część Dokumentu Majowego… zawiera nową szowinistyczną ideologię… jako podstawę dla „antyimperializmu”. Chodzi o dwie sprawy. Po pierwsze, mamy tu rewizjonizm historyczny i zniszczenie antyimperialistycznego stanowiska uosabianego przez RAF do ’77. Po drugie, uznano międzynarodowy stosunek sił odzwierciedlający prawdziwy szowinizm, z czego ten szowinizm może teraz czerpać siłę, zyskując sobie poparcie i zaspokajać swoje potrzeby.”

Krytykę kontynuowano:

„Majowy Dokument RAF z 1982 r… oznacza całkowitą rewizję linii sformułowanej przez RAF w latach ’70, która służyła za punkt odniesienia dla całego segmentu ruchu antyimperialistycznego w RFN, kładąc podwaliny pod całościowe i konkretne doświadczenie polityczne.

Ta rewizja oczywiście nie dokonała się w ciągu jednej nocy. Jej rozwój nastąpił w sercu samej RAF oraz wewnątrz ruchu antyimperialistycznego, w następstwie egzekucji założycielskiej kadry RAF, jaką przeprowadzono w Stammheim, jesienią 1977 r. Wraz ze strajkiem głodowym 1981, komunikatami dotyczącymi Kroesena i Ramstein oraz oświadczeniami podczas procesu, począwszy od 1981, sformułowana została strategia i taktyka na bazie której RAF i jej sekcje w łonie ruchu antyimperialistycznego mogłyby w przyszłości zająć stanowisko na temat narodowej i międzynarodowej walki klas, zupełnie inne od tego z lat ’70. Dokument Majowy to programowy dokument tej nowej linii, i odnosząc się do ważnych antyimperialistycznych kwestii, tworzy on zerwanie z historyczną ciągłością, skupioną pod szyldem RAF.”

Krytyka wysunięta w AIK obejmowała dwie sprawy. Po pierwsze, reorientując się na radykalną lewicę w Niemczech Zachodnich, RAF nie operuje już dłużej w ramach trzecioświatowej rewolucji. Po drugie, skupiając się na walce z NATO oraz wymieniając blok radziecki jednym tchem obok ruchów narodowo-wyzwoleńczych jako składniki opozycyjne wobec imperializmu, RAF adoptowała pro-radzieckie stanowisko.
(AIK, podobnie jak wiele innych grup maoistowskich, reprezentował stanowczo antyradziecką wersję Marksizmu-Leninizmu; krytykował, na przykład, ruch pokojowy za jego rzekomo bliskie związki z „socjal-imperialistycznym” Blokiem Wschodnim. RAF nigdy nie podzielała tego stanowiska, ani przed ani po zabójstwach w Stammheim, z czego scena ich zwolenników dobrze zdawała sobie sprawę i co czyniło te oskarżenia jeszcze bardziej nieszczerymi).*

* – Zobacz na przykład „Fragment regarding the Soviet Union” napisany przez Gudrun Ensslin w więzieniu Stammheim 19 stycznia 1976 r. dostępny na www.germanguerilla.com

Chociaż sam Dokument Majowy nie wydaje się usprawiedliwiać gwałtowności zarzutów AIK, był to intrygujący zbieg okoliczności, że w czasie gdy powstawał ten dokument, RAF faktycznie korzystała z pomocy NRD. Co więcej, w okresie gdy Dokument Majowy był implementowany w życie, w środowiskach antyimperialistycznych rozpowszechnił się pogląd, że Związkowi Radzieckiemu zagrażają nowe pociski dalekiego zasięgu NATO (first strike missiles), co miało utrudniać mu interweniowanie przeciw imperialistycznym atakom na ruchy wyzwoleńcze w Trzecim Świecie.

Dla AIK była to herezja, ponieważ w ich optyce głównym zagrożeniem dla Trzeciego Świata był sam Związek Radziecki:

„Związek Radziecki przedstawia swoje własne hegemoniczne aspiracje jako walkę przeciwko imperializmowi USA oraz jako „strategię światowej rewolucji” dla ludów żyjących w krajach pomiędzy tymi dwoma mocarstwami – poprzez krwawy i bezkrwawy neokolonializm w Trzecim Świecie oraz polityczny i miltarny nacisk wywierany w Drugim Świecie…

W Dokumencie Majowym RAF zamienia tę strategię „światowej rewolucji” w antyimperialistyczną linię dla RFN, przez co staje się bezpośrednim agentem sowieckiego dążenia do hegemonii, i jako taka, sekcją zjednoczonego frontu socjal-imperialistycznego, który chce rozgrywać swój konflikt z amerykańskim imperializmem na plecach ludów całego świata.”

