Wywiad z redakcją „Grecji w Ogniu”
O insurekcjonizmie, polskim ruchu anarchistycznym, anarchosyndykalizmie i innych ścieżkach politycznych, z redaktorami GwO rozmawiał Krawat, redaktor czasopisma Inny Świat. Wywiad ukazał się w ubiegłym numerze pisma. W przyszłości ukaże się jako broszura. Fragment dotyczący strony polskiego ACK jest już nieaktualny, ponieważ od czasu wywiadu strona stanęła na nogi i regularnie publikuje informacje o więźniach politycznych w tym o uczestnikach ruchu zbrojnego.
Wywiad z członkami redakcji portalu informacyjnego Grecja w Ogniu
Grecja stanęła w ogniu w grudniu 2008 roku, gdy na ulice wielu tamtejszych miast wylały się masy oburzonych – młodych i starych. Powodem, jak wiemy, było policyjne morderstwo, dokonane na młodym anarchiście Alexandrosie. Te wydarzenia sprzed lat wydają się być również początkiem portalu informacyjnego Grecja w Ogniu?
R.: W czasie, gdy powstała GwO, ja jeszcze prowadziłem założoną wcześniej raf.espiv.net i nie myślałem, by robić coś innego. To była indywidualna inicjatywa B., który wcześniej tłumaczył teksty na mój portal. Po jakimś czasie odpalił własny i stopniowo przekonał mnie do połączenia sił. Chciał popchnąć kontr-informacje na technicznie wyższy poziom i przesunąć akcent bardziej na Grecję, ale to zajęło parę ładnych lat, w trakcie których współpracowaliśmy ze sobą i miałem okazję przekonać się, że jego zapał nie jest słomiany. Niech może więc on opowie, skąd się wzięła GwO.
Ze swojej strony mogę powiedzieć, że dla mnie punktem wyjścia było zainteresowanie Frakcją Czerwonej Armii (RAF) (1). Gdy już co nieco o nich wiedziałem, postanowiłem zaproponować ludziom pewną kontrę dla tego, co opowiadają na ten temat prawicowi publicyści i historycy. Założyłem stronę (a właściwie założył ją dla mnie znajomy) na miesiąc przed polską premierą filmu Baader Meinhof Komplex (2), bo zdawałem sobie sprawę, że wzrośnie wówczas liczba osób, szukających informacji na ich temat.
Dodam, iż zachęcał mnie do tego już wcześniej Michał Nowicki z Lewicy Bez Cenzury, z którym miałem dość luźny kontakt. Właściwie to on jako pierwszy złamał sekciarskie tabu i zaczął robić na LBC przedruki, dotyczące partyzantki miejskiej – dla mnie inspirujące, a których nie było dotąd nigdzie: ani u anarchistów, ani marksistów. Po likwidacji LBC przez prokuraturę, te teksty przygarnęła moja strona (3).
Sądziłem, że zajmę się na spokojnie pracą nad odkopywaniem historii grup zbrojnych z lat 70., gdy stopniowo, wskutek impulsu, jakim była Rewolta Grudniowa, dotarło do mnie, iż istnieje całe uniwersum współczesnych akcji wywrotowych i anarchistyczne podziemie zbrojne, tworzone przez ludzi, którzy walczą tu i teraz, a my w Polsce nic o nich nie wiemy. Poczułem, że muszę się dowiedzieć, co to za ludzie, jak myślą, co mają do powiedzenia i jak udaje im się działać. I tak powoli RAF odeszła na boczny tor, a ja skupiłem się na greckiej guerilli. Chciałbym móc wrócić do historii Frakcji, ale czuję, iż teraz są pilniejsze sprawy.
B.: W pewnym sensie tak. Grecka rewolta była zwieńczeniem, ostatecznym uzasadnieniem dla procesu, jaki od pewnego czasu zachodził w mojej głowie. Chodzi tutaj o wątpliwości, dotyczące taktyki, przyjętej przez polski ruch anarchistyczny, skupiający się głównie na świadczeniu pewnego rodzaju darmowych, alternatywnych usług publicznych. Budowaniu fałszywych struktur, opartych na iluzorycznej jedności, wynikającej bardziej z czynników zewnętrznych, aniżeli prawdziwej znajomości drugiej osoby, jej poglądów, potrzeb i możliwości działania. Powoli miałem dość metod, nijak mających się do organizowania rewolucji, a raczej pozyskiwania aktywistów na rzecz rozwiązania konkretnych problemów – w zastępstwie państwa lub innych instytucji. Zadawałem sobie pytanie, czy tym właśnie powinni zajmować się anarchiści, skoro są rzesze innych osób, zaangażowanych w konflikt społeczny na podobnym „poziomie”. Rolą anarchistów powinna być radykalizacja i przynoszenie istniejącego konfliktu na tory rewolucyjne, nie ciągłe udowadnianie, że jeszcze nie nadszedł właściwy moment. Anarchiści powinni atakować tylko to, czego nie zaatakuje nikt inny.
Do pewnego momentu nie byłem w stanie przenieść tych wątpliwości na grunt praktyczny, odrzucić pewnego arsenału metod, uznanych w polskim środowisku za jedyne możliwe i skuteczne. Z każdą kolejną pikietą, blokadą eksmisji, niemrawą demonstracją, popadałem w marazm i defetyzm, skupiając się głównie na dotarciu z przesłaniem do wyimaginowanych „innych” – pracowników, wyzyskiwanych, represjonowanych itd. Zapominając o tym, że nie liczy się ilość, ale jakość. Takie „aktywistyczne” myślenie blokuje rozwój autonomicznej inicjatywy, przejmowania spraw w swoje ręce i wypracowywania środków, które pozwalają radzić sobie z problemami w pojedynkę, tutaj gdzie akurat się znajdujesz. Blokuje inicjatywy, oparte na czystym sprzeciwie, fetyszyzując pewien rodzaj świadomości politycznej i „pracę u podstaw”, oznaczające w rzeczywistości godzenie się z otaczającą rzeczywistością, starzenie się i egzystowanie w świecie, jakim tak pogardzamy.
Spontaniczny zryw, który wstrząsnął posadami greckiego porządku społecznego w 2008 roku był dla mnie nowym otwarciem. Światełkiem w tunelu, który od dawna wydawał się ślepy. Wydarzenia w Grecji pokazały wielu osobom, w tym także mnie, że istnieją alternatywy dla archaicznego modelu, odwołującego się do mas/klasy robotniczej. To był moment, w którym perspektywa insurekcyjna dotarła do szerokiego odbiorcy. Grecja w Ogniu zrodziła się gdzieś po drodze, jako element poznania tego napływającego do nas świeżego spojrzenia na walkę społeczną, rewolucję oraz chęci dzielenia się tym dziedzictwem z innymi. Wpisania metod insurekcyjnych w szerszy kontekst oraz uczynienia ich zrozumiałymi i pełnoprawnymi elementami walki o lepszy świat.
