Historia RAF: Od ruchu skłoterskiego i kobiecego do ruchu anty-NATO
Niniejszy rozdział pochodzi z książki „Frakcja Czerwonej Armii. Historia Dokumentalna. – Część 2. Tańcząc z Imperializmem.” Jest to zarys historii ruchu rewolucyjnego w Republice Federalnej Niemiec na początku lat 80-ych, historia działalności zachodnioniemieckiej partyzantki miejskiej (tzw. 2 pokolenia RAF) na tle ruchów społecznych tamtej dekady walczących z energią nuklearną, NATO, patriarchatem i imperializmem. Widzimy w jaki sposób RAF udało się podnieść z kolan po kryzysowym momencie Niemieckiej Jesieni 77, gdy wydawało się, że partyzantka została już złamana. W niniejszym tłumaczeniu usunęliśmy większość przypisów obecnych w książce, pozostawiając tylko kilka. Polecamy także przetłumaczony przez nas jej poprzedni rozdział z pt: Ofensywa ’81
Antyimperialiści, Autonomiści, walczące kobiety: od skłotów do ruchu anty-nato
Zmiana nigdy nie przychodzi od starych… To kwestia ruchliwości i siły, ponieważ gdy jesteś odrętwiały, znużony i nie w pełni sił nic nie wskórasz. Gdy jesteś młodszy, masz o wiele więcej energii. Trzeba się z tym pogodzić. Nie możesz jednak oczekiwać, że młodzi będą kontynuowali to czym sam się zajmowałeś ani, że będą tacy sami jak ty.
Irmgard Moller
W całej RFN, kwestia więźniów wyłoniła się jako ważny, lecz złożony punkt odniesienia dla nowej generacji buntowników. Jak zobaczyliśmy, Autonomiści wykiełkowali z walk antynuklearnych poprzedniej dekady, rozwijając szeroko własną perspektywę podczas anty-militarnego oporu w Bremen w Maju 1980. Od tego momentu, pogarszające się warunki materialne, zaostrzające się bezrobocie wśród młodzieży, zaczęły dotykać powojenny wyż (demograficzny – przyp. tłum.), stwarzając nowy obiecujący teatr walk: jego aktorem stał się ruch skłoterski.
Przez lata, właściciele nieruchomości pozwalali by budynki bezużytecznie osuwały się w ruinę, co nazywano”nieformalnym strajkiem kapitału” przeciwko kontrolom czynszów uchwalonym w połowie lat 70-ych. Gdy budynki nie nadawały się już do użytku właściciele zaczynali spełniać warunki konieczne by dostać od miasta nisko-oprocentowane kredyty na budowę mieszkań własnościowych dla zamożnych.
Rezultatem tego były dziesiątki tysięcy ludzi pozbawionych przystępnego dachu nad głową, podczas gdy tysiące domów i mieszkań, a często całych osiedli, stało pustych. Sprawy miały się źle zwłaszcza w Berlinie Zachodnim, gdzie nastrój polityczny podsyciły informacje o członkach Senatu, którzy złamali prawo, udzielając pożyczki 160 milionów marek Dietrichowi Garskiemu, słynnemu architektowi, który zainwestował te pieniądze za granicą w projekt mieszkalny, który zakończył się klapą.
Pionierami pierwszych okupacji mieszkalnych na początku lat 70-ych byli imigranccy „gasterbaiterzy” z Turcji i Włoch, jednak w ciągu kilku lat Spontis i członkowie sceny wspierającej partyzantkę zdominowali rosnącą liczbę skłotów, dzięki czemu stały się otwarcie polityczne. W ten sposób skłoting stał się dla autonomistów punktem odniesienia i źródłem identyfikacji, poprzez włączenie się w tą walkę odnowili oni tradycję łączenia ze sobą kwestii praktycznych z wizją lepszego społeczeństwa. Podobnie jak okupacje antyatomowe, również skłoty zradykalizowały ludzi, zarówno poprzez fakt, że decydowali się oni żyć kolektywnie w nowy sposób, jak również przez nielegalną naturę tego doświadczenia.
12 grudnia 1980, doszło do starcia między policją a grupą osób, które usiłowały okupować dom na Kreuzbergu w Berlinie Zachodnim. Dzielnica ta stanowiła silną ostoję ruchu alternatywnego oraz centrum sceny skłoterskiej w tym mieście. Informacje o starciu zaczęły się szybko rozchodzić, wzniecając pogłoski, że dom został opróżniony i za chwilę dojdzie do kolejnej ewikcji; ustawiono barykady a setki ludzi przez godziny walczyło z glinami i szabrowało pobliskie sklepy. Aresztowano ponad sto osób, dwa razy tyle było rannych, a zamieszki te nazwano zamieszkami 12-12.
Lokalny pracownik socjalny tak wyjaśnił to New York Timesowi:
„Widziałem jak za kamienie chwytali ludzie, którzy przenigdy nie mieli ich ręku. Mieliśmy tu sytuację w której ci umiarkowani i spolegliwi widzieli jak ich interesy są bronione przez „ludzi spod znaku no future”, którzy byli gotowi na każde ryzyko.
Mamy tu niesamowity potencjał, ponieważ wszystko jest tak słabo zdefiniowane, umożliwiający każdemu dołączenie do ruchu ze swoim oburzeniem i poczucie, że jest się razem dzięki wspólnemu rozczarowaniu. Wiem, że wśród tych młodych ludzi, socjaldemokraci zwykle mający silne związki z młodzieżą, są teraz całkowicie zdyskredytowani.”
W kolejnych miesiącach, skłotersi gwałtownie stanęli do walki z policją, starcia doprowadziły do zamieszek w miastach całej Republiki Federalnej, a setki budynków były okupowane. W Berlinie Zachodnim utworzono nocne patrole, linie telefoniczne i system radiowy, aby ostrzegać się przed atakami policji i grup skrajnie prawicowych. Szkolono także niezależnych lekarzy, aby mogli udzielać rannym pierwszej pomocy w trakcie ulicznych konfrontacji.
Zachodnioberlińscy socjaldemokraci przeszli do ofensywy. I tak już pogrążeni przez skandal Garskiego oraz dymisję Senatorów Finansów i Ekonomii, z powodu nieporadności w niszczeniu skłotów stracili swoje poparcie na rzecz prawicy oraz – ponieważ w ogóle próbowali je likwidować – nowo powstałej Listy Alternatywnej. (Lista Alternatywna wyłoniła się ze środowiska ulicznej skrajnej lewicy. Początkowo miała być jej przedłużeniem w lokalnych władzach, z biegiem lat odizolowała się od ruchu i przeistoczyła w Partię Zielonych – przyp. tłum.)
Gdy wyborcy poszli na wybory 10 maja 1981, SPD po raz pierwszy od dwudziestu pięciu lat, straciła kontrolę nad berlińskim Senatem, a władza przeszła w ręce koalicji CDU-FDP. Dalece bardziej istotne było jednak powstanie AL, która korzystając z odrodzenia skrajnej lewicy, podwoiła swoje poparcie z 1979 i po raz pierwszy zdobyła fotele w rządzie (miejskim – przyp.tłum.).
Na tej spolaryzowanej arenie miejskiej, nowy Senator Spraw Wewnętrznych z ramienia CDU, Heinrich Lummer, podjął wyzwanie, deklarując, że do końca sierpnia dziesięć największych skłotów zostanie oczyszczonych. Wyglądało na to, że lato przyniesie poważną i decydującą rozgrywkę. Skłotersi zareagowali na groźby Lummera, wzywając do miesiąca oporu nazwanego „Tuwat”, spodziewając się, że przyciągnie on do Zachodniego Berlina setki ludzi. Inicjatywa ta została zakazana, a jej organizatorzy musieli zejść do podziemia aby uniknąć aresztowań, jednak represje i nagonka medialna przyczyniły się do rozpowszechnienia informacji. Ostatecznie, na wydarzenie ściągnęły trzy tysiące ludzi gotowych stawić opór obiecanej przez władze policyjnej ofensywie.
W tym samym czasie Autonomiści pozostawali aktywni w ruchu antynuklearnym – dali o sobie znać podczas nowych mobilizacji przeciwko energii atomowej w Gorleben (1980, 1982), Brokdorf (1980, 1981), Kalkar (1982) – jak również brali udział w innych walkach, spośród których wiele miało wydźwięk ekologiczny i antymilitarny. Prawdopodobnie najsłynniejszą z nich był opór wobec rozbudowy frankfurckiego lotniska, tak zwanego Startbahn West,który wymagał dużej wycinki drzew w pobliskiej strefie dziewiczego lasu. Mimo lokalnego sprzeciwu, ta ekspansja została zatwierdzona przez sądy w 1978 r. Jak relacjonuje Freia Anders, gdy lokalne Inicjatywy Obywatelskie zaskarżyły tę decyzję „w 1980 heski Minister Spraw Gospodarczych Heinz Herbert Karry (FDP) postawił opinię publiczną przed faktem dokonanym i zarządził bezzwłoczne rozpoczęcie budowy bez czekania na decyzję heskiego Wyższego Sądu Administracyjnego”. Wówczas doszło do budowy domków na drzewach i drewnianych chat w lesie dzielnicy Flörsheim, powstała wioska która przekształciła się w popularne miejsce wycieczek i została symbolem oporu.”