A wreszcie, Dokument Majowy,

„dostarcza szowinistycznych podstaw ideologicznych dla nowego „antyimperializmu”, który koncentruje się na „rozwiązaniu” walki klasowej przez rozwój białego socjalizmu w RFN, osiągając przez to braterskie porozumienie z socjal-imperializmem, gdyż odpowiada bazie społecznej tego ostatniego.”

Chociaż AIK zawsze była małą grupą, nawet jak na standardy skrajnej lewicy, a jej magazyn nigdy nie był zbyt szeroko czytany, to jednak ich krytyka Dokumentu Majowego stała się punktem odniesienia dla pokaźnej liczby starszych zwolenników RAF, którzy odrzucali nową strategię partyzancką. Nawet jeśli ktoś nie zgadzał się z AIK – a właściwie nawet jeśli nie czytał ich tekstu – wiele z ich argumentów przeciwko Dokumentowi Majowemu wydawało się trafiać w sedno. W szerszym gronie radykalnej lewicy, ta krytyka nie odegrała większego znaczenia (jeśli w ogóle została przez kogoś zauważona!), różnorodny krytycyzm ze strony Autonomistów jasno wyrażał opinie znacznie większego grona. Jednakże, w szeregach tradycyjnych zwolenników RAF, rodzaj krytycyzmu wyrażonego przez AIK nadawał kształt niepokojowi odczuwanemu tam przez wielu ludzi, dostarczając im sposobu na wycofanie się z projektu bez porzucania przez nich antyimperialistycznej tożsamości. Mimo, że z perspektywy czasu samo AIK wydaje się być niewiele więcej niż jeszcze jedną odmianą maoizmu lat ’80, to jednak ich krytyka została odebrana przez niektórych, ówczesnych zwolenników RAF jako sposób na sensowne zmiany w środowisku anty-imperialistów.

Oceniając jak ważne było to pęknięcie, warto mieć na uwadze trzy rzeczy. Po pierwsze, do odejścia skłaniali się raczej starsi zwolennicy, których rola najprawdopodobniej była centralna dla wcześniejszych wysiłków wspierania, a przez to bardziej mogli oni dostarczać poczucia ciągłości z poprzednimi „pokoleniami” RAF i sceną jej zwolenników. Cechowało ich przy tym większe oczytanie oraz swoboda w dyskusji, co młodsi towarzysze mogli odrzucać jako „wyższą teorię”.

Po drugie, bez względu na to jak głęboko owi krytycy pozostawali zakorzenieni we wcześniejszej interpretacji antyimperializmu, nie stworzyli na tej podstawie żadnej nowej grupy. Chociaż mogli czuć, że pozostają wierni oryginalnej RAF, z pewnością nie podjęli decyzji by powtórzyć jej praktykę. Dlatego, wydaje się, że mimo tego jak bardzo przekonująco potrafili rozpoznać kryzys antyimperializmu, nie byli w stanie poradzić sobie z nim bardziej niż ich niegdysiejsi towarzysze w podziemiu.

Po trzecie, jak przekonamy się dalej, Dokument Majowy będzie wprowadzany w życie przez przyszłych członków RAF, którzy w momencie jego publikacji nie byli jeszcze nawet w podziemiu, co z kolei mogło później dać innym sposobność do mówienia, że dokument ustanawiał definitywne zerwanie z tym co było wcześniej.
W rzeczywistości jednak, choć nie byli wtedy w podziemiu, część przyszłych członków RAF, o których mowa, uczestniczyła w dyskusjach, które przyczyniły się do powstania Dokumentu Majowego i mieli oni okazję przemyśleć go w kręgach antyimperialistów. Ponadto, nawet pobieżne zapoznanie się z komunikatami RAF, opublikowanymi pomiędzy 1979 a 1981 rokiem pokazywało, że te ideologiczne zmiany zachodziły od lat.