Czy utkwiły wam w pamięci takie bardziej osobiste odczucia na wieść o śmierci młodego anarchisty i zdarzeń, jakie miały miejsce zaraz po niej? Zazwyczaj ludzie doskonale pamiętają, co robili w momencie nadejścia wieści o tragicznych wydarzeniach (np. 9/11 w USA czy katastrofa w Smoleńsku) – ale to głównie przez zaostrzony przekaz mediów, towarzyszącą mu panikę i medialny fetor, jaki pozostawiają opisywane wydarzenia w przyszłości. W tym przypadku informacje były lakoniczne i mało atrakcyjne dla mediów, więc w pamięć społeczną wryły się jakby mniej…
R.: Przyznam, że sama śmierć Alexisa i zamieszki, jakie po niej wybuchły, działy się wówczas trochę koło mnie. To była transmisja z odległego kraju, którym dotąd za wiele się nie interesowałem. Wiedziałem, że zginął chłopak, ale ponieważ temat był dla mnie nowy, słuchałem jednym uchem, a w miarę jak burza społecznego gniewu nabierała impetu, przyglądałem się coraz uważniej. Zaczęło do mnie docierać, że ludzie w Grecji są w stanie w zupełnie niekontrolowany sposób wyjść z narożnika, do którego władza często szybko ich zapędza przy okazji tego typu zdarzeń. Mieli w sobie dość gniewu i inicjatywy. I chyba właśnie to wywarło na mnie największe wrażenie. Bardziej reakcja anarchistów niż sama śmierć, jaka przecież mogła przejść bez echa i w wielu krajach niejednokrotnie przechodzi.
Skoro mówimy o Alexisie, warto wspomnieć o innej postaci, bezpośrednio związanej z jego śmiercią. Chodzi o jego przyjaciela, Nikosa Romanosa, który mając wówczas 15 lat stał się naocznym świadkiem tego zabójstwa. W toku śledztwa, jakie potem trwało, w pewnym momencie okazało się, że Nikos zniknął. Co się z nim stało? Dziś już to wiemy. Zszedł do podziemia i przyłączył do anarchistycznej grupy zbrojnej, która dokonała m.in. zamachu bombowego na centrum handlowe. W tym roku został ujęty przez policję. Należy do tzw. 4-ki z Kozani, czyli czwórki anarchistów aresztowanych po podwójnym rabunku banku i urzędu pocztowego w tej miejscowości (4). Możemy tylko się domyślać, jakim wstrząsem była dla niego śmierć przyjaciela i jak przyśpieszoną lekcję politycznego dojrzewania przeszedł.
Przypomina ci to coś? Mnie od razu nasuwa się skojarzenie z Gudrun Ennslin, która była świadkiem zabójstwa Benno Ohnesorga (5). Poruszona tym zdarzeniem, mówiła później na zebraniu politycznym: „To pokolenie Auschwitz. Z tymi ludźmi nie da się rozmawiać. Oni chcą do nas strzelać”. Niedługo potem poznała Baadera i zaczęła organizować RAF. Mamy tu do czynienia z tym samych mechanizmem.
Widzimy, że zdarzenia takie jak zabójstwo Alexisa, często uruchamiają lub pogłębiają procesy radykalizacji, bo mówić czy czytać o przemocy państwa, a zetknąć się z nią bezpośrednio – to zupełnie dwa różne typy doświadczenia, które dzieli ogromna przepaść. Nasze zaangażowanie tak naprawdę weryfikują trudne doświadczenia, a nie deklaracje czy poziom wiedzy książkowej.
Warto więc patrzeć również na to, co po zamieszkach zostaje, czym mogą one owocować długofalowo. I widzę w sumie dość oczywistą prawidłowość, że wyłaniają się z nich grupy ludzi, którzy po intensywnym doświadczeniu spontanicznej przemocy ulicznej starają się nadać jej bardziej zorganizowane formy, by wykorzystać jako rewolucyjne narzędzie.
Wracając do twojego pytania. Bardzo utkwiło mi w pamięci aresztowanie członków Walki Rewolucyjnej (6). Ciekawa rzecz, bo doszło do niego w dniu, gdy rozbił się… prezydencki tupolew. Dzwonili do mnie wówczas przejęci rodzice, którzy wiedzą, iż raczej nie oglądam TV, toteż chcieli przekazać mi wiadomość na temat katastrofy. Włączyłem telewizor, posłuchałem jak medialne papugi powtarzają to samo na wszystkich kanałach i większość dnia spędziłem, wyszukując w Sieci nowe informacje na temat aresztowań, bo to prostu było dla mnie ważniejsze. Takie mam przebiegunowanie. Tamtego dnia zginęli nie-moi bohaterowie. Może właśnie dlatego zdarzenie utkwiło mi w głowie, bo ten kontrast dobrze unaocznił mi jak ja, jako anarchista, czuję się w polskiej rzeczywistości: odizolowany i na jakiejś chyba wewnętrznej emigracji. Oczywiście katastrofy czy zamachu nie lekceważyłbym jako zdarzenia politycznego, uważam wręcz za słabość, iż anarchiści w ogóle się do niej nie odnoszą. Jest ona przecież jednym z istotnych kół zamachowych, dzięki którym rozwija się obecnie polski nacjonalizm, z drugiej zaś strony, jako anarchista nie wykluczałbym tezy o zamachu, co przecież też dawałoby i anarchistom do ręki pewne nowe argumenty.
B.: Mam wątpliwości, czy sam fakt zabójstwa Alexisa miał na mnie zauważalny wpływ. To nie pierwszy i ostatni raz, kiedy od policyjnej kuli ginie młody człowiek. Byłem raczej zaabsorbowany tym, co wydarzyło się później. Pamiętam, że pierwszym relacjom z ateńskich ulic towarzyszyła ekscytacja i ciekawość, ale także pewna doza niezrozumienia. Tamtejsze środowisko anarchistyczne, jego tradycje i możliwości były dla mnie zagadką, podobnie jak ogólny kontekst społeczno-polityczny. Ciężko było ułożyć to wszystko w spójną całość, a pojawiające się interpretacje wcale tego nie ułatwiały. Myślę, iż wszyscy, także Grecy, byli trochę zdezorientowani skalą reakcji na to morderstwo. Kondensacja działań, przemyśleń i strategii była oszałamiająca. Wtedy zdałem sobie sprawę jak bogaty, a więc różny od tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni, jest grecki ruch antyautorytarny.