Zwoływane tam demonstracje i spotkania regularnie przyciągały tysiące ludzi, jednocząc hipisów, lokalnych mieszkańców i Autonomistów. Trwało to przez ponad rok, aż wreszcie wczesnym rankiem 2 listopada 1981 policja przeprowadziła brutalny nalot. Ludzie stawili opór, a gdy policja zatrzymała część z nich, pozostali wrócili na miejsce by dalej je okupować. Nie wystarczyły godziny ani dni, trwało to dwa tygodnie zanim policji udało się odzyskać kontrolę, a nawet wtedy wciąż pojawiały się pewne problemy z jej utrzymaniem. Chociaż wioska została zniszczona, to w następnych latach miejsce powstawania pasa startowego stało się sceną cotygodniowych „Niedzielnych Przechadzek”, które przyciągały setki, a nawet tysiące protestujących. Autonomiści regularnie pojawiali się na tych „spacerach”, wprowadzając tam użyteczny element umiarkowanej przemocy i starć, w ramach tzw. „wojny przeszkód”. (war of the fences) Narodzinom taktyki bojowej towarzyszyły pogłębione analizy, dzięki czemu ludzie zaczęli dostrzegać związek między nowym pasem startowym a planami wojennymi NATO, wyciągającego swoje macki w kierunku Środkowego Wschodu. Czy to podczas antynuklearnych demonstracji, sprawy Startbahn West, czy w obrębie skłotów, Autonomiści przyciągali młodych ludzi, którzy czuli się kulturowo i ekonomicznie wyalienowani z systemu.
Podczas gdy generacja lat sześćdziesiątych dorastała w okresie materialnego wzrostu, walcząc z byłymi nazistami i skostniałymi konserwatystami, obecne młode pokolenie żyło w okresie ekonomicznego spadku, stykając się z represjami, które często nosiły socjaldemokratyczną maskę. Efektem tego było mniej nadziei, więcej niepokoju, oraz gniew innego rodzaju. Odzwierciedleniem tego były związki ruchu z punk rockiem i jego sloganem „No Future”.
Jak zauważył Spiegel w swoim wydaniu specjalnym poświęconym młodzieżowym zamieszkom, pokolenie lat osiemdziesiątych wyśmiałoby słynną propozycję długiego marszu przez instytucje, wysuwaną niegdyś przez Rudiego Dutschke. Lub jak wyjaśniła Sabine Lenk z Liste aktiver unorganisierter Studenten: „To co wcześniej było opozycją pozaparlamentarną teraz stało się opozycją anty-parlamentarną.”
Oskar Lafontaine, ówczesny burmistrz Saarbrücken, obawiał się, że rewolta młodzieżowa „rozprzestrzeniała się w całej Republice Federalnej jak niekontrolowany ogień.”, zaś Minister Pracy Północnego Renu-Westfalii Friedhelm Farthamm ubolewał nad faktem, że dosięgła „nawet najbardziej odosobnionych obszarów prowincji” – dowodziło to, że ich baza złożona ze studentów i niższej klasy średniej, jak również ich antyreformistyczny (czy wręcz antypolityczny) etos, pozwalały Autonomistom sięgać dalej wgłąb pola walki, niż kiedykolwiek udało się to słynniejszej od nich APO. Sondaż przeprowadzony przez magazyn Stern na początku 1981 pokazał, że 64 procent Zachodnich Niemców pomiędzy czternastym i dwudziestym pierwszym rokiem życia, postrzegało skłotersów z aprobatą. W rezultacie skłoty dostarczały bazę dla wszelkiego rodzaju postępowych projektów: solidarność z walkami wyzwoleńczymi w Trzecim Świecie, wyzwolenie kobiet, prawa gejów i lesbijek, antymilitaryzm i oczywiście wsparcia więźniów.
Chociaż więźniowie RAF przypomnieli ludziom o swojej sytuacji dzięki strajkowi głodowemu w 1981, to RZ (Komórki Rewolucyjne) cieszyły się wśród Autonomistów większą popularnością (1). Płynna strategia i struktura Komórek wydawała się bardziej pasować do tego środowiska, niż RAF, która była postrzegana w dużo mniej przyjaznym świetle. Jeśli chodzi o mniejszość, która identyfikowała się z walką RAF, rozwinęła ona odrębną tożsamość i stała się znana jako anti-imps (skrót od „anty-imperialistów”).
Nie po raz pierwszy, większość apeli RAF kierowanych do tych nowych zwolenników, charakteryzowało przekonanie, że walka prowadzona przez Frakcję stanowi bezkompromisową i „fundamentalną” walkę; pragnienie bezpośredniej konfrontacji z państwem określała jako „wysunięcie kwestii władzy”.
Różnicę między antyimperialistami i Autonomistami dodatkowo komplikował bojowy ruch kobiet, którego część pozostawała wroga wobec RAF, a inna czerpała z jej walki inspirację. W wielu miastach wykiełkowały anty-imperialistyczne i autonomiczne grupy kobiece, organizując podczas demonstracji swoje własne bloki i usiłując połączyć kwestie przemocy wobec kobiet, wolności reprodukcyjnej i patriarchatu z nową falą antymilitaryzmu, młodzieżowej rewolty i walki więźniów.
Stanowiło to element szerszego zjawiska, działaczki, które zostały zmarginalizowane przez trendy, zmierzające ku profesjonalizacji i mistycyzmowi, jakie zdominowały feminizm w późnych latach 70-ych, stworzyły nowe obszary kobiecej walki (często prowadzonej w wyłącznie kobiecych grupach), rozciągając ją wokół szerokiego spektrum tematów. Ulotka kolportowana w Heidelbergu w 1980 dobrze opisywała tę zmianę; jej autorki wyjaśniały:
„Chcemy ostatecznie położyć kres podziałowi między pracą wykonywaną w grupach i centrach kobiecych zajmujących się opresją specyficznie dotykającą kobiet, taką jak gwałt, a polityczną pracą przeciw więzieniom, zbrojeniom i elektrowniom nuklearnym, jaki ma miejsce w mieszanych grupach. Naszym zdaniem ten podział jest alienujący. Jako kobiety/lesbijki, jesteśmy uciskane, pogardzane i nienawidzone przez całą dobę. Od rana do wieczora walczymy o obalenie wszelkich postaci ucisku, bez względu na to czy jego źródłem jest policja, wykidajła z firm ochroniarskich, media, Helmut Schmidt czy jego wielki brat Jimmy Carter, albo typowo przeciętny mężczyzna.”
Dla wielu radykalnych kobiet, sprzeciw wobec państwowej przemocy, uosabianej przez pociski nuklearne i więzienne izolatki – jak również poparcie dla partyzantki – był logicznym rozszerzeniem oporu stawianego codziennie męskiej przemocy. Jak deklarowano w ulotce wydanej po Niemieckiej Jesieni:
“Stockholm, Drenkmann, Buback, Ponto [były] nieprzerwanym pasmem krzyków. Krzyków kobiet… Świadomość społeczeństwa patriarchalnego dominuje wszędzie. Aż nagle zostaje złamana. Nie ma wątpliwości dlaczego kobiety atakują. Jak zawsze. Istnieje wiele sposobów samo-obrony.”
Kobiety z kręgu RZ, podpisujące się jako Rewolucyjne Komórki Feministyczne, wyjaśniły to w podobny sposób kilka lat wcześniej:
„Mamy dość codziennego ucisku i destrukcji, zaatakujemy ich zanim oni zrobią to pierwsi. Koncepcja Komórek Rewolucyjnych dojrzewała przez wiele lat doświadczeń z imperializmem i patriarchatem Niemiec Zachodnich, takich jak: Wracanie do domu nocą. Strach przed tym, że zostanie się zgwałconą. Doświadczenie kobiet konfrontujących się nie tylko z kliką ekonomiczną, ale również z opresywnym myśleniem mężczyzn. „Jestem mniej warta niż facet”, etc. Wreszcie jednak bronię się sama. Nocą uderzam go w twarz. Następnym razem będę bronić się lepiej; gaz łzawiący-jujitsu. Bronię się sama, ponieważ to moja jedyna szansa, używam przemocy. Przemoc w odpowiedzi na przemoc.”
Pogląd ten podzielało wiele kobiet z radykalnej lewicy, a najlepszy wyraz dała mu formacja partyzancka Rote Zora, która wyłoniła się z RZ jako autonomiczna, kobieca grupa zbrojna. Zarazem dla niektórych spośród tych kobiet, RAF była szczególnie ważna, ponieważ jej więźniowie (wielu z nich to kobiety) byli poddawani najcięższym represjom, a ich walka była najintensywniejsza.