Wspominaliśmy już, że przed swoją śmiercią, Wolfgang Beer miał pracować z Helmutem Pohlem nad ideami, które znalazły się później w Dokumencie, a jeśli tak było, to trzeba zauważyć, że obaj spędzili w więzieniu całe lata, a ślady ich zaangażowania w RAF sięgały do czasów pierwszych dni jej działalności. Co do tych, którzy wciąż pozostawali w więzieniu, chociaż opinia Dellwo została zauważona, ogólna ocena Dokumentu Majowego była pozytywna. Jak będzie wspominać to piętnaście lat później Irmgard Moller, większość więźniów zgadzała się ze strategią frontu oraz z ideą zjednoczenia europejskiej partyzantki:

„Byliśmy zaznajomieni z dokumentem i dyskutowaliśmy go przy każdej nadarzającej się okazji, nawet jeśli tylko we fragmentach. Przychylaliśmy się do poglądu, że czas dla koncepcji frontu jest odpowiedni, z jego składnikami zdefiniowanymi na nowo i uznaniem walk toczonych w Europie Zachodniej za oś i punkt centralny. Podstawową ideą było, żeby działać również politycznie, rozwijać projekty polityczne i budować polityczne związki. Pierwszy etap, formacja partyzantki, dobiegł końca, teraz chodziło o jej konsolidację. My też czuliśmy, że czas ku temu jest dobry. Nawet patrząc z więzienia, mogliśmy dostrzec, że w 1980 znów pojawił się ruch. Minął stan paraliżu, stagnacji i stuporu, określający radykalną lewicę pomiędzy 1977 a 1980 r. Na ulicach znów dochodziło do demonstracji: w obronie skłotów, przeciwko NATO, przeciw energii atomowej. Pojawiły się nowe formy działania, wydawało się, że wiele się dzieje. Wszystko to bardzo nas cieszyło.”

Niezależnie od sumy wsparcia lub jego braku ze strony więźniów, nikt nie przeczył, że Dokument Majowy reprezentuje zasadniczą zmianę, nawet jeśli nie postrzegano go jako zerwania z oryginalną orientacją RAF. Dla zdecydowanej większości zwolenników, Frakcja pozostawała Frakcją, a proponowane zmiany były wynikiem koniecznego pogodzenia się z doświadczeniami minionych dwudziestu lat. Chociaż spory wywołane tymi nowymi ideami miały ostatecznie doprowadzić do zaciekłych debat, w tamtym czasie pozostały wyciszone.
W rzeczywistości, poza to ogólną deklaracją, RAF nie dawała o sobie znać przez kolejnych kilka miesięcy, w tym czasie ruch zmagał się z własnymi wyzwaniami i budował swoją siłę.

STAWIAJĄC OPÓR REAGANOWI W 1982

W 1982 wydawało się, że nic nie może powstrzymać Komórek Rewolucyjnych (RZ). Zestawienie ich akcji stwarza jednak metodologiczne problemy, gdyż akcję pod szyldem RZ – od wybijania szyb po podłożenie bomb – mógł przeprowadzić każdy, dlatego w przypadku badań których tematem nie są Komórki, nieuniknione staje się, arbitralne zawężenie uwagi do ich ważniejszych ataków. Niemniej czytelnik powinien zdawać sobie sprawę, że tym najważniejszym atakom towarzyszyła o wiele większa liczba akcji mniejszego kalibru, mimo, że większość z nich w dużej mierze została dziś zapomniana.
Impulsem do najważniejszej lewicowej mobilizacji w 1982 r. stała się pierwsza prezydencka wizyta Ronalda Reagana w RFN złożona z okazji dwudniowego Szczytu NATO odbywającego się w centrum Bonn. Wciąż pamiętano burzliwe wrześniowe protesty przeciw Haigowi dlatego początkowo nie było wiadomo czy Reagan w ogóle pojawi się w Berlinie Zachodnim, jednak symboliczne znaczenie tego miasta czyniło jego obecność nieuniknioną. Gdyby stało się inaczej zniweczyłoby to rzeczywisty cel tej wizyty, jakim było wykreowanie show jedności za którym stała dwutorowa decyzja o stacjonowaniu w RFN nowych pocisków krótkiego zasięgu Pershing i Cruise. Przygotowując grunt pod wizytę mającą się odbyć w czerwcu, zachodnioberlińska policja rozpoczęła akcje zastraszania miejscowych skłotersów. 28 kwietnia miał miejsce pierwszy nalot od czasu śmierci Rattaya, przeprowadzono go w środku negocjacji dotyczących kwestii legalizacji okupowanych domów. Tej nocy pokojowa demonstracja spotkała się z gazem łzawiącym i ciosami pałek, za wymówkę posłużyło twierdzenie, że protestujący nie ubiegali się o zgodę policji. Gdy następnego dnia na ulice wyszła pięciotysięczna demonstracja, dysponująca „legalnym” pozwoleniem znów użyto przeciwko nim pałek i gazu. Rozpędzenie tłumu przez dwa tysiące policjantów określono jako „orgię przemocy”. Naloty trwały przez kolejne sześć tygodni, konfiskowano anty-reaganowskie ulotki i transparenty, policja została zaangażowana nawet w zamalowywanie antyamerykańskiego graffiti.
Temu wyprzedzającemu uderzeniu towarzyszyła propagandowa szarada, starająca się odmalowywać zachodnie władze jako prawdziwych twórców pokoju. Podczas Szczytu w Bonn, tuż przed pojawieniem się Reagana w Berlinie Zachodnim, NATO opublikowało karykaturalny „Program dla Pokoju w Wolności”. Jak napisał pewien historyk: „Program, który ogłaszał NATO „podstawowym instrumentem pokoju i obiecywał, że NATOwski arsenał atomowy zostanie użyty tylko i wyłącznie w odpowiedzi na atak wroga, ostentacyjnie ukazywał Pakt Północnoatlantycki w kontraście do Paktu Warszawskiego w niezbyt subtelny sposób starając się zrównoważyć rosnące wpływy ruchu pokojowego…”
NATOwska taktyka public relations nie pozostała bez odpowiedzi. Tydzień przed Szczytem Bonn, Komórki Rewolucyjne przeprowadziły najśmielszą ze swoich dotychczasowych ofensyw: 1 czerwca, w środku nocy, oddzielne komórki RZ podłożyły bomby pod Kwaterą Główną Armii USA we Frankfurcie, radiową stacją armii amerykańskiej w Berlinie Zachodnim, ITT w Hanowerze, IBM i Control Data w Dusseldorfie oraz pod Klubami Oficerskimi Armii USA w Hanau i Gelnhausen. Angażując bojowników z całej RFN i Berlina Zachodniego oraz unikając ofiar, ta noc ataków, umocniła pozycję RZ w centrum zachodnioniemieckiego ruchu oporu. Co było mniej oczywiste, działania RZ nie stały w sprzeczności z niedawnym apelem RAF o strategię budowaną wokół wspólnych ataków na NATO i wojsko USA. W kolejnych dniach poprzedzających Szczyt Bonn doszło do dalszych ataków bombowych w których nikt nie został ranny (np. podpalenie Bourns Ketronic Flugtecknik w Hamburgu czy zamach bombowy na Instytut Niemiecko-Amerykański w Tybindze).