Chwilę później rozpoczęły się moje wysiłki, polegające na zrozumieniu tego, co zaszło. I jak już wspominałem, odkryłem coś, co na zawsze zmieniło moje podejście do działalności anty-systemowej. Zrozumiałem, że sprzeciw nie musi przyjmować formy zorganizowanego molocha, że możliwa jest spontaniczna reakcja na dziejące się wokół nas wydarzenia, że możemy tu i teraz wykrzyczeć „mamy dosyć!”, że wreszcie – są ludzie mający siłę i odwagę, by uderzać w cele, których tak nienawidzimy, robiąc to przede wszystkim dla siebie. Nie uciekając się do sztucznej, pozbawionej oparcia działalności politycznej, ale odzyskując przede wszystkim własne człowieczeństwo i żyjąc w zgodzie z własnymi poglądami. To było bardzo ważne doświadczenie dla rozwoju i kształtowania się mojej świadomości politycznej.
Zarówno o rewolcie w 2008/2009 roku, jak i wielu innych wydarzeniach w tym – i nie tylko tym – kraju, media głównego nurtu informują pobieżnie albo kłamią w żywe oczy. Wydaje się więc, iż Waszym zadaniem jest zadanie ciosu tej medialnej propagandzie?
R.: „Ciosu” to my raczej nie zadamy. Co najwyżej możemy drążyć skałę jak kropla.Mainstreamowe media wyznają ten sam zestaw wartości, co system, wierzą w niego, bronią go i są jego integralną częścią. Dlatego obraz świata, jaki nam przedstawiają, zostaje przez nie ustawiony w określonej perspektywie. Mimo to do pewnego stopnia da się nimi manipulować. Dość chętnie informują o akcjach bezpośrednich, gdy dochodzi do nich na „ich” terenie. Widzieliśmy jak warszawska grupa 15w08 (7) trafiła do gazet, po tym, gdy oblała farbą butik znanego projektanta. Z kolei komunikaty włoskiej FAI (8), przesyłane do włoskich gazet, ukazywały się do pewnego momentu w gazecie La Repubblica, zanim ta zaczęła je cenzurować. Ich działania przyciągnęły uwagę mediów i dały możliwość dotarcia z przekazem do szerszej publiczności. Trzeba jednak pamiętać, iż jest to rodzaj gry, do której bunt zostaje wciągnięty jako element spektaklu, stając się towarem.
Anarchiści przeprowadzają w Europie więcej zamachów niż fundamentaliści islamscy, jednak obowiązujący obraz medialny zupełnie zniekształca rolę tych dwóch aktorów. Dzieje się tak, ponieważ system nie ma interesu w eksponowaniu istnienia wroga wewnętrznego, który zrodził się na jego własnym terytorium. Burzyłoby to fałszywy obraz pokoju społecznego, na utrzymaniu którego mu zależy. Islamista uosabia natomiast zagrożenie zewnętrzne, lepiej pozwalające skonsolidować masy wokół ich panów przy pomocy strachu. Terroryzm islamski i europejski nacjonalizm są owocem wewnętrznych sprzeczności systemu, deklarującego poszanowanie praw imigrantów i innych kultur, w tym samym jednak czasie podbijającego i eksploatującego kraje islamskie oraz finansującego dyktatury, trzymające lud tamtych regionów pod butem. W efekcie prowadzi to do renesansu tożsamości religijnych, rasowych i narodowych również w Europie. Islamiści walczą naprawdę, jednak ich walka jest defensywna i stanowi odpowiedź na zmilitaryzowaną przemoc globalnej Północy.
Oburzanie się na media, że nie pokazują prawdy, bliższe jest postawie „uczciwych” obywateli, którzy „płacą i żądają”. My nie powinniśmy mieć takich złudzeń. Tak jak tworzy się alternatywne przestrzenie, tak samo należy tworzyć krwiobieg kontr-informacji, proponujący nasz własny obraz świata. W przypadku Grecji mamy do czynienia z autocenzurą. Polskie korpo-media wiedzą, co się tam dzieje, robią ciągły research wiadomości ze świata, jednak decydują się usuwać z niego informacje o zamachach, zamieszkach i protestach. Dlaczego? Bo to podsycałoby nastroje niezadowolenia w Polsce i budowało obraz niestabilności systemu. Nie pasuje to także do tego, co dziennikarze i wydawcy mają w głowach: jeśli panuje „koniec historii”, a my żyjemy w najdoskonalszym z modeli ustrojowych, cała reszta jest tylko marudzeniem i nie warto się na niej skupiać.
B.: Telewizja i Internet to współczesne okna na świat. Problem w tym, że obraz, który się za nimi rozciąga to jedynie metafora, która za nas klasyfikuje i określa rzeczywistość. Odbieramy świat za pośrednictwem niezliczonej ilości matryc, dekodujemy go, używając dostarczonych nam „kluczy”. Media niewątpliwie czynią ogromy wkład do tego procesu.
Problem dzisiaj nie leży jednak w przekonaniu niedowiarków, nawróceniu nienawróconych i uświadomieniu nieświadomych – że wojska polskie w Iraku biorą udział w moralnie odrażającej okupacji innego narodu, że zabijanie zwierząt jest złe, że pracownicy są wyzyskiwani, a kapitalizm zabija. My to wszyscy dobrze wiemy. Media mogą ukryć tą prawdę tylko przed tymi, którzy dostatecznie mocno się przed nią wzbraniają.
Po co więc trwonić siły na nieustające próby wpływania na świadomość i sumienie mas, jakie nie mają życzenia psuć sobie miłego dnia pracy świadomością systemu klasowego i wyzysku, słonecznego dnia informacjami o głodujących w trzecim świecie, czy przeszkadzać sobie w zakupach szczegółami o katastrofalnych następstwach konsumeryzmu. Może warto zwrócić się do osób myślących i czujących podobnie do nas – chociażby była ich garstka. Jako redakcja GwO jesteśmy zwolennikami tego drugiego podejścia. Robimy to, co robimy, ponieważ wynika to z naszych osobistych zainteresowań i predyspozycji. Cieszy mnie, kiedy nasza praca jest doceniana przez innych, ale nie jest to warunek konieczny dla mojej aktywności.