Głównym przykładem związków, między działającymi jawnie feministkami a antyimperializmem w wydaniu RAF, była grupa Kobiety Przeciwko Imperialistycznej Wojnie, która jak już wiemy, aktywnie włączała się do strajku głodowego prowadzonego przez więźniów w 1981 r. WAIW składała się z grup działających w kilkunastu miastach, takich jak Düsseldorf, Frankfurt i Hamburg, i skupiała razem kobiety ze sceny anty-imperialistycznej i autonomicznej. Jak wyjaśniono w wezwaniu odczytanym podczas hamburskiego spotkania WAIW we Wrześniu 1980, „Jesteśmy kobietami z całej RFN, które zaangażowały się we wspólną walkę z imperializmem i patriarchalna dominacją, i które, w efekcie, chcą żyć i walczyć wspólnie z innymi kobietami razem z którymi możemy rozwijać rewolucyjną perspektywę.”
Jak wyjaśniały wszędzie, w dokumencie który przetłumaczyły na język angielski w ramach pracy WAIW dla budowy związków z północnoamerykańską lewicą:
„Gdy dwa lata temu zebrałyśmy się wspólnie pod szyldem „Kobiety Przeciwko Imperialistycznej Wojnie” bardzo zależało nam, by przedyskutować politykę RAF oraz politykę jej więźniów. Chodziło nam o rozwinięcie nowej politycznej ofensywy wychodzącej z ruchu kobiecego z którego wszystkie pochodzimy. Ofensywy zdolnej połączyć naszą walkę przeciw męskiej supremacji i przemocy z naszą walką przeciw państwu i imperializmowi. Wiedziałyśmy, że nie chcemy tworzyć sobie cichej wysepki wewnątrz systemu, bo oznaczałoby to rezygnację z ataku na państwo i męską przemoc, rezygnację z próby ich obalenia, i byłoby po prostu zaledwie ich unikaniem. Dlatego polityka RAF pozostaje dla nas tak istotna: towarzysze/ki z RAF i ich polityka nie unikają rzeczywistości, nie ignorują imperialistycznych struktur przemocy, nie ignorują alienacji. Ich polityka nie zakłamuje i nie zaprzecza rzeczywistości, ponieważ nie chodzą oni/one na żadne kompromisy, nie dostosowują się do systemu, a perspektywę i możliwość wyzwolenia od imperializmu, naszego wyzwolenia jako ludzi, traktują bardzo poważnie i walczą.”
Dla kobiet jak i mężczyzn, strategia anty-imperialistyczna nigdy nie unikała walk na terenie RFN, jednak pojmowała je jako rozgrywające się w kontekście wojny globalnej, którą w Trzecim Świecie prowadziły ruchy narodowo wyzwoleńcze, a w Pierwszym partyzantka. Anty-imperialiści byli głęboko świadomi walk toczących się za granicą, szczególnie w Ameryce Centralnej (Nikaragua i El Salvador) oraz na Środkowym Wschodzie (Iran, Turcja, i oczywiście Palestyna). Z kolei tym co interesowało ich najbardziej w krajowej polityce Niemiec Zachodnich, pozostawały zawsze warunki w jakich przetrzymano więźniów i inne formy ucisku, ponieważ to na tych właśnie obszarach konflikt z państwem udało się odsłonić najbardziej. Dlatego właśnie grupy pokroju WAIW walczyły o włączenie do anty-imperializmu, komponentu anty-patriarchalnego. Skupienie się na przemocy wobec kobiet dostarczało im alternatywnych soczewek, pozwalających lepiej obnażyć kłamstwo na temat „pokoju” panującego rzekomo w metropoliach. Analizy te zyskały nowy wymiar, gdy poczynając od 1982, kwestie kontroli populacji i egeuniki, znacząco pomogły wielu radykalnym kobietom powiązać ze sobą konceptualnie te dwa systemy dominacji.
Wyraźne zainteresowanie WAIW problematyką płci, stanowiło istotne odejście od tradycyjnych analiz RAF, wnosząc powiew świeżego powietrza oraz stwarzając kobietom aktywnym w ruchu feministycznym wspólny grunt z partyzantką. Jednak przyjmowanie tego rozwoju mogło zostać przyćmione przez jeszcze większą zmianę w globalnej analizie anty-imperialistów.
Od wydarzeń w Bremen, wielu z nich zainteresował sprzeciw wobec rozmieszczania pocisków krótkiego i średniego zasięgu w ramach natowskiej strategii wyścigu zbrojeń. Mówiąc wprost, ta kampania mogła nie pasować do tradycyjnych analiz RAF, które uznawały nadrzędność konfliktu między imperializmem i Trzecim Światem. Tym niemniej, ruch przeciw pociskom i anty-imperialistów łączył wspólny sprzeciw wobec amerykańskiego imperializmu, jak również opozycja wobec NATO i militarnej władzy USA w Europie. Tym sposobem, ruch ten mógł uzupełnić kierunek zorientowany na solidarność z ruchami narodowo wyzwoleńczymi. Jako nowe siły wzmacniające lewicę, mające w swojej walce za punkt odniesienia pociski Cruise i Bremen, Autonomiści i przeciwnicy pocisków szybko sprawili, że światopogląd ten zapuścił korzenie w środowisku. Doszło do tego, że dla wielu anty-imperialistów każda demonstrująca swoją siłę super-władza, ostatecznie uznawana była za „imperialistyczną”, bez względu na to czy zagrażała Trzeciemu Światu, ZSRR czy nawet społeczeństwom Europy.
Inaczej niż anty-patriarchalne innowacje WAIW, to rozłożenie akcentów, polegające na pomniejszeniu centralnej roli Trzeciego Świata i przesuwające uwagę bardziej ku antyamerykańskiemu i antyNATOwskiemu stanowisku, nie ograniczało się tylko do środowiska zwolenników RAF; w rzeczywistości można było je wyczuć już o wiele wcześniej w komunikacie RAF po zamachu na Haiga, a w kolejnych latach stawało się ono coraz wyraźniejsze.
Fakt, że USA i siły NATO nie pozostawały obojętne wobec zachodnioniemieckiej radykalnej lewicy tylko ułatwił kształtowanie się tego nowego podejścia. Agenci CIA stacjonujący w Berlinie Zachodnim prowadzili rozmowy na temat pomocy w rozprawieniu się z ruchem, ujawniono także iż podczas bitew toczonym pod koniec 1981, między skłotersami a policją, dowódca amerykańskich sił wojskowych oferował policji pomoc przeciwko zadymiarzom, zaś CIA infiltrowało skłoterskie protesty. Odbywały się regularne lekcje ćwiczebne NATO podczas których symulowano niepokoje społeczne w RFN, a wielu uważało, że to najprawdopodobniej CIA lub Sojusz Atlantycki stały za atakami fałszywej flagi, które towarzyszyły partyzantce przez całe lata 70-e.
Poglądy te dodatkowo umocniło objęcie prezydentury USA przez Ronalda Reagana, którego nowym sekretarzem stanu został Alexander Haig: człowiek, którego RAF próbowała zabić, i który potem – co niejako było do przewidzenia – stał się gorącym zwolennikiem bardziej agresywnej strategii „antyterrorystycznej”. Wkrótce po objęciu tego stanowiska, Haig ogłosił, że „Międzynarodowy terroryzm zajmie teraz miejsce jakie dotychczas przysługiwało w naszych zainteresowaniach prawom człowieka, ponieważ stanowi on ich podstawowe naruszenie.”
Jak zanotował jeden z anty-imperialistów, „Reagan otwarcie wypowiedział wojnę „międzynarodowemu terroryzmowi”, a sposób w jaki jest ona prowadzona… nie pozostawia złudzeń co do jednego: to właśnie nam ją wypowiedział – jest to wojna w której zwycięstwo może zostać odniesione tylko przez jedną stronę: my albo oni.”
Takie spostrzeżenia nie były czystą przesadą; jak relacjonowano w gazecie NATO, Kwartalniku Społeczności Atlantyckiej:
„Wiosną 1981 na łamach niemieckiej prasy doszło do żywej dyskusji, po której nastąpiły doniesienia o planach Stanów Zjednoczonych, by wysłać do Niemiec siły antyterrorystyczne przeznaczone do zadań specjalnych, które dotychczas operowały jedynie w strefie Kanału Panamskiego i innych newralgicznych obszarach. Chociaż konkretnym celem sił specjalnych miało być strzeżenie instalacji nuklearnych, ich przedstawiciele powiedzieli, że trenowano je na Florydzie w taktykach zwalczania partyzantki miejskiej oraz w zakresie studiów na strategiami i metodami Frakcji Czerwonej Armii oraz Komórek Rewolucyjnych.”
Anty-imperialiści wyciągnęli z tego wnioski, które następnie odnieśli bezpośrednio do walk prowadzonych przez więźniów. Uważając, że więźniowie Stammheim zostali zamordowani, wielu podejrzewało, że za tą egzekucją stały szwadrony śmierci NATO. Wydarzenia w innych krajach pomagały ludziom lepiej zrozumieć co może wydarzyć się w RFN. Choć działo się to tysiące mil stąd, wojskowy zamach stanu w Turcji, do jakiego doszło w 1980, był dla niemieckich radykałów szczególnie dojmującym przykładem (2). Nie tylko dlatego iż potwierdzał opinie, że NATO będzie wolało dyktaturę wojskową niż jakiekolwiek ryzyko rewolucji (3) w którymś ze swoich krajów członkowskich, ale również ze względu na licznych tureckich „gasterbaiterów” pracujących w RFN oraz głośne i entuzjastyczne poparcie, jakiego władze RFN zaczęły wkrótce udzielać juncie.