atomtod10 czerwca, drugiego dnia szczytu, przez Bonn przeszła demonstracja stu tysięcy ludzi, sprzeciwiających się planom wojennym NATO. Policja graniczna zamknęła miasto, a prewencja bez większych problemów zatrzymała kilka tysięcy osób, które odłączyły się od tłumu i próbowały maszerować do centrum. Do najpoważniejszego zdarzenia doszło jednak tuż przed rozpoczęciem demonstracji, gdy biorący w niej udział mężczyzna oblał się benzyną i podpalił, po czym z poparzeniami trzeciego stopnia został przetransportowany helikopterem do szpitala. Tego samego dnia, dziesiątki tysięcy ludzi zebrały się w podobnej demonstracji w Berlinie Zachodnim.
10 czerwca protestami pieczołowicie zarządzały rozmaite grupy kościelne, Jusos (młodzieżówka SPD) i Zieloni – te same siły, które trzymały inicjatywę na Kongresie Pokoju w Berlinie Zachodnim poprzedniego października – dla których priorytetem było uniknięcie jakichkolwiek sprzeczek z policją. Z powodu reformistycznego charakteru żądań wysuwanych przez demonstrantów w Bonn, wielu Autonomistów i grup antyimperialistycznych postanowiło trzymać się od tego wydarzenia z daleka, panował pogląd, że „Stworzenie własnego kontyngentu w celu zaprezentowania naszej polityki wewnątrz demonstracji prawdopodobnie oznaczałoby, że utonęlibyśmy po prostu w masie obecnych tam ludzi.”
Dlatego radykalna lewica wybrała na swój dzień 11 czerwca, dokładnie wtedy gdy do Berlina Zachodniego miał zawitać Reagan. Na próżno zachodnioberliński senat przeforsował całkowity zakaz wszelkich demonstracji tego dnia, a poprzedniego policja urządziła naloty na wiele domów, konfiskując transparenty i aresztując domniemanych przyszłych uczestników protestu. („Streszczenie Broszury Grup Autonomistów i Antyimperialistów” w Komitecie Organizacyjnym Prairie Fire informowało, że policja sporządziła listę 500-800 osób do prewencyjnego aresztowania, „gdy jednak świnie pojawiły się w nocy przed 11 czerwca zastały puste domy, ponieważ większość towarzyszy celowo spała tej nocy gdzie indziej. Tego dnia udało im się aresztować tylko 29 osób.”).
Autonomiści i antyimperialiści wezwali do udziału w nielegalnej demonstracji w centrum miasta; proszono o zabranie ze sobą chełmów oraz rękawiczek i gogli do ochrony przed gazem łzawiącym, ostrzegano też by na miejsce udać się większa grupą oraz nie zabierać ze sobą dzieci. Nie posuwając się na tyle daleko, by wzywać ludzi do stawienia oporu z użyciem przemocy, Rada Delegatów z Listy Alternatywnej zagłosowała przeciwko Senatowi (do którego właśnie została wybrana), wykorzystując swój wpływ do wsparcia demonstracji 11 czerwca.
Apel spotkał się z reakcją tysięcy ludzi, którzy zgromadzili się na Nollendorfplatz, gdy niespodziewanie cały jego obszar został otoczony drutem kolczastym i armatkami wodnymi; policja oznajmiła, że wypuści tylko tych, którzy zgodzą się na przeszukanie i okażą dokumenty. Nie zamierzając na to przystać, ludzie zaczęli atakować policyjne bariery tego, co niektórzy nazwali później prowizorycznym obozem koncentracyjnym. Wsparli ich w tym spóźnialscy, którzy znaleźli się po drugiej stronie drutu, okolicę wkrótce ogarnęły zamieszki. Jak relacjonował jeden ze świadków:

june11„Demonstranci budowali barykady, podpalali samochody, ciskali kamieniami w policję oraz podpalali i plądrowali sklepy. Grad latających kamieni uniemożliwiał strażakom gaszenie ognia. Setki anarchistów co raz ponawiały szarże na policyjne linie, starając się przebić przez ustawione bariery. Statystyki oddawały skalę zamieszek: policja aresztowała 271 osób, 87 oficerów policji było rannych, 40 demonstrantów zostało poddanych hospitalizacji, a ponad 200 rannych osób otrzymało pomoc lekarską na miejscu.”

Jak wyjaśniono w jednym z antyimperialistycznych raportów:

„Tym razem cel tej demonstracji został przedyskutowany na poziomie krajowym i na tym samym poziomie przebiegała jej organizacja. Mimo państwowych wysiłków zdemoralizowania ludzi, tysiące przybyły na Nollendorfplatz, zdeterminowane by demonstrować…

Potem opowiadano o tym, jakbyśmy tam byli tylko my – czasem gorzej, czasem lepiej zorganizowani – angażujący się w walki podczas demonstracji. Ale to nieprawda. Wielu młodych ludzi, nie należących do naszej sceny, nie biorących udziału w organizacji przyłączyło się do wszystkiego co wydarzyło się w czasie dema. Brali w nim udział nie dlatego, że zgadzali się z naszymi celami, lecz z powodu własnych warunków życiowych (bez pracy, bez mieszkań, bez przyszłości), ponieważ wiedzieli, że muszą bronić się przed tym wszystkim sami.”

Spośród aresztowanych, dwadzieścia jeden osób zostało oskarżonych o poważne zakłócenie porządku, a najwyższy z wyroków wynosił 3,5 roku więzienia. Dzień po zamieszkach nieznane osoby zemściły się na lewicy obrzucając koktajlami mołotowa biuro główne Listy Alternatywnej i pub, który był ważnym miejscem spotkań dla lewicowców. Oba zostały doszczętnie zniszczone.
Demonstracje i zamieszki w Berlinie Zachodnim nie były niczym nowym, jednak fakt, że pewni radykałowie zasiadali teraz w senacie miejskim komplikował sytuację. Chociaż AL była bliżej związana ze swoimi bojowymi korzeniami niż Zieloni, to dynamika wywołana przemocą wypływającą z bazy, mimo jej ogólnego radykalizującego wpływu na ruch jako całość, prowokowała nacisk na aktywistów operujących na arenie politycznej, zmuszając ich do przesunięcia się w bardziej konserwatywnym kierunku. Na przykład, po wizycie Reagana, AL przeprosiła za „błąd” jakim było „pozwolenie”, by demonstracja przerodziła się w zamieszki, i obiecywała, że na przyszłość zajmie się promowaniem oporu non-violence.
Nawet były partyzant Dieter Kunzelmann miał powiedzieć: „Rozjemcy powinni stać się odważniejsi, a bojowcy bardziej rozsądni”. Zbiegło się to z zaostrzeniem wewnętrznej dyscypliny w ruchu pokojowym, co było częścią procesu adoptowania restrykcyjnej linii non-violence przez wszystkie organizacje i inicjatywy popierane przez narodowy Komitet Koordynacyjny.
(Wydają się pasować tu następujące obserwacje dynamiki ruchu społecznego: „reakcje ugruntowanych aktorów politycznych zazwyczaj wzmacniają podziały wśród aktywistów, co prowadzi do dwoistego procesu moderacji i radykalizacji”, a zatem, „Obecność radykalnej mniejszości może z kolei wzmacniać tendencję frakcji umiarkowanej do powściągliwości i instytucjonalizacji”)