Bardzo często podłożem dla działalności projektów kontr-informacyjnych jest błędne założenie, iż ukazanie ludziom „prawdy” może zmienić ich postrzeganie rzeczywistości, nakierować na właściwą drogę. Starają się motywować ludzi do aktywnego działania, wyrażania sprzeciwu. To prowadzi do wytworzenia więzi organizator-zorganizowany. Nie zamierzamy być głównym katalizatorem, dążącym do tego, by środowisko, tworzący je ludzie stali się bardziej konfliktowi. Świadomość konieczności ostrego sprzeciwu powinna wynikać z codziennych ludzkich doświadczeń, z konfliktu w miejscu pracy lub twojej okolicy. Wybuchające w ostatnim dziesięcioleciu zamieszki nie są inspirowane przez anarchistów, ale wynikają z osobistych doświadczeń eksploatacji i bycia robionym w chu…a. Anarchiści mogą „wykorzystywać” takie sytuację, by przesunąć pęknięcia dalej oraz interweniować w konflikt, promując idee autonomii, działań bezpośrednich i odrzucenia procesu politycznego, ale nic poza tym.
Często się zdarza w Sieci, iż publikowane „newsy” mają swoje dalsze życie na innych portalach, blogach itp. Ten ciąg dalszy uwiarygodnia informacje… Czy zauważyliście to również w przypadku Grecji w Ogniu?
R.: Nie śledzę dalszych losów naszych newsów, choć wiem, że niekiedy przedrukowują je Wolne Media. Mamy raczej małe szanse na przedruki, ponieważ piszemy o temacie, który wielu osobom wydaje się albo zbyt z kosmosu, albo boją się go ruszać. Tak jest nawet wśród anarchistów, którzy na ogół wolą pisać wyłącznie o pracowniczych strajkach i lokatorach. Mamy do czynienia z sytuacją, gdy wiele osób jest bardziej zainteresowanych protestem urzędników państwowych przeciw redukcji etatów niż torturami, jakim państwo poddaje anarchistycznych jeńców wojennych. Dorabia się do tego różne ideologie, ale zasadniczo albo ludzie (w Polsce) nie rozumieją tradycji insurekcyjnej, bo nigdy się z nią nie zetknęli (bo niby gdzie?), albo po prostu się jej boją. No i konsekwencji się boją – które często są wyimaginowane. Panuje naiwna moda na myślenie „nie dajmy się sprowokować – policja tylko na to czeka”. Ludzie często nie rozumieją, iż są zupełnym planktonem i ich mikroskopijne działania stanowią zupełny folklor. Służby patrząc na nich, pewnie z trudem powstrzymują się od ziewnięcia. Starsi aktywiści umacniają jednak w tym złudzeniu młodszych, ucząc ich fantazjować na temat anarchistycznego sojuszu z masami, co – o zgrozo – nie mija, nawet teraz, gdy jasno widać, że swoje „5 minut” ma obecnie skrajna prawica. Ktoś powinien dać tej młodzieży szansę popatrzenia na siebie trzeźwiejszym okiem, inaczej będą skazani na rozczarowanie.
Mój portal o RAF został grzecznie wyproszony z serwera Lewicowej Alternatywy (9), po tym jak przedrukowaliśmy z Indymediów informację o antyfaszystowskiej akcji bezpośredniej, jaka miała miejsce w Lublinie. Wystarczyło, że o „lewackich bojówkach” napisała Rzeczpospolita, opatrując tekst fotką mojej strony. Dla niektórych, zatrzęsła się wtedy ziemia. Bardzo natomiast cenię wkładkę Anarchistyczny Czarny Krzyż (10) dodawaną do Innego Świata. Widzę, że ktoś docenia moją pracą, ale i wagę tego, o czym informujemy. Nie rozumiem natomiast, dlaczego strona polskiego ACK stoi praktycznie w miejscu, a wstęp na nią mają niemal wyłącznie wiadomości o polskich represjach. Ktoś najwidoczniej woli, żeby nic się tam nie działo, niż pojawiali się tam insurekcyjni więźniowie. Wątpię by taka polityka była zgodna z ideą ACK, a takie zawłaszczenie idei pod czyjeś osobiste preferencje, uważam za niewłaściwe.
B.: Nie przykładamy do tego zbyt wielkiej wagi, gdyż nigdy nie marzyła się nam masowa widownia. Poza tym, perspektywa insurekcyjna wciąż, niestety, pozostaje w tym kraju egzotyką. Obserwujemy raczej obieg tych informacji w mediach społecznościowych, gdzie wywołują pewien ferment i poruszenie, spotykając się ze skrajnymi reakcjami.
Nie udajemy również obiektywizmu, to czytelnik powinien być zdolny do oceny, czy dana treść jest dla niego wartościowa, inspirująca. Jeżeli takie impulsy pochodzą z zewnątrz, za prawdę uznawane jest to, co napisało bardziej wiarygodne źródło, no cóż, mało ma to wspólnego z samodzielnym myśleniem i raczej nie zależy nam na opiniach takich osób.
W swym serwisie daleko wykraczacie poza „tytułową” Grecję. Piszecie o działaniach w innych krajach europejskich, obu Amerykach a nawet krajach azjatyckich. Radykalny sprzeciw wobec kapitalizmu wydaje się obejmować cały świat?
R.: Zawsze obejmował. Nawet w latach 90. gdy padał Związek Radziecki, a europejskie ruchy stały się już tylko ruchami jednej sprawy, w Peru działał Świetlisty Szlak a w Kolumbii FARC (11). Od połowy ubiegłego wieku radykalny sprzeciw zdecydowanie przesunął się do Trzeciego Świata zgodnie z maoistowską teorią globalnej wsi, która miała otoczyć globalne miasto. Maoiści uznali, że Pierwszy Świat zaczął okradać z wartości dodatkowej Globalne Południe, a beneficjentami tej przemocy stali się nie tylko zachodnioeuropejscy kapitaliści, ale również zachodnioeuropejscy robotnicy. Pod wpływem walk europejskiego proletariatu Kapitał podniósł mu poziom życia, ale przykręcił śrubę poza Europą, by uzupełnić tę stratę. Robotników Pierwszego Świata, maoiści okrzyknęli „arystokracją robotniczą”, która zgadza się na wyzysk swoich biedniejszych braci. Obalenie kapitalizmu miało dokonać się na drodze wojny partyzanckiej, która ze slumsów Afryki, Azji i Ameryki Łacińskiej zaatakuje syte metropolie Zachodu, których najgorsza bieda uchodziłaby za luksus w Trzecim Świecie. Wskutek tej rewolucji poziom życia na Zachodzie musiałby spaść.
Okres Zimnej Wojny był okresem takiej ofensywy, kiedy ludy Trzeciego Świata budziły się do niezależności, wynosząc na swoje sztandary antyimperializm i socjalizm. Najbardziej znanymi przykładami były Kuba i Wietnam. Jak wiemy ugrzęzły one na mieliźnie państwowych dyktatur.