Inny przykład stanowiła, położona bliżej Irlandia Północna w której więźniowie z Irlandzkiej Armii Republikańskiej (IRA) i socjaliści z Irlandzkiej Armii Narodowo Wyzwoleńczej od lat walczyli o oficjalne uznanie ich za jeńców wojennych (POW – prisoner of war), po tym jak status ten został zniesiony w 1976 przez laburzystowski rząd Wielkiej Brytanii. W 1980, zmagając się z ostrą politykę rządu torysów, siedmiu więźniów rozpoczęło pierwszy strajk głodowy, który zakończył się po 53 dniach nie uzyskując postulowanych rezultatów. Niecałe trzy miesiące później, 1 marca 1981, więźniowie przystąpili do kolejnej głodówki. Przerwano ją dopiero 3 października 1981, gdy dziesięciu z jej uczestników już zmarło.
Gdy brytyjski i zachodnioniemiecki rząd musiały zmagać się z trwającymi równocześnie strajkami głodowymi, których żądaniem był specjalny status i prawo do stowarzyszania się więźniów politycznych, RAF i więźniowie republikańscy w naturalny sposób postrzegali siebie jako swoich towarzyszy, zaangażowanych po tej samej stronie większego konfliktu i walczących ostatecznie z tym samym nieprzyjacielem. Należący do INLA więzień Patsy O’Hara – jeden ze zmarłych podczas strajku w 1981 – przesłał głodującym więźniom RAF wyrazy solidarności, mówiąc: „Dla osiągnięcia naszego celu, naszej nadziei na socjalizm, nie możemy, jestem o tym przekonany, ograniczać się do naszych narodowych granic. Nasza perspektywa jest internacjonalistyczna, taka jest istota socjalizmu… Razem z pozostałymi więźniami INLA-IRSP przesyłam wam jak najcieplejsze pozdrowienia i mam nadzieję, że wasza walka zakończy się sukcesem bez ofiar.”
W telegramie do Komitetu Członków Rodzin działającego w RFN, Irlandzka Partia Socjalistyczno-Republikańska bez wahania wskazywała podobieństwo między traktowaniem irlandzkich i zachodnioniemieckich więźniów:
„Irlandzka Partia Socjalistyczno-Republikańska całkowicie sprzeciwia się rządowi Niemiec, który liczy na złamanie woli waszych więźniów. W pełni popieramy ich żądania oraz cel waszej kampanii. Choć widzimy różnicę między naszą i waszą walką, popieramy wasze prawo do lepszych warunków więziennych. Potępiamy natomiast brutalną torturę, jakiej poddawani są głodujący więźniowie, szczególnie barbarzyńską praktykę przymusowego karmienia, która doprowadziła do śmierci Irlandczyka Michaelsa Gaughana, strajkującego w angielski więzieniu. O zakończenie represji. Zwycięstwo dla głodujących kobiet i mężczyzn. Venceremos”
Tego rodzaju deklaracje były odwzajemniane, WAIW oraz inne grupy regularnie wyrażały swoje poparcie dla strajku głodowego Irlandczyków. Tak samo jak więźniowie znajdujący się w odmiennych kontekstach uznawali się nawzajem za towarzyszy, tak rządy wzajemnie zachęcały się do podtrzymywania twardej linii postępowania wobec ich żądań, podczas gdy NATO będące w istocie jednolitą, łączącą te rządy strukturą, starało się wypracować wielonarodową strategię, która uniemożliwiłaby zastosowanie Konwencji Genewskiej i innych międzynarodowych porozumień prawnych do sytuacji w jakiej znajdowali się pojmani rewolucjoniści.
Więźniowie RAF i ich zwolennicy uznawali za dowód winy artykuł opublikowany w Przeglądzie NATO z października 1980, ostrzegający przed przyznawaniem więźniom statusu politycznego. Autor tekstu ubolewał, że „rząd ustępuje skazanym terrorystom w sprawie uprzywilejowanego statusu więźniów politycznych” i „posłusznie spełnia żądania oficjalnych dochodzeń czy międzynarodowych komisji w sprawie rzekomego maltretowania skazanych lub podejrzanych o terroryzm”. Autor artykułu, Paul Johnson, przekonywał, „Terroryści odnoszą sukces gdy prowokują represje, ale gdy udaje im się uzyskać ustępstwa, triumfują.”
Chociaż teksty Przeglądu NATO nie były dokumentami politycznymi, a komentarze dotyczące statusu politycznego stanowiły część długiej listy pobożnych życzeń i rad Johnsona, cytowany fragment dobrze ilustruje definitywną jednomyślność, jaka w tej sprawie ukształtowała się pomiędzy Europą Zachodnią a Ameryką Północną. Johnson, który wcześniej pełnił rolę redaktora New Statement, podczas pisania tego tekstu był bliskim doradcą i speechwriterem Margaret Thatcher, która właśnie została wybrana na stanowisko ministra Wielkiej Brytanii. Dzięki temu w nadchodzących miesiącach miała stać się kobietą nadzorującą śmierć irlandzkich więźniów. Zwolennicy RAF często cytowali te zdania jako „dyrektywę NATO” wymierzoną w więźniów – można to uznać za wyolbrzymienie, nie ulega jednak wątpliwości, że rady Johnsona pokrywały się z ogólnym obrazem rzeczywistości.
Pojmowanie roli NATO jako kluczowego instrumentu imperializmu podzielali rewolucjoniści w całej Europie; na przykład po nalotach do jakich doszło w 1980 w Paryżu, zwolennicy RAF napisali do Liberation, zarysowując sposób w jaki
„Ta Europa glin stanowi spełnienie marzeń nie tylko gangu Herolda (szef niemieckiej policji – przyp. tłum.), to część wojskowego i politycznego projektu USA; NATO-izacja całej Europy, rozumianej jako blok w pełni zintegrowany ze strategią wojskową USA, wymierzoną oczywiście w ludy Trzeciego Świata, ale również w tych, którzy nie chcą się podporządkować tutaj… Przejawem tej „walki” jest sięganie po wyrafinowane i szeroko zakrojone metody by stłumić ruchy zbrojne, a zwłaszcza RAF. Jak dotąd szczególnie dotyczy to RAF, ponieważ precyzyjnie i bezpośrednio przeciwstawiała się ona właśnie tej Europie pod kontrolą niemiecko-amerykańskiej hegemonii: mówiąc konkretnie, dokonując w ’79 zamachu na pomysłodawcę tego planu generała Haiga, wówczas szefa NATO, którego próbowało zabić Komando Andreas Baader.”
Przyjęcie takiej perspektywy oznaczało, że walka więźniów stanowi jeszcze jeden element walki z NATO – a walka z NATO stanowi jeden ze sposobów wsparcia więźniów. W istocie, NATO zaczynało jawić się jako zdecydowane uosobienie imperializmu w Europie Zachodniej, co potwierdzało realne zaangażowanie Sojuszu Atlantyckiego w operacje kontr-partyzanckie na całym świecie.
W 1984 r. dobrze wyjaśnili to więźniowie z RAF przetrzymywani w Stammheim, którzy napisali w swoim oświadczeniu: „Rewolucyjna walka w Europie Zachodniej stawia czoła jednolitemu systemowi, zcentralizowanemu przez NATO. Interwencja NATO zagraża rewolucji w Portugalii. Wbrew woli społeczeństwa Hiszpanię włączono do EC i NATO, uznając faszystowskich generałów. Pucz NATO w Turcji. NATO-wskie operacje kontr-partyzanckie w Irlandii i we Włoszech. Powstanie tego niestabilnego, zunifikowanego systemu sprawia, że zniszczenie NATO staje się celem strategii rewolucyjnej w Europie Zachodniej.”
Decyzja by skupić się głównie na NATO miała swój stosowny cel taktyczny; Spiegel cytował Birgit Hogefeld, anty-imperialistkę, która dołączyła później do RAF, gdy wyjaśniała ona w jaki sposób idee RAF pokrywają się z nastrojem politycznym, ogarniającym cały kraj. Kwestia rozmieszczenia nowych pocisków w RFN sprowokowała szeroki sprzeciw, a niechęć do NATO zbiegała się z ukrytym antyamerykanizmem oraz obawami dotyczącymi prezydentury Ronalda Reagana, który walił w bębny wojenne po drugiej stronie Atlantyku. Wydawało się, że daje to antyimperialistom szansę na dotarcie do radykalnej lewicy, a niektórzy na radykalnej lewicy uznawali to z kolei za szansę na dotarcie do „zwykłych Niemców”.