WRACAJĄC DO RAF

Podczas gdy NATO i ruch pokojowy dominowały w czołówkach europejskiej prasy, dla reszty świata nie było ani chwili wytchnienia od imperialistycznego rabunku. Wojna o Malwiny między Anglią i Argentyną była w pełnym rozkwicie; rząd Salvadoru z pomocą USA prowadził krwawe działania kontrpartyzanckie przeciw FMLN; a tuż przed Szczytem w Bonn, odbywającym się pod hasłem „pokój przez siłę”, Izrael dokonał inwazji na Liban – we wrześniu wojska izraelskie zachęciły tamtejszych chrześcijańskich Falangistów do zmasakrowania tysięcy palestyńskich cywili w obozach dla uchodźców w Sabrze i Szatili. W nadchodzącym roku, siły USA zbombardują Bejrut, a kilka dni później przeprowadzą inwazję na Karaiby należące wówczas do Grenady. Był to czas obfitujący w wydarzenia zarówno w Europie Zachodniej jaki i Trzecim Świecie, jednak po opublikowaniu Dokumentów Majowych, RAF zniknęła z pola widzenia i nie zabierała głosu. Choć detale tego procesu nie są znane, RAF skupiła się wówczas na pracy wśród swoich zwolenników, formując podstawy dla swojego frontu. Grupy partyzanckie mogą wydawać się czymś wyjątkowym ze względu na swój zbrojny charakter, jednak w rzeczywistości pozostają one fenomenem przede wszystkim politycznym. Przez kolejne dwa lata po wydaniu Dokumentu Majowego RAF nie przeprowadziła żadnych ataków, była jednak daleka od bezczynności, skupiając się w tym czasie na wprowadzeniu tej zasadniczo nowej strategii.
Wydaje się też, że w tym właśnie czasie zakończeniu uległy jej związki ze Stasi. Według Helmuta Pohla nastąpiło to na początku 1984 r. Jak wyjaśnił on wiele lat później, istniała między nimi pewna sympatia, brakowało jednak jakiejkolwiek ideologicznej jedności: „Nie obchodził nas realnie istniejący socjalizm. Sztuczność i frazesy – przy każdej okazji wywoływało to między nami tarcia. Prawdopodobnie byliśmy dla nich równie nie do zniesienia, co oni dla nas.” (Zobacz wywiad z Helmutem Pohlem – „Dla Nas Była To Kwestia Nauki Technik Strzeleckich i Wybuchowych”, str. 339, Dancing with imperialism)
W międzyczasie, na Bliskim Wschodzie, lider PFLP(EO) Waddi Haddad został zamordowany przez Mossad w 1978 r. a jego towarzysze broni podążyli odmiennymi ścieżkami. Palestyńska scena, dostarczająca wsparcia RAF, przeżywała osłabienie, i chociaż Niemcy Zachodni utrzymywali kontakty w tym regionie, Jemen Południowy niespodziewanie zaczął wydawać się odleglejszy niż dotąd. Mimo, że w niektórych miejscach kontakty zagraniczne stawały sie ograniczone, to jednak w innych nawiązywano nowe, a podziemne struktury rozszerzano, jako, że partyzantka zajmowała nową pozycję, szykując się do nachodzącej kampanii.
W połowie września 1982 r. donoszono o udanym napadzie na bank w Bochum przeprowadzonym przez trzech członków RAF, podczas którego zrabowano 100,000 niemieckich marek. Nie jest jasne jaki miał być kolejny krok grupy, gdyż właśnie wtedy państwo odniosło ważne zwycięstwo.
Któregoś dnia października BKA zlokalizowała magazyn-kryjówkę RAF pod Frankfurtem. Wśród znalezionych tam rzeczy, znajdowała się seria zakodowanych dokumentów, które szybko dostarczono do centrali w Wiesbaden. W ciągu czterdziestu ośmiu godzin złamano kod, co pozwoliło BKA na namierzenie kilku podobnych magazynów ukrytych w leśnych obszarach na terenie całej RFN. Poza znaczną ilością fałszywych praw jazdy i paszportów, wojskowych dowodów, pistoletów, jak również notatek na temat różnych więzień, posterunków policji, polityków oraz amerykańskich i izraelskich instytucji, kryjówki te dostarczyły świetnej okazji do urządzenia zasadzki na członków partyzantki, gdyż żadne z tych odkryć nie zostało podane do wiadomości publicznej. W ramach Operation Eichhornchen („Operacja Wiewiórka”) wokół każdej z tych lokalizacji rozmieszczono agentów GSG-9 oraz specjalne jednostki policji MEK, które rozpoczęły nieustającą obserwację.