Dziś ten aspekt maoizmu nadal pozostaje przydatny, gdy pytamy, dlaczego Europejczycy nie chcą rewolucji społecznej. Choć anarcho-nihiliści i maoiści nie mają ze sobą nic wspólnego, to ciekawe, że dwoma zupełnie odrębnymi drogami dochodzą do tej samej pogardy dla „pierwszoświatowego” społeczeństwa.
Z Zimnej Wojny zwycięsko wyszedł Zachód, który pokonał „komunizm”. Zaowocowało to upadkiem świeckich narracji rewolucyjnych, zniszczeniem ruchów komunistycznych i utratą popularności marksizmu w Trzecim Świecie. Jednak imperialistyczna przemoc nie zniknęła. Nie zniknął też bunt przeciw niej. Co się z nim stało? Wrócił w nowej szacie, pod postacią fundamentalizmu islamskiego. Skoro ludziom odebrano świecki język, sięgnęli do jedynego dostępnego, jakim była religia. „Trzecioświatowe” ruchy islamistyczne są współczesną inkarnacją tego, czym kiedyś były różne odmiany arabskich socjalizmów i marksistowskich partyzantek. W tym sensie bunt Trzeciego Świata biegnie nadal dwoma torami: świecko-rewolucyjnym i religijnym, który jest zarazem postępowo-antyimperialistyczny jak i reakcyjnie fundamentalistyczny. Naszym własnym odpowiednikiem tego drugiego są nowe nacjonalizmy, które buntują się przeciwko nowoczesnemu kapitalizmowi, organizując masy wokół tożsamości rasowo-religijnej.
Co jednak z wielkimi antykryzysowymi protestami? Pamiętajmy, że dzisiejszy sprzeciw w Europie nie jest wymierzony w kapitalizm, tylko w jego neoliberalną wersję z rozwiniętym sektorem spekulacyjnym i postpolityczną klasą polityczną, która stała się jej technicznym zarządcą. Ruchy w rodzaju Occupy i Oburzonych (12) nie są rewolucyjne, to raczej obywatelskie protesty o „prawdziwą demokrację” i kapitalizm z ludzką z twarzą. Są one wyrazem utraty pewnych złudzeń i doskonałym polem do anarchistycznej propagandy.
Insurekcjoniści wchodzą w te protesty, by zradykalizować ludzi i podsunąć im idee rewolucyjne. Sabotują też infrastrukturę systemu, aby go osłabić i odstraszyć inwestorów. Grecja odgrywa w tym procesie ważną rolę, ponieważ totalne załamanie się jej gospodarki i wyjście z Unii Europejskiej, mogłoby dać początek nieprzewidywalnej lawinie pęknięć, a w efekcie zniszczyć dzisiejszą pre-strukturę przyszłego europejskiego mega-państwa. Kryzys pogłębił by się jeszcze bardziej, a to zdaniem niektórych być może stworzyłoby szansę dla narodzin ruchów rewolucyjnych.
Uważam, że anarchiści powinni przyjąć potrójną linię działania: po pierwsze antyimperialistyczną, nastawioną na solidarność z Trzecim Światem, po drugie: ukierunkowaną na wsparcie ruchów anarchistycznych, działających na południu Europy, bo one są teraz na pierwszej linii frontu, po trzecie: antyfaszystowską, bo faszyści rosną w siłę. Dzięki takiej linii moglibyśmy sami się rozwinąć na własnym podwórku, wyjść z niebytu i szybko stać uczestnikami walki, o własnej, rozpoznawalnej tożsamości.
Jednocześnie w skali makro jestem pesymistą. Nie wierzę w całą tę oświeceniową, linearną wizję dziejów, zgodnie z którą powoli dokonuje się postęp. Auschwitz był tego najlepszym zaprzeczeniem. Anarchiści społeczni często żywią złudzenia, dotyczące bliskiego nadejścia społeczeństwa anarchistycznego. Czekają na nie, jak pierwsi chrześcijanie na paruzję.
Nie wierzę w jakiś wielki przełom, to jest myślenie religijne, dlatego nihilistyczna wizja buntu tu i teraz, małych wspólnot, ciekawi mnie bardziej. Myślę, że w historii zmagają się ze sobą różne pierwiastki ludzkiej natury, nadchodzą fale buntu i festiwale wolności, które stają naprzeciw władzy, cierpienia i zła. Trwają fluktuacje, jakie nie muszą mieć żadnego ostatecznego rozstrzygnięcia, bo ludzkiego świata nie da się zamknąć w jednej okrzepłej formule. Nawet, jeśli kiedyś pojawiłoby się społeczeństwo anarchistyczne – i ono prędzej czy później upadnie lub może ulec jakiejś degeneracji. Wybór, jaki na pewno czeka każdego z nas to, po której stronie stanąć w tych odwiecznych zmaganiach – i właśnie ta decyzja może być naszym osobistym zwycięstwem.
B.: Krytyka systemu kapitalistycznego nie może być redukowana wyłącznie do „lokalnych uwarunkowań”, gdyż zatraca swą siłę tkwiąca w uniwersalności. Wyzysk w krajach pierwszego świata ma inne oblicze niż eksploatacja, jakiej podlegają mieszkańcy Wietnamu, czy Bangladeszu, ale oba są wynikiem mechanizmów zglobalizowanego kapitalizmu. Zawsze trzeba pamiętać o wspólnym mianowniku, łączącym poszczególne konflikty.
Dlatego też, na pewnym etapie nie dało się już pisać o społecznym niezadowoleniu w Grecji, atakach tamtejszych grup zbrojnych bez umieszczenia tych informacji w szerszym kontekście. To również wynik ewolucji działań greckiego środowiska wolnościowego. Początkowe ataki tamtejszych grup zbrojnych odnosiły się głównie do sytuacji po rewolcie 2008 roku, nasilonych represji ze strony państwa, a także kryzysu ekonomicznego i interwencji MFW. Wraz z rozwojem ruchu insurekcyjnego w innych częściach świata, pojawiły się nowe okoliczności, nowi więźniowie polityczni, którzy potrzebowali solidarności, a jak wiadomo solidarność i rewolucja granic nie znają. Trzeba więc było rozszerzyć dotychczasową formułę strony.