Wreszcie, atakowanie NATO i przyznanie konfliktowi Wschód-Zachód tej samej rangi co co konfliktowi toczącemu się między Północą a Południem, było zgodne z ideologicznym zwrotem, jaki miał wówczas miejsce wśród zachodnioniemieckiej lewicy. NRD i inne państwa realnego socjalizmu raptownie zaczęły jawić się w bardziej przyjaznym świetle. Jak wyjaśnił Helmut Pohl: „… polityczne warunki działania były intensywne, gdy weźmiemy pod uwagę stacjonowanie pocisków i politykę Reagana. Gdy obawiałeś się, że może dojść do wojny, zaczynałeś inaczej postrzegać kraje socjalistyczne. Na przykład, wiemy, że ugrupowania radykalnej lewicy, które działały wówczas w ruchu – Autonomiści, grupy kobiece i profesjonalne stowarzyszenia – udawały się na letnie spotkania FDJ (Free German Youth -nrd-owska młodzieżówka socjalistyczna – przyp.tłum.) Nie był to zatem tylko przypadek RAF, odzwierciedlało to raczej powszechną tendencję”.
W rzeczywistości, RAF nie była jedyną grupą, która zaadoptowała antynatowską optykę: Komórki Rewolucyjne od lat przeprowadzały zamachy bombowe na amerykańskie bazy wojskowe, a w 1981 po raz pierwszy zaatakowały cele związane z pasem startowym Starbahn West. Wkrótce ich priorytetem stały się również ataki na kompleks militarno-przemysłowy.
Partyzantka wywodziła swoją pozycję z ulic, gdzie Autonomiści, zasileni przez bezprecedensową ilość nowych zwolenników, stawiali opór zimnowojennej administracji Reagana i jego europejskich sojuszników. W przypadku Komórek Rewolucyjnych, biorąc pod uwagę ich silną orientację na ruch, przyjęcie tej nowej trajektorii było czymś naturalnym. Jednakże w przypadku RAF, było to ryzykowne posunięcie, ponieważ istniało realne ryzyko, że rozmyciu ulegnie ich dotychczasowa linia polityczna, a korzyści będą żadne.
RUSZAJĄC DO WALKI
Choć z jednej strony, dzięki zamieszkom w Bremen, Autonomiści przejęli antymilitarystyczną inicjatywę, to jednak pozostawali częścią szerszego ruchu „pokojowego”, zakorzenionego w Inicjatywach Obywatelskich, który przyciągał do siebie ludzi o wszystkich orientacjach politycznych z całej RFN.
Największy jak dotąd protest tego ruchu, zaplanowano na 13 września 1981, w dzień wizyty w Berlinie Alexandra Haiga – nowego sekretarza stanu w rządzie Reagana. Dla każdego było jasne, że dzięki swojemu potencjałowi protest ten mógł otworzyć nowy rozdział poważnej falę aktywności antymilitarnej i antyamerykańskiej.
Zaledwie w kilka miesięcy po strajku głodowym więźniów, i w połowie trwania Tuwat, RAF przystąpiła do działania, przeprowadzając w szybkiej serii dwa ataki, których celem stały się amerykańskie siły wojskowe stacjonujące w RFN.
31 sierpnia, Komando Sigurd Debus zdetonowało samochód-pułapkę w Ramstein USAREUR, amerykańskiej bazie lotniczej i siedzibie głównej sił powietrznych NATO w Europie centralnej. Wybuch nastąpił o 7 rano, przed samym budynkiem kwatery głównej Sił Powietrznych, wybijając okna w promieniu 100 metrów i stawiając w ogniu samochody stojące na wojskowym parkingu. Rannych zostało dwadzieścia osób – osiemnastu amerykanów, w tym generał, i dwóch Niemców – a zniszczenia wyrządzone okolicznym domom i pojazdom oszacowano na 7.2 milionów marek. Jak ustaliła policja, wybuch był tak silny, że silnik auta podstawionego przez RAF wylądował na dachu pobliskiego, pięciopiętrowego budynku.
Bomba eksplodowała chwilę przed przybyciem większości pracowników bazy do pracy – jak zauważył jeden ze świadków: ” To cud że nikt nie zginął. Pół godziny później i mielibyśmy tu masakrę.” W mgnieniu oka, policja wojskowa w pełnym rynsztunku, wymachująca karabinami M-16, otoczyła teren parkingu, a w okolicy rozstawione zostały blokady drogowe – działania te nie mogły nic zmienić, ponieważ partyzanci byli już daleko stąd.
BKA wiedziała, że Ramstein mogła stać się celem dla RAF, gdyż plany tej bazy znaleziono rok wcześniej w kryjówce grupy. Tym niemniej, był to szok – choć 1981 był rokiem licznych działań i protestów przeciwko wojskowej obecności amerykanów, atak na Ramstein był potencjalnie zabójczy, przypominając jedną z akcji, jakich nie widziano od czasu Ofensywy Masowej z 1972 r. Ponadto, był to pierwszy atak RAF na terenie Niemiec, od czasu Niemieckiej Jesieni. Przykuło to uwagę ludzi. Zamach na Ramstein uruchomił znaną już dynamikę. Tak jak strajk głodowy więźniów wywołał akcje solidarnościowe poza murami więzień, tak obecne ataki RAF zainspirowały ruch do działania. Było czymś normalnym, że zaawansowane akcje partyzanckie pociągały za sobą ataki antyimperialistów o mniejszej skali rażenia, wymierzone często przeciwko podobnym celom. Na przykład, dwa dni po zamachu, niezidentyfikowane osoby podpaliły biura SPD we Frankfurcie, pozostawiając graffiti nawiązujące do Ramstein, „Śmierć amerykańskiemu Imperializmowi”. W Wiesbaden spalono kilkanaście samochodów należących do amerykańskiej armii, a nieco później w tym samym tygodniu, w dniu gdy dziesiątki tysięcy zgromadziły się na proteście przeciw wizycie Haiga w Berlinie Zachodnim, przy użyciu koktajli mołotowa zaatakowano siedzibę amerykańskiego konsula generalnego we Frankfurcie.
Sama wizyta Haiga okazała się być dla państwa dużym problemem. Tydzień wcześniej, Deutscher Gewerkschaftsbund (Konfederacja Niemieckich Związków Zawodowych) zwołała proamerykański zjazd „pokojowy” w Berlinie Zachodnim dla uczczenia czterdziestej drugiej rocznicy rozpoczęcia II Wojny Światowej. Było to jedno z wielu wydarzeń zorganizowanych przez DGB w opozycji do rosnącego w siłę ruchu przeciwników pocisków. Marsz odbył się w dzień po zamachu na Ramstein i okazał się obosieczną bronią, ponieważ przyłączyły się do niego setki zamaskowanych Autonomistów, którzy zaczęli wybijać okna w bankach i firmach na Kürfurstendamm. Aresztowano siedemnaście osób, czterdziestu dwóch funkcjonariuszy zostało rannych, a starcia przeciągnęły się do nocy – był to przedsmak tego, co dopiero miało nadejść.
Haig przybył do Berlina we wtorek, gdzie powitało go pięćdziesiąt tysięcy demonstrantów, a wśród nich antyimperialiści, którzy wydrukowali z tej okazji ulotki z wizerunkiem sekretarza stanu, opatrzone komentarzem: „2.7 sekundy za późno” – odniesienie do nieudanego zamachu RAF na jego życie dwa lata wcześniej.
Władze wyprowadziły na ulice siedem tysięcy policjantów; nie zniechęciło to jednak Autonomistów, pod koniec demonstracji odłączyło się od niej około trzech tysięcy bojowców, którzy ruszyli w stronę ratusza Berlin-Schöneberg. Początkowo zaskoczeni gliniarze, szybko się otrząsnęli i odpowiedzieli szarżą z udziałem pałek, działek wodnych i gazu łzawiącego.
Ludzie budowali prowizoryczne barykady przewracając samochody i podpalając śmietniki, ostatecznie jednak ulice zostały oczyszczone, częściowo dzięki strachowi jaki wywołały wozy policyjne, które wjeżdżały w tłum z dużą prędkością. Aresztowano 105 osób, a 151 policjantów było rannych.
Demonstracja przeciw Haigowi była kolejnym politycznym zwycięstwem Autonomistów, a nagłówki gazet w następnych dniach donosiły „Haig w Berlinie – Płomienie, Krew i Plądrowanie” (Oczywiście zdecydowana większość protestujących nie uczestniczyła – i nie pochwalała – w przemocy, jednak konserwatywne skrzydło ruchu pokojowego nie wiedziało jeszcze jak poradzić sobie z bardziej radykalnym środowiskiem ulicznym).
Kolejny atak RAF został przeprowadzony dwa dni później, 15 września, organizacja usiłowała zabić generała Fredericka Kroesena, głównodowodzącego Armią USA i Sekcją NATO w Europie Centralnej. Partyzanci rozbili całonocny obóz na drzewiastym zboczu w pobliży mostu nad rzeką Neckar, przez który generał regularnie przejeżdżał w drodze ze swojego podmiejskiego domu do kwatery głównej amerykańskiej armii w Heidelbergu. Następnego ranka przejeżdżał tamtędy ze swoją żoną, w aucie którym kierował szofer, za nimi jechała eskorta policji wojskowej. Partyzanci namierzyli cel przy pomocy wyrzutni rakiet RPG-7 i strzelili. Jedna rakieta wysadziła bagażnik, druga natomiast wybuchła uderzając w zderzak, dodatkowo pojazd został ostrzelany zwykłymi pociskami.