trojka(Na zdjęciu od lewej: Heidi Schulz,Christian Klar,
i Brigitte Mohnhaupt)

11 listopada schwytano Brigitte Mohnhaupt i Heidi Schulz, gdy zbliżyły się do magazynu położonego opodal miasta Heusestamm, blisko Frankfurtu. Były co prawda uzbrojone jednak wzięto je z zaskoczenia i unieruchomiono zanim zaczęły się bronić.
Pięć dni później, w podobnych okolicznościach schwytano Christiana Klara, gdy zbliżył się do kryjówki koło Hamburga. On również był uzbrojony jednak nie podjął walki, co uruchomiło medialną propagandę, jakoby po ujęciu jego towarzyszek tydzień wcześniej zniechęcił się do dalszej walki. W istocie, Prokurator Generalny Rebmann chełpił się, mówiąc, że „zdumiało go” jak Klar, „człowiek tak wrażliwy na policyjne polowania i tak doświadczony przestępca mógł popełnić taki błąd po wydarzeniach pod Frankfurtem sprzed tygodnia.” (20 lat później Klar skomentował ówczesne medialne spekulacje głoszące, że chciał zostać złapany: „Chodziło o to, żeby wyszydzić kogoś kogo tak długo poszukiwali i kto wreszcie wpadł w ich ręce. Jeśli ktoś zostaje aresztowany i nie ma miejsca na negocjacje, wówczas zaczyna się robić nieprzyjemnie. W tym rzecz i każdy musi się z tym liczyć. Widziałem to wtedy w ten sposób: więcej zemsty dla tego kto stał się ich więźniem (…).

W ślad za tymi aresztowaniami, na terenie całej RFN przeszukano domy wielu osób, aresztowano również kilku antyimperialistów, w tym Daga Maaske i Karin Avdic, którzy pracowali dla Trybunału Russella w 1978 r, jak również Petera Alexa, który brał udział w okupacji dpa. (Większość z nich niemal zaraz wypuszczono, za wyjątkiem Maaske, którego odciski, jak utrzymywała policja, miały zostać znalezione na szkicu w kryjówce w Wiesbaden.) Była to dla RAF duża porażka, wskazująca zdaniem niektórych na jeszcze głębsze problemy. W swojej książce z 2007 r. zatytułowanej Das Projektil sind wir, Karl-Heinz Dellwo z charakterystyczną dla niego szczerością napisał:

„Razem z aresztowaniami, zmieciono infrastrukturę, która była budowana latami. Stało się tak, ponieważ w magazynie centralnym policja znalazła listę wielu pozostałych. U nas w Celle wywołało to mieszaninę smutku, solidarności, ale też gniewu… Centralny magazyn wskazywał na istnienie wyraźnej hierarchii. Wszystkie doświadczenia struktur oporu uczyły nas, że grupy trzeba organizować niezależnie, tak by rozbicie jednej z nich nie oznaczało wpadki pozostałych… Zapaść struktury po aresztowaniach doprowadziła porażkę 1977 roku do jej ostatecznej postaci. Porażka militarna uzupełniła wcześniejsze polityczne i moralne porażki, choć tej ostatniej nie poświęcono nawet uwagi.”

Aresztowania 1982 r. były dla RAF katastrofą, spadając na nią w momencie gdy wreszcie, po raz pierwszy od ’77, odzyskiwała ona równowagę.

 

Dodatki

JAKI POKÓJ?

Mówiono, że w latach ’80 w RFN „z jednej strony istniał prężny ruch pokojowy z drugiej zaś słaby ruch antywojenny”. Znaczenie tego stanu zostało wyjaśnione w dokumencie stworzonym przez Autonomistów i antyimperialistów, który ukazał się na początku wizyty prezydenta Reagana w Bonn i Berlinie Zachodnim:

„Ruch antywojenny jest pacyfikowany przez propozycję stworzenia strefy pozbawionej broni nuklearnej. Oznacza to obietnicę, że wojna nie będzie miała miejsca tutaj, tylko gdzie indziej. Ta „wewnętrzna stabilność” służy osiągnięciu w centrach imperializmu warunków koniecznych dla zagwarantowania i eskalacji plądrowania Trzeciego Świata, „szarych stref”, do plądrowania ich przy udziale innych krajów europejskich, zaangażowanych w ten proces bezpośrednio i militarnie. […]
Naszym celem nie może być „ochrona pokoju” czyli status quo tutaj, ponieważ nie widzimy pokoju ani tu ani nigdzie na świecie. Nie możemy modlić się o pokój, jedyne co możemy to walczyć z przyczyną jawnych i skrytych wojen, niszcząc je w walce przeciw systemowi tutaj oraz przeciw NATO, ponieważ NATO jest głównym narzędziem służącym do ochrony imperialistycznych interesów. Nasz cel to wyzwolenie własne i innych ludzi.