Anarchiści na całym świecie budzą się i tracą cierpliwość, obierając pozycję bezpośredniego ataku oraz demontażu mechanizmów władzy. Prawie codziennie dochodzi do podpaleń, ataków bombowych, eko-sabotażu, wywłaszczeń, a nawet zabójstw. Mamy grupy ALF i ELF (13) w Meksyku, „czarny blok” w Egipcie, siatkę, tworzoną przez ugrupowania wchodzące w skład Nieformalnej Federacji Anarchistycznej i Międzynarodowego Frontu Rewolucyjnego (dokonujące ataków między innymi we Włoszech, Chile, Meksyku, Rosji, Indonezji, Boliwii czy Peru), pozostałości ruchów przeciwko neoliberalnym dyktaturom w Ameryce Łacińskiej, nowe ugrupowania zbrojne w Grecji. To wszystko skutkuje bardzo złożoną, wzajemnie przeplatającą się tkanką różnych tendencji. Pisemne komunikaty stały się nowym środkiem komunikacji i wymiany poglądów między anarchistycznymi partyzantami z całego świata. Ich czyny i represje, jakich doświadczają, są inspiracją dla tych, co dopiero poszukują swojej drogi.
Waszymi głównymi źródłami informacji są w dużej mierze podobne serwisy informacyjne, tworzone przez anarchistów na całym świecie. Zdarza się wam jednak „powtarzać” informacje za mediami głównego nurtu. Czy nie obawiacie się w takich przypadkach przekłamań i nadinterpretacji, które notorycznie pojawiają się w tego typu mediach?
R.: Liczę na to, że nasi czytelnicy potrafią zachować dystans do mainstremowych przedruków. Robimy je rzadko, jednak czasem widzę w nich coś interesującego. Przedrukowaliśmy np. tekst o sylwetkach 4-ki z Kozani, bo na anarchistycznych portalach nie można znaleźć nic na temat ich życiorysów. A mnie to ciekawi, skąd wywodzą się ci ludzie, co ich ukształtowało. Okazuje się, że najczęściej cieszą się oni poparciem swoich rodziców, którzy mają antysystemowe poglądy i często sami walczyli niegdyś z dyktaturą „czarnych pułkowników”. U nas na tej samej zasadzie rozwija się skrajna prawica. Wyrasta z całej tej solidarnościowo-antykomunistycznej tradycji.
B.: Faktycznie, czasem zdarza się nam powoływać na informacje z mediów korporacyjnych. Dotyczy to zazwyczaj „suchych” faktów, np. przegłosowania danej ustawy, czy przyznania Grecji raty międzynarodowej pożyczki. To elementy, które nabierają znaczenia dopiero w ramach pewnej całości, w jaką zostaną wpisane. Informacje pozostają tylko informacjami, dopóki nie zyskają kontekstu. Moim zdaniem Grecja w Ogniu stanowi taką całość, jasno definiując stronę konfliktu, po której się opowiada. Nie mamy w zwyczaju serwować gotowej ideologicznej papki.
Insurekcjonizm nie jest dość popularnym kierunkiem w ruchu anarchistycznym w Polsce czy nawet Europie Środkowo-Wschodniej. Polscy anarchiści nie do końca wyrzekają się przemocy, lecz warunkują ją niemal wyłącznie samoobroną. A akcji bezpośrednich, choćby nawet tych solidarnościowych, odnotować można u nas dosłownie kilka… Jako „znawcy tematu” – gdzie upatrujecie taki, a nie inny rozwój polskiego anarchizmu?
R.: Chętnie posłuchałbym, co na temat twojego pytania mają do powiedzenia anarchistyczni weterani walk z okresu transformacji ustrojowej. Tak się jednak składa, że prawie wszyscy dali już sobie spokój z zabawą w anarchizm i ten fakt też powinien dawać nam do myślenia.
Przede wszystkim akcje bezpośrednie nie powstają w próżni. Ich rodowód jest złożony, pokuszę się jednak o pewne uproszczenia, pozwalające nakreślić ogólną trajektorię. Najczęściej grupy insurekcyjne rozrastają się tam, gdzie dochodzi do niepokojów społecznych i rozruchów. W Grecji takie grupy działają od dawna, ale ich nowa fala przyszła wraz z Rewoltą Grudniową. We Włoszech FAI uaktywniła się niedługo po zamieszkach w Genui i zabójstwie Carlo Giulianiego (14). Widzimy też, jak po wydarzeniach na placu Tahrir rozwinął się egipski Czarny Blok.
W latach 70. XX stulecia wysyp partyzantek miejskich wynikał z chęci popchnięcia na nowy poziom wygasających walk z okresu lat 60. Grupy te najżywotniej rozwinęły się w krajach o faszystowskiej spuściźnie, czyli we Włoszech, Niemczech, Hiszpanii i Grecji, choć były obecne także we Francji czy Anglii. Często nawiązywały one do tradycji antyfaszystowskiego oporu i wszędzie tam miały wzorce w lokalnych tradycjach Ruchu Oporu, który często tworzyli komuniści. Na to nałożyła się przemoc imperializmu i antyautorytarne ruchy studenckie.
Popatrzmy teraz na Polskę lat 90. Jakie wzorce mają młodzi polscy anarchiści? Po 40 latach stalinizmu, jeśli w ogóle już coś wtedy wiedzą np. o Rewolucyjnych Mścicielach czy Anarchistycznej Federacji Polski (15), to i tak nie ma żadnej ciągłości personalnej, organizacyjnej, doświadczeń, tradycji. Miast tego zieje wielka dziura państwowej dyktatury. Anarchiści Rewolucji 1905 roku to postaci sprzed stu lat, woskowe figurki, bohaterowie bajki. W praktyce głównym punktem odniesienia pozostaje prawicowa Solidarność z jej taktyką non-violence, której wpływ przejawia się później w antykomunizmie anarchistów oraz ich walce o wolną Czeczenię. Te różnice nie mogą ujść naszej uwadze. W czasie, gdy zachodni lewacy w latach 60. wspólnie atakowali imperializm, polscy anarchiści w latach 80. razem z prawicową Solidarnością obalali spróchniały stalinizm. Dlaczego Solidarność nie rozwinęła skrzydła zbrojnego? Zapewne terror systemu i strach ludzi był zbyt wielki. To jednak temat na odrębną dyskusję.
W tej magmie krystalizuje się rodzaj anarchizmu kontr-kulturowego, posługującego się umiarkowanymi, demokratycznymi narzędziami walki. Jest pewna niesamowita książka, zupełnie zapomniana, która stara się skonfrontować ze sobą zjawiska buntu po obu stronach „żelaznej kurtyny”. To Agitka Anny Bojarskiej (16). Jej bohaterem jest młody chłopak Krzysztof Paliwoda, który żyje w PRL i koresponduje z bojowniczką RAF, zamkniętą w więzieniu Stammheim. Jest zafascynowany rewoltą 1968 roku. Za uzbierane pieniądze wydostaje się z kraju i jedzie poznać jej uczestników. Po powrocie do Polski oglądamy jego oczami Stocznię Gdańską w Sierpniu’80. Dwa doświadczenia, dwa zupełnie inne światy – czy mają ze sobą coś wspólnego? Jak w trybach wielkiej historii może odnaleźć się taki pyłek, jakim jest jednostka?