Normalnie tego rodzaju atak byłby śmiertelny: w zwyczajnym samochodzie doszłoby do zapłonu i eksplozji baku z paliwem. W tym przypadku stało się jednak inaczej, ponieważ jeden z ochroniarzy generała miał ponoć zauważyć wcześniej tego samego roku, że konwój jest śledzony przez osoby poruszające się na motorach; po sprawdzeniu ich numerów rejestracyjnych miało okazać się, że są to osoby powiązane ze sceną antyimperialistyczną. Dlatego zdecydowano się zaostrzyć środki bezpieczeństwa i generał otrzymał nowy pojazd ze specjalnym opancerzeniem. Chociaż auto zostało uszkodzone przez dwa pociski i dodatkowo ostrzelane kulami, jego pasażerowie przeżyli atak, jednak wskutek wybuchu oboje mieli poważne problemy ze słuchem.
Gdy zostali przewiezieni do szpitala, by opatrzyć im drobne rany, spowodowane przez rozpryskujące się szkło, Kroesen wypowiedział się w rozmowie z reporterami. „Nie wiem kto to zrobił, ale nie ulega wątpliwości, że była to grupa, która wypowiedziała nam wojnę”– powiedział, odnosząc się do RAF i dodał: ” Teraz zaczynam im wierzyć”.
Pomimo faktu, że generał wyszedł z zamachu bez poważniejszych obrażeń, techniczne zaawansowanie z jakim go przeprowadzono było dla władz dużym zaskoczeniem. Jak wyjaśnił pewien rzecznik policji, użycie broni wojskowej nadawało partyzantce „nową jakość”. Co więcej, RPG-7 jest bronią przeciwczołgową – Mercedes generała był nie tylko o wiele mniejszy od czołgu, ale również częściowo przesłaniała go mijana roślinność, mimo to, został trafiony dwa razy z odległości prawie pięciuset stóp.
Kilka lat później Inge Viett wyjaśniła, że partyzantów przygotowali do tego ataku Niemcy Wschodni. Zgodnie z twierdzeniami tej byłej uczestniczki Ruchu 2 Czerwca, agenci Stasi mieli tamtego lata spędzić kilka dni na obozie w Briesen, pokazując członkom RAF jak używać RPG-7. W ramach szkolenia partyzanci mieli wysadzić kilka limuzyn Mercedesa, w których umieszczono najpierw manekiny, a w ostatniej próbie poświęcono niemieckiego owczarka. Miało to doprowadzić do gorącej wymiany zdań, między partyzantami, którzy nie widzieli sensu w zabijaniu bezbronnego zwierzęcia, a agentami Stasi, którzy nalegali, argumentując, że chodzi o pokazanie jak eksplozja działa na osobę siedzącą z tyłu.
Warto zauważyć, że zeznania Viett były sprzeczne ze słowami innych byłych członków RAF, w tym Helmuta Pohla, który w 1991, udzielił wywiadu gazecie Frankfurter Rundschau, w którym oświadczył, że trening o którym mowa odbył się po ataku na Kroesena, a nie przed, a jego celem było wyjaśnienie, co partyzanci zrobili źle. Zdaniem Pohla organizatorem treningu była Narodowa Armia Ludowa (siły zbrojne NRD – przyp.tłum.), a nie Stasi. W 2011, Christian Klar (zwolniony z więzienia w 2008) oskarżył Viett o rozpowszechnianie kłamstw w oskarżenia agentów Stasi o „wspieranie organizacji terrorystycznej”, po trzydziestu latach od tamtych wydarzeń, gdy była NRD została już zaanektowana przez RFN. Zdaniem Klara był to element umowy jaką Viett miała zawrzeć w zamian za obniżenie wyroku. (Gdy tylko Viett złożyła swoje zeznania, następnego dnia postawiono zarzuty rzekomo zamieszanemu w sprawę oficerowi Stasi. Potem zostały one oddalone, a Viett publicznie przeprosiła za swoje zeznania, gwałtownie przy tym zaprzeczając, że stanowiły one część jakiegokolwiek układu z państwem)
W tamtym czasie jednak nie wysuwano takich podejrzeń, nikomu nie przychodziły one nawet do głowy. Dla antyimperialistów, atak na Kroesena, podobnie jak poprzedzający go zamach na Ramstein, był politycznym sukcesem, przykładem znaczenia jakie dla jawnie działającej lewicy miała RAF:
” wielu ludzi zrozumiało teraz, że zaatakowane cele mają ogromne znaczenie dla amerykańskiej strategii wojskowej. Przykładem tego może być wielka manifestacja zorganizowana przez pokojowe grupy kobiece w 1981 pod kwaterą główną w Ramstein. Ataki RAF były dyskutowane przez wiele różnych grup pokojowych i w przeciwieństwie do roku 1977, tym razem niektórzy otwarcie je krytykowali.
Dynamika uruchomiona przez atak zyskała jednak na sile i nabrała rozpędu. W czasie gdy Kroesen prowadził swoją drugą konferencję prasową na temat ataku, policja zidentyfikowała i rozbroiła dwie bomby podłożone na torach kolejowych, którymi zaopatrywano bazę lotniczą Rhine-Main we Frankfurcie. (Materiał wybuchowy został podłożony w butlach gaśniczych wyposażonych w kable i zegar, miał dostrzec go lotnik, który uczęszczał wcześniej na zajęcia z bezpieczeństwa, gdzie uczono rozpoznawania bomb). W tym samym tygodniu, nieznana osoba podłożyła bombę w biurach Dow Chemical w Düsseldorfie, i tym razem ładunek również został rozbrojony.
Poważne ataki powodowały, że mniejsze akcje, które normalnie przeszłyby bez większego echa, zyskiwały niespodziewany rozgłos. Tak było w przypadku akcji we Frankfurcie, gdzie nieznani sprawcy poprzebijali opony w samochodach należących do amerykańskich rekrutów – akcja ta trafiła do międzynarodowych agencji prasowych, dzięki temu, że na autach pozostawiono także napisy „Stop pasowi startowemu NATO” (nawiązanie do Startbahn West) oraz „Kroesen” i „Ramstein”. Oczywiście, jak mieliśmy już okazję się przekonać, skutkiem ubocznym takich wydarzeń było to, że nawet tak nieszkodliwe działania jak namalowanie graffiti mogło zostać uznane za popieranie organizacji „terrorystycznej” zgodnie z paragrafem 129a.
W międzyczasie, ta nasilająca się fala oporu, spotkała się nie tylko z przeciwdziałaniem państwa, ale również z wrogością ze strony liberalnej części ruchu pokojowego. Po tym jak ruch przeciwników wojny w Wietnamie zanikł we wczesnych latach 70-ych, aktywizm „pokojowy” stał się domeną Inicjatyw Obywatelskich i grup kościelnych, które często pokrywały się z pacyfistycznym skrzydłem ruchu antynuklearnego, a czasami miały nawet powiązania z SPD. Dopiero zamieszki w Bremen w 1980 złamały te hegemonię, jednak mimo to, radykałowie i tak toczyli wciąż nierówną walkę. Jak ujął to jeden z pisarzy, była to uciążliwa sytuacja, gdyż „z jednej strony mieliśmy kwitnący ruch pokojowy, a z drugiej słaby ruch antywojenny.”
Dobrze ilustrował to przebieg Kongresu Pokojowego, jaki odbył się w październiku 1981 w Berlinie Zachodnim, gdzie widoczne było, że w łonie ruchu współistnieją odmienne siły. Kongres został zorganizowany aby powołać Komitet Koordynacyjny dla całego ruchu; chodziło również o to, by przy okazji doprowadzić do zmarginalizowania Autonomistów. Zderzenie tych dwóch światów nastąpiło gdy na podium weszli Karsten Voigt i były Minister Sprawiedliwości Hans-Jochen Vogel, obaj należący do SPD. Na scenę wdarli się wówczas antyimperialiści, krzycząc i gwiżdżąc oraz niszcząc sprzęt oświetleniowy. Zabrali także głos, odczytując żądania więźniów wysunięte podczas strajku głodowego jaki odbył się wcześniej tego roku, po czym zajęli miejsca siedzące skandując „Vogel morderca! Vogel wynocha! Vogel wynocha!” Na początku widownia nie była pewna jak zareagować na całe to zamieszanie – po dłuższym momencie konsternacji, organizatorzy zwarli szyki i „bezprzemocowo” zepchnęli anty-imperialistów do rogu. Ostatecznie politycy SPD mogli przemówić, jednak do tego czasu połowa widowni opuściła salę.
Walka zbrojna nie cieszyła się w łonie ruchu antyrakietowego taką popularnością jak zwykłe walki uliczne. Tym niemniej, ofensywa ’81 przeprowadzona przez RAF, stała się wyraźnym wyzwaniem rzuconym państwu, które miało nadzieję, że uporało się już z partyzantką w ’77. Zamiast tego, miało teraz przeciw sobie przeciwników, których część pozostawała w podziemiu, a część działała w ruchu masowym, i którzy wspólnie budowali ruch oporu – tendencja ta, bez wątpienia, nie była zbyt silna, mimo to jednak rosła i zyskiwała wiele interesujących powiązań.