Lub jak wyjaśniła hamburska sekcja Kobiet Przeciwko Imperialistycznej Wojnie: „Nie jesteśmy „Kobietami dla Pokoju” gdyż widzimy, że zarówno tu jak i na całym świecie nie jesteśmy w stanie go wyczarować, i że nie będzie go dopóki nie staniemy do walki z materialnymi przyczynami wojen, i dopóki ich nie zniszczymy.”

VERENA BECKER I VERFASSUNGSSCHUTZ

beckerW pewnym momencie 1981 roku Vereba Becker, która w 1977 r. została schwytana razem z Gunterem Sonnenbergiem, zaczęła współpracować z tajną policją. Oświadczyła m.in. że to Stefan Wisniewski strzelał do Bubacka – jednak Urząd Bezpieczeństwa wyciszył tę sprawę, by uniknąć prawnych komplikacji, ponieważ dożywocie za to zabójstwo odsiadywał już w tym czasie Knut Folkerts.(1)
Trudno ustalić powody dla których Becker zdecydowała się przekazać władzom informacje, poźniejsze doniesienia sugerowały, że wpływ mogły mieć na to warunki w jakich przetrzymywano ją oraz innych członków RAF. Istnieją także poważne wątpliwości na ile wiarygodne były informacje, jakich udzieliła, niektórzy podejrzewają, że uciekła się po prostu do dezinformacji, żeby zmniejszyć swoją odpowiedzialność i wkupić się w łaski swoich prześladowców.
Pod pretekstem transportu do kliniki medycznej, Verfassungsschutz przewiózł ją cywilnym autem z więzienia do mieszkania w Kolonii, gdzie przesłuchiwano ją przez kilka dni bez przerwy. Chociaż nie uzyskała dzięki temu żadnych szybkich korzyści związanych z wysokością wyroku, zapłacono jej 5,000 marek, które wydała na kursy językowe – była to marna suma biorąc pod uwagę, że Verfassungschutz obiecywał wówczas ćwierć miliona marek każdemu członkowi RAF przebywającemu na wolności, który dobrowolnie odda się w ręce władzy.
Abstrahując od przyczyn jej postępowania, Becker najwyraźniej czuła się rozdarta swoją współpracą. W pewnym momencie w 1982 r. udało jej się zamienić kilka słów z innymi więźniami RAF. Powiedziała im co zrobiła, i zgodnie ze świadectwami niektórych osób zaoferowała im, że może się zabić. Więźniowie odsunęli się od niej, równocześnie przekazując jej wiadomość usiłującą odwieść ją od samobójstwa. Co zaskakujące, nie potępiono jej publicznie, a cała sprawa została zatuszowana. Chociaż więźniowie wiedzieli już, że Becker nie można ufać, nie zrobili nic by odciąć ją od pomocy jaką otrzymywała z zewnątrz.
becker2Mimo iż wiadomo, że śledczy chcieli głównie poznać wewnętrzną strukturę RAF, dokładne szczegóły tego, co ujawniła Becker wciąż pozostają nieznane; gdy sprawa wypłynęła na wierzch niemal trzydzieści lat później, w 2007 r, Verfassungschutz w charakterystyczny dla siebie sposób nie chciał ujawnić czego dowiedział się od swojego informatora, którego przesłuchanie zostało zaszyfrowane pod pseudonimem Operation Zauber („Operacja Urok”).
Odmówili nawet gdy z prośbą o kopie ich dokumentów zwrócił się Federalny Urząd Kryminalny (BKA).

(1) – For more on this see pages 273-274. Ironically, in 2010, at a time when Becker and Peter-Jürgen Boock were each making public statements accusing other RAF members of involvement in the Buback hit, Becker herself was brought up on charges related to the killing. She would go to trial in 2012 and was found guilty, receiving a sentence of four years for aiding and abetting. As two and a half years of that are considered served as part of her previous life sentence, she is expected to be released in less than a year. Tagesschau.de “Haft für Ex-Terroristin Becker wegen Beihilfe,” October 5, 2012.

Dyskusja