To jednak nieprawda, jeśli ktoś powie, że przemocy w ogóle nie było. Po pierwsze Solidarność ostro dymiła na ulicach, byli ranni, barykady, w ruch szła kostka brukowa, podpalano suki itp. Mieliśmy kilka prawicowych zamachów, np. na Muzeum Lenina w Poroninie. W 1982 r. w Lubinie działała grupa robotników, podkładająca bomby pod mieszkania wrogów Solidarności i miejsca gdzie pojawiało się ORMO. W 1979 r. próbowano wysadzić pomnik Lenina w Nowej Hucie, a 8 lat wcześniej w powietrze wyleciała aula uniwersytetu w Opolu, gdzie miały się odbyć obchody dnia milicjanta. Anarchiści i punkowcy tamtego okresu wszczynali uliczne zamieszki, wyżywając się na milicji. Ta atmosfera pełzającej brutalności, cechowała okres swoistego „bezkrólewia”, jakie panował na przełomie lat 80./90. Nie całkiem jeszcze wypaliła się uliczna aktywność, a zarazem nie okrzepł jeszcze nowy porządek, panowało więc ogólne rozprzężenie. Można było zajumać miliony jak Bagsik (17) i można było podpalić rosyjski konsulat, jak LFW (18), która chciała wykorzystać tę atmosferę i sama była jej wytworem.
W połowie lat 90. tradycję ulicznej przemocy na mniejszą skalę kontynuowali ludzie z Krakowa, którzy potrafili wywołać konfrontację na przykład podczas słynnych Kontrbali (19). Zdarzyło się, że poleciał tam w policję koktajl Mołotowa, a niektórzy zatrzymani lądowali w areszcie na dłużej. Według mnie działo się tak, ponieważ zachowana była ciągłość – w ruchu wciąż działali doświadczeni aktywiści, którzy brali udział w zadymach z policją, jeszcze za czasów PRL. Znali przemoc i nie bali się jej używać.
Pojawiała się ona też na wschodzie kraju, gdzie działała lubelska LAGA (20). W Lublinie działała grupa Ateistyczny Front Anarchistyczny, która niszczyła elewacje kościołów oraz podpaliła jeden w Motyczu Leśnym (21). Lubelski anarchizm bywał nihilistyczny i wojowniczo antyklerykalny. Widziałem to wszystko w gazetach jako dziecko. Nie rozumiałem do końca, o co chodzi, ale czułem zaniepokojenie w słowach dorosłych i wiedziałem, że chodzi o jakichś ludzi, którzy wywołują zamieszanie. Duża była też rola subkultur, wówczas bardzo licznych. Dochodziło między nimi do regularnych bijatyk, które nie były incydentami, lecz codziennością. W miarę jak zmieniał się ustrój, system coraz szczelniej zaczął wchłaniać ludzi i przykręcać śrubę, a subkultury zaczęły zanikać.
Na początku lat 90. wśród anarchistów pojawił się rozłam między pokojową linią społeczną, reprezentowaną przez liderów środowiska, takich jak Jany Waluszko i Krzysztof Galiński (22), a insurekcjonistami z Ludowego Frontu Wyzwolenia, pod przewodnictwem Piotra Ratyńskiego i Romana Ciechanowicza (23). Ludzie z LFW byli mniejszością, zostali skrytykowani i odrzuceni, a różnica zdań przerodziła się w otwarty konflikt i groźby. Nie tylko zaczęto wysuwać przeciw nim kłamliwe oskarżenia o agenturalność, ale co gorsza zupełnie usunięto ich z informacji, pism i broszur. Zniszczono ich profesjonalnie, mimo, że to Ratyński, a nie Waluszko, spędził w więzieniu ponad rok za swoją działalność. Pomysł tego pierwszego był taki, żeby cały potencjał działania, drzemiący w licznych jeszcze środowiskach kontrkulturowych skierować na radykalne tory i popchnąć do ataków na władzę. Udało im się to tylko w Trójmieście i Grudziądzu. Tu podpalili konsulat, tam podłożyli bombę prochową. Nie będę wymieniał ich akcji, gdyż można o tym poczytać na raf.espiv.net.
Smutnym faktem jest, iż środowisko anarchistyczne dokonało autocenzury, wymazując tych ludzi z własnej historii. W efekcie mało kto potrafił powiedzieć mi cokolwiek na ten temat. Od Rafała Górskiego dowiedziałem się tylko o jakimś emisariuszu, który próbował przecierać szlaki między FA a LFW. Żeby poznać historię tej grupy, musiałem odnaleźć Piotra i dotrzeć do ludzi, którzy mieli w domach jeszcze jakieś materiały. Mój kolega, kręcąc o nich film (dostępny na YT pod tytułem Wróg nr 1) dotarł do akt sądowych, co dało nam szczegółowy obraz, ktoś innych podesłał swoje domowe archiwa, sam Piotr też wiele nam opowiedział. I tak kawałek po kawałku, udało się zrekonstruować obraz wydarzeń. Wyciągnęliśmy tę historię z zupełnego zapomnienia. Najcenniejszą rzeczą był dla mnie więzienny pamiętnik Piotra, który on mi podarował. Przepisałem go i wrzuciłem do Sieci pod sugerowanym tytułem Robić dobrze, nawet robiąc źle. Właściwie jest to chyba jedyny zachowany do dziś pamiętnik więzienny, napisany przez polskiego anarchistę, który siedział za swoje idee.
Na tym przykładzie widzimy, jak oficjalne środowisko anarchistyczne – a właściwie jego liderzy – nie dopuściło do rozwinięcia się pewnych tendencji we własnym łonie. Co prawda we wkładkach ACK pojawiały się informacje o walce zbrojnej, stanowiły one jednak egzotyczny powiew z Zachodu, na co dzień obowiązywała nasza przaśna i niezbyt groźna kontrkulturowość. Ten model utrwalił się i obowiązuje do dziś, a bynajmniej nie jest wzorcowy. Na tę wewnętrzną cenzurę na pewno nakładała się też cenzura informacji z Zachodu, dokonywana najpierw przez partię, a potem przez demokratyczny reżim, który przyniósł nam zupełne przegięcie w drugą stronę – blokadę na wszelką lewicowość, a co dopiero na nurty rewolucyjne. Pierwszą książkę Chomsky’ego wydano u nas dopiero w 1999 r. (24), a ja miałem wtedy poczucie, że trzymam w rękach coś iście rewolucyjnego – tak bardzo zniekształcony ideologicznie był polski rynek książkowy. Przez długi czas anarchiści byli więc skazani na PRL-owskie wydania Kropotkina i Bakunina. Nie było nic innego. Ta mentalność pokutuje do dziś. Rozwija się cały segment literatury wspominkowej na temat zamierzchłych czasów anarchistycznej świetności, podczas gdy o latach 60./70. na całym świecie wiemy bardzo mało. Z jednej strony to jest postęp, bo zwiększyła się samoświadomość środowiska, które odkopało różne rzeczy z własnej historii i nauczył się wydawać książki, z drugiej mamy tu bardzo mało refleksji nad współczesnością.