Oczywistą odpowiedzią państwa na rozwój tego ruchu pozostawały represje, oznaczające dla partyzantów więzienie lub śmierć. Wydawało się jednak, że po aresztowaniach z ubiegłych lat, aż do 1981 policji brakowało szczęścia. Szukając nowych tropów, władze ogłosiły nagrodę o wysokości 50 000 marek niemieckich (22,225$) za informacje na temat ataków w Ramstein i na Kroesena, lub za jakiekolwiek informacje, mogące pomóc jej aresztować partyzanta lub zlokalizować którąś z kryjówek RAF – na próżno.
Początkowo wyglądało na to, że praca wszystkich jej źródeł, łącząca siłę BKA, Verfassungschutz (Urząd Ochrony Konstytucji – przyp.tłum.) i różnych lokalnych posterunków policji nie daje żadnego efektu. Ponieważ była to wolna amerykanka, państwo postanowiło wziąć na swój celownik zwolenników RAF, działających w ruchu.
Po ataku na Kroesena, policja odkryła wyrzutnię rakiet, resztki obozowiska i puszki kakao, pozostawione na wzgórzu, gdzie RAF oczekiwała na przejazd generała. Podobno znaleziono tam odciski palców należące do Klara, Mohnhaupt i innych osób, co miało dostarczyć śledztwu wstępnego tropu. Policja opublikowała zdjęcia pojazdów, którymi partyzanci mieli się poruszać, w tym zdjęcie motocyklu, którego numery rejestracyjne zostały ponoć zanotowane przez ochroniarza Kroesena wcześniej tego roku. Władze sięgnęły także po paragraf 129a, próbując wycisnąć ze środowiska jakieś informacje, ich potencjalnym celem był każdy kto miał związki z radykalną polityką.
Na podstawie tego paragrafu wszczęto śledztwa przeciwko tysiącom ludzi, a wielu z nich postawiono zarzuty, z tego powodu został on okrzyknięty „paragrafem śledczym” (z 2,131 wstępnych śledztw, rozpoczętych między 1980 a 1987 tylko 30 zakończyło się wyrokami skazującymi). Jeśli przeciw komuś raz rozpoczęło się dochodzenie, osoba ta zostawała objęta dwudziestoczterogodzinnym nadzorem, często również podsłuchiwano jej telefon. W skrajnych przypadkach, ludzie lądowali w areszcie, ich korespondencja była poddawana cenzurze, a wszystkie spotkania z nią odbywały się przez szklaną szybę, tak jak miało to miejsce w przypadku innych więźniów politycznych. Oczywiście, prócz prześladowania konkretnych osób, paragraf 129a był także narzędziem kryminalizowania i represjonowania całej bojowej lewicy, szczególnie zaś antyimperialistów. Jak zauważyła grupa Bunte Hilfe wspierająca więźniów „celem [paragrafu 129a] jest przerwanie i zapobieżenie dyskusji między różnymi sekcjami ruchu, tak by stało się jasne, że każdej angażującej się osobie mogą grozić lata więzienia”
Obierając taką linię, państwo ulepszyło swoja propagandę, wysuwając twierdzenie, że nie wszyscy bojownicy RAF zeszli do podziemia i że istnieje także RAF działająca na powierzchni, bezpośrednio aktywna w ruchu. ” Po latach oskarżania towarzyszy o wspieranie partyzantki, wymyślono teraz podstawę dla wytaczania im procesu, jakby sami byli szeregowymi członkami RAF, kwalifikacja ta miała zarówno polityczne jak i prawne konsekwencje, gdyż zarzut „członkostwa” zagrożony był o wiele wyższym wyrokiem więzienia niż zaledwie „wspieranie” czy „promowanie”.
Wśród pierwszych prób zastosowania tego stanowiska znalazły się sprawy Karla Grossera i Jürgena Schneidera, dwóch antyimperialistów aresztowanych 10 kwietnia, a więc na kilka dni przed śmiercią Debusa. Policja twierdziła, że Schneider pomógł napisać oświadczenie ósmego strajku głodowego, oskarżała go jednak tylko o popieranie. Z drugiej strony, Grosserowi postawiono zarzut przynależności do RAF: pomimo, że znajdował się w więzieniu od kwietnia, oskarżono go o pomoc w przeprowadzeniu wrześniowego ataku na Kroesena. Policja utrzymywała, że to właśnie on prowadził motor śledzący generała, którego numery rejestracyjne zostały zapisane przez ochroniarza. Gdy sądzono go w 1982, stuttgarcki sąd nie znalazł przekonujących dowodów na jego członkostwo w RAF, Grosser został więc skazany na trzy lata więzienia za popieranie, zaś Schneider otrzymał wyrok dwu i pół roku.
Takie sprawy wraz z oskarżeniem, że RAF posiada członków działających poza podziemiem, służyły zastraszeniu i prześladowaniu każdego kto nie chciał potępić walki zbrojnej jako metody działania. Jak wyjaśniono w ulotce kolportowanej w ruchu: „
Gdy państwo zderzyło się z naszą nową siłą, którą zaczęliśmy zyskiwać od czasu bojowego demo w 1980 w Bremen i od czasu walki którą prowadziliśmy wspólnie z głodującymi więźniami, po których były kolejne sukcesy, takie jak demonstracja przeciwko Haigowi i walka przeciw natowskiemu Starbahn West, wówczas zaczęło reagować stosując policyjne fabrykacje o „członkach RAF działających na powierzchni”, zamierzając w ten sposób zniszczyć ruch poprzez zastraszenie, kryminalizację i uwięzienie.”
W miesiąc po letniej ofensywie RAF, władze znów wyciągnęły temat „niezakonspirowanego RAF”. 16 października we Frankfurcie aresztowano Helgę Roos, policja twierdziła, że wynajęła ona mieszkanie, użyte przez Komando Gudrun Ensslin na dzień przed atakiem na Kroesena. Władze utrzymywały również, że znalazły odciski Roos na puszcze kakao porzuconej w obozowisku, gdzie stacjonowała ta grupa. Niedługo później w Mannheim aresztowano Gabriela Gebharda, również oskarżając go o pomoc partyzantce w ostatnich atakach. Następnie w Grudniu miała miejsce seria nalotów w Heidelbergu, podczas których zatrzymano kilkunastu antyimperialistów. Chodziło o wydobycie z tych ludzi informacji albo były to zwykłe prześladowania, tak czy siak, kilka dni później wszyscy zostali zwolnieni, choć nadal toczyło się w ich sprawie śledztwo z paragrafu 129a. Prowadzili oni działalność antyimperialistyczną polegającą na wspieraniu więziennych strajków głodowych, demonstrowaniu przeciwko polityce zagranicznej U.S. uczestnictwu w publicznych wiecach przeciwko Startbahn West oraz na wspieraniu ruchu oporu w Salwadorze i Palestynie.
Co do Gebhard, policja utrzymywała, że żyła ona z Giselą Dutzi, antyimperialistką, która zeszła do podziemia w marcu i jak wierzono dołączyła do RAF. Ją również oskarżono o wynajmowanie kryjówki w Heidelbergu, wykorzystywanej przez RAF w 1980. Zarzuty te oddalono jednak przed końcem 1981 z braku wystarczających dowodów, które pozwoliłyby na wszczęcie sprawy.
W przypadku Roos sprawy wyglądały znacznie poważniej. Miała ona już na koncie roczną odsiadkę za udział w okupacji dpa w 1978. Policja obserwowała ją także gdy przychodziła na proces członkini RAF Sieglinde Hofmann. Wcześniej w 1981, jej przyjaciółka Barbara Augustin została aresztowana na szwajcarskiej granicy w aucie pełnym broni i materiałów wybuchowych – zdaniem policji Augustin należała do RZ. Z paragrafu 129a Roos została oskarżona o „członkostwo”, a następnie umieszczona w ścisłej izolacji w więzieniach Stammheim, Bühl i Zweibrücken. W lipcu 1982, gdy wciąż oczekiwała na proces, przez tydzień prowadziła głodówkę, odmawiając również przyjmowania płynów – solidaryzowała się tym sposobem z Sieglinde Hofmann oraz Ingrid Barabaß, które głodowały walcząc o prawo do stowarzyszania. Robiła to także we własnej sprawie, domagając się osadzenia jej razem z innymi więźniami z ruchu oporu. BAW posunął się nawet do (nieudanej) próby uznania jej za obłąkaną i umieszczenia bez procesu w szpitalu psychiatrycznym (4), bardzo przypominało to sposób w jaki potraktowano Ulrike Meinhof. Wówczas 250 kobiet przybyło do Stammheim, aby wesprzeć Roos; w swoim oświadczeniu napisały: „Atak na jedną z nas to niszczenie naszej nadziei na zmianę w czasie gdy prowadzimy nasz opór, przeciwko NATO i w naszym codziennym życiu”.
Strategia kryminalizowania działaczy jako „niezakonspirowanych członków RAF” zaczęła przynosić państwu spore korzyści. W następnych latach dzięki niej wielu z nich spędziło czas za kratami. Nie tylko wzmocniło to cios paragrafu 129a, ale także zepchnęło bojową lewicę w izolację, ponieważ wielu ludzi zaczęło się bać, tego c może ich spotkac jeśli zaczną zajmować się „niewłaściwymi” sprawami politycznymi.
Aresztowania „niezakonspirowanych członków RAF” skłoniły Frakcję do wydania publicznego oświadczenia, w którym podważyła ona zarzuty państwa. RAF oskarżyła policję o podłożenie odcisków palców Roos i zaprzeczyła by którakolwiek z aresztowanych osób miała związki z letnimi atakami. Tekst wskazywał na kształtowania się nowego ruchu oporu, podkreślając, że to on jest rzeczywistym obiektem ataku państwa – poprzez działanie, tak jakby anty-imperialiści faktycznie byli niezakonspirowanymi członkami RAF, państwo kładło grunt dla zaciśnięcia swoich szczęk wokół całej radykalnej lewicy. (5)
Była to ważna obserwacja, podzielana przez wiele osób i pozostająca w zgodzie z linią RAF, która głosiła, że partyzanci muszą działać w podziemiu, a każda „niezakonspirowana organizacja” będzie kończyć się aresztowaniami. Jak argumentowała w Służyć Ludowi z 1972:
Nie uważamy, by można było stworzyć partyzantkę jako „nielegalne skrzydło” legalnej organizacji. Takie nielegalne skrzydło doprowadziłoby do delegalizacji tej organizacji, to jest do jej likwidacji, i do niczego innego.
Aresztowania zwolenników działających w ruchu oraz kryminalizacja innych legalnych działań przy pomocy paragrafu 129a dowiodła prawdziwości tej wczesnej obserwacji.
Jednak RAF mogła odnawiać swoje siły tylko dzięki wsparciu radykalnej lewicy. W latach ’70 mogło dziać się to organicznie, jednak do 1981 większość ulicznych bojowników stanowili już przedstawiciele generacji młodszej niż większość członków RAF. Co więcej, do 1981, Komórki Rewolucyjne zaoferowały atrakcyjniejszą i bardziej efektywną alternatywę, proponując zatarcie granicy między działalnością w podziemiu i na powierzchni. RAF zmagała się z napięciami, jakie zrodziła ta sprzeczność, starając się wytyczyć drogę naprzód w tym nieprzyjaznym środowisku. Tym niemniej, pomimo wspomnianych tu kwestii i aresztowań jej zwolenników, było jasne, że RAF ostatecznie przezwyciężyła traumę ’77.
Rodził się nowy ruch o potencjalne większym niż APO (Opozycja Pozaparlamentarna) z której partyzantka wyłoniła się u swoich korzeni. Guerilla wyszła jej wtedy naprzeciw, a pewni ludzie o tym pamiętali. Wyglądało na to, że sprawy wreszcie zaczęły układać się jak trzeba.
Przypisy:
(1)
RZ vs. RAF?
Burżuazyjna prasa uwielbiała rozgrywać konflikty – te rzeczywiste, te rozdmuchane jak i te zmyślone – pomiędzy różnymi nurtami lewicy radykalnej. Różnice między polityką Autonomistów i RAF nie były jednak fabrykacją mediów. Prawdą jest, że nowych ruch młodzieżowy odnajdywał się o wiele bardziej w kontakcie ze strategią i metodami Komórek Rewolucyjnych. W 1983 magazyn Spiegel zapytał o to w wywiadzie kilku Autonomistów. Chociaż ich komentarze nie były zbyt wyszukane, to jednak dobrze pokazywały jak niektórzy radykałowie, słusznie lub nie, odmiennie postrzegali wówczas różne grupy zbrojne.
Jak powiedział jeden z nich „Okazywanie solidarności z ludźmi uwięzionymi w jednostkach o zaostrzonym rygorze jest czymś ważnym, ale strategia i koncepcja RAF są porażką”. Inny wyjaśnił: „Sposób w jaki zrobiła to RAF, izolując się od ludzi i wypracowując tak swoją strategię, ja bym nie mógł tak zrobić”. I jeszcze jedna obserwacja: „RZ są w porządku. Częściowo dlatego, że państwo nie jest w stanie ich schwytać”; i : „Dobra akcja to taka, która nie wymaga wielostronicowego komunikatu, tak jak u RAF. Also, one can’t conceive of the RZ as a sort of party the way one can the RAF.
(2)
Natowski zamach stanu w Turcji
Dla zachodnioniemieckich antyimperialistów szczególnie przerażającym przykładem tego do czego zdolny jest Sojusz Północnoatlantycki stał się zamach stanu w Turcji, który 12 września 1980 r przeprowadzili tam generałowie NATO.
Zamach ten zyskał poparcie neofaszystowskich Szarych Wilków, paramilitarnej organizacji, która już wtedy ponosiła odpowiedzialność za setki morderstw politycznych, popełnionych w latach ’70. Przez całą tę dekadę Szare Wilki były wspierane przez NATO i włączone przez Sojusz do jego kontrpartyzanckich planów działania w tym regionie.
Natychmiast po zamachu stanu płace i zarobki zostały zamrożone, mimo, że stopa inflacji wynosiła 130 procent. W następnych latach, przemysł i służby państwowe sprywatyzowano, wartość pieniądza spadła, a państwowe wydatki na opiekę, zdrowie i edukację zostały drastycznie zredukowane. Na całe lata robotnicy stracili prawo do strajku i negocjacji zbiorowych. W międzyczasie wykorzystano Szare Wilki do uruchomienia ludobójczej wojny przeciwko mniejszości kurdyjskiej, która pochłonęła życie dziesiątków tysięcy osób i pozostawiła po sobie niezliczoną ilość zgwałconych i torturowanych. Pucz NATO pociągnął za sobą aresztowania ponad sześciuset tysięcy osób, a uwięzienie z przyczyn politycznych stało się głównym elementem represji stosowanych przez nowy rząd przeciwko lewicy. Większość z aresztowanych była torturowana, a ponad pięciuset z nich skazano na śmierć. W tym czasie RFN deportowała i wydalała ze swojego terytorium tureckich i kurdyjskich komunistów, podkreślając w ten sposób pogląd RAF, że Sojusz Atlantycki stał się głównym ośrodkiem światowej reakcji.
(3)
W tej kwestii hamburska sekcja Kobiet Przeciwko Imperialistycznej Wojnie była pewna: „Zgodnie z planem operacji 101-1 narzuconej przez Waszyngton członkom NATO, amerykański głównodowodzący w Europie ma prawo podejmować własne działania represyjne, gdy w RFN dojdzie do „niepokojów wewnętrznych”. Zgodnie z tym planem we wszystkich krajach NATO powstały czarne listy. Zawierają one nazwiska wszystkich ludzi, którzy zostaną aresztowani przez żandarmerię wojskową USA podczas niepokojów społecznych.” Kobiety Przeciwko Imperialistycznej Wojnie [Hamburg], w Prairie Fire Organizing Committee, 22.)
(4)
“Political Internment in the FRG,” in Prairie Fire Organizing Committee, 27. Nie jest jasne na jaką skalę uwięzienie z przyczyn psychiatrycznych było stosowane w RFN przeciwko radykalnej lewicy; z pewnością istnieją niezweryfikowane opowieści skłotersów, anty-imperialistów i Autonomistów, którzy znikali na całe lata po tym jak zatrzymano ich podczas demonstracji, by w końcu ich przyjaciołom udało się odkryć, że zaginione osoby zostały umieszczone w ośrodku zamkniętym. Było to tym łatwiejsze dla państwa, że młodzi ludzie czasem deklarowali u siebie chorobę lub zaburzenia psychiczne aby uniknąć przymusowej służby wojskowej.
(5)
Niebezpieczne Wody
Poza apelowaniem do społeczeństwa podczas swojego polowania na partyzantkę, Verfassungsschutz kontynuował infiltrowanie ruchu. W 1981, RAF zidentyfikowała dwóch prawdopodobnych agentów działających w hamburskim środowisku i przygotowała w tej sprawie list, informujący o ich podejrzanych związkach. Egon i Paula Giordano byli znacznie starsi niż większość innych aktywistów, a Paula twierdziła, że kilka dekad wcześniej działała w antynazistowskim ruchu oporu. Regularnie pojawiała się na spotkaniach Kobiet Przeciwko Imperialistycznej Wojnie. Co do Egona, pracował on w grupach anty-NATO oraz pomagał przygotowywać wydawaną przez ruch gazetę, oboje pozostawali zaangażowani w Hamburską Friedenskoordination, która koordynowała radykalne akcje antymilitarystyczne.
Pod wpływem oskarżeń wysuniętych przez RAF, Kobiety Przeciwko Imperialistycznej Wojnie, ujawniły dowody, potwierdzające, że latach ’50 Egon faktycznie został wyrzucony z KPD za donoszenie do Verfassungsschutz. Fakty te znalazły potwierdzenie gdy rok później szef hamburskiego Verfassungsschutz Christian Lochte przyznał w rozmowie ze Spieglem, że umieścił w Hamburgu dwójkę byłych członków KPD.