Widzimy zatem z jednej stron brak informacji, z drugiej utrwaloną zgodą – dziedziczoną z pokolenia na pokolenie przez kolejnych młodych anarchistów – co do tego, jak anarchizm powinien wyglądać. Taką formaliną jest m.in. Federacja Anarchistyczna, która w zamian za poczucie przynależności do środowiska narzuca młodemu człowiekowi gotowy model organizacyjny wraz z jego własnym wachlarzem dopuszczalnych środków. Szanuję jej aktywistów, sam działałem w FA przez 5 lat, ale uważam, iż jej członkowie zajmują się podtrzymywaniem przy życiu martwego, biurokratycznego tworu (z całą jego obsesją konsensualności i kolektywu) za cenę własnej samodzielności. FA już dawno straciła rację bytu, bo nie ma szerokiego, masowego podmiotu, na jakim – wg założeń jej twórców – powinna się opierać. Ostatecznie – bez względu na okoliczności – pewni ludzie dokonali takich, a nie innych wyborów, tłumacząc to tym, że nie chcą zrażać do siebie mas, które jak dobrze pójdzie, ruszą z nimi na barykady. Od tamtej pory minęło 20 lat i widzimy, co udało im się zdziałać.
Tę narrację z całym bagażem jej mitów, przejął dziś anarchosyndykalizm, który w dalszym ciągu stara się utrzymać ten homogeniczny wizerunek. Sam rozwój syndykalizmu na pewnym etapie, uważam za sukces, oznaczało to, iż polski anarchizm przestawił się na antykapitalistyczne tory, przezwyciężając np. libertariańskie tendencje. Z walki z wszechwładnym państwem przestawiono się na walkę z wszechwładnym rynkiem. Problem polega na tym, że wciąż mamy do czynienia z jednostronnym fetyszyzmem masowości i walki socjalnej. To nic innego jak socjalistyczny kult kolektywu oraz demokratyczny kult większości.
Mamy więc słabych i bezradnych anarchistów oraz rosnący ruch nacjonalistyczny, który posługuje się zarówno metodami legalnymi jak i nielegalnymi. Co ciekawe, nie ma z tym większego problemu. Nacjonaliści – zarówno ci z salonu „niepokornych” jak i trybun stadionowych – solidarnie obwinili o własne zadymy policję i Antifę. Chociaż w Europie faszyzm narasta, mamy jednak takie przykłady jak Przyjaciele Wolności (25) na Białorusi czy lokalne grupy FAI w Rosji, które bronią lasu w Chimkach oraz atakują banki i komisariaty. Powstały 2 rosyjskie blogi insurekcyjne, gdzie ukazują się filmy i komunikaty, a związani z nimi ludzie opublikowali rosyjskie przekłady dwóch obszernych broszur o KKO. Jeśli zaś chodzi o to, co się u nas mówi, to trzeba patrzeć na działania, a nie deklaracje. One są jedynym probierzem. Nawet, jeśli ktoś coś werbalnie aprobuje, a pozostaje bezczynny, to wcale nie znaczy, że dokonał wyboru. Wybór oznacza zgodność słowa i czynu.
B.: Na pewno nie nazwałbym się znawcą dziejów polskiego ruchu anarchistycznego, dlatego zamiast wdawać się w rozległe analizy historyczne, skupię się na teraźniejszości. Główną przeszkodą dla zakorzenienia się taktyki insurekcyjnej w Polsce jest postawa części środowiska, która konsekwentnie odmawia insurekcjonistom miejsca w szeregach, cenzurując napływające z innych krajów informacje o atakach, represjach i działaniach solidarnościowych. Trudno więc oczekiwać, że ktokolwiek odważy się na radykalny czyn mając świadomość totalnej izolacji, osamotnienia. Wiedząc, iż nie ma za sobą nikogo, kto go poprze, a w przypadku represji okaże swoje wsparcie.
Kolejną przyczyną jest brak jakiegokolwiek rodzimego oporu społecznego. W krajach takich jak Grecja, ruch anarchistyczny działa prężnie, angażuje się w szereg projektów, wypracowuje odmienne strategie, które koegzystują ze sobą i wzajemnie się uzupełniają. Insurekcjoniści są niejako produktem tej wzmożonej konfliktowości, wysiłków, mających pchnąć konfrontację na „wyższy poziom”. Natomiast u nas od lat dyskutowane są te same zagadnienia, powielane te same schematy, w które wciskani są potencjalni nowi uczestnicy ruchu. Nie ma tutaj mowy o jakiejkolwiek linearność prowadzonej walki.
Stosunkowo łatwo jest zaangażować się w takie projekty jak Food Not Bombs (26), kolektywy rowerowe etc. To idealna baza dla ludzi, którzy chcą coś robić, cokolwiek. Problemem jest mała ilość osób, jakie w ramach doświadczenia nieskuteczności tych działań dokonują korekty, poszukując innych możliwości. Wspomniane inicjatywy FNB są idealnym przykładem anarchistycznego aktywizmu, który pozostaje bez znaczenia dla walki społecznej i tworzenia rewolucji. Trzeba zadać sobie pytanie, czy to jest sensowne i pożyteczne działanie. Może lepiej wycofać się, niż tworzyć struktury, oferujące ludziom złudzenie anty-systemowości, w rzeczywistości wciskając ich w schematy zachowań, będących na rękę państwu. Władza często od ciszy woli dialog.
Tego typu refleksje obecne są na Zachodzie, gdzie ruch społeczny znajduje się w innym miejscu. W Polsce za sukces uznaje się zmobilizowanie i zebranie obywateli wokół jakiejkolwiek sprawy, to wydaje się iście rewolucyjne, ale na Zachodzie anarchiści wchodzą w już istniejące struktury protestu, poddając krytyce reformistyczne, aktywistyczne elementy i radykalizując pozostałych.
Wszyscy zdajemy sobie sprawę z ukrytej systemowej przemocy, jakiej codziennie doświadczamy. Podlega ona normalizacji, dlatego akt podłożenia bomby, czy podpalenia banku może wydawać się nieadekwatny. To nie powinno nas jednak zmylić. Ile razy słysząc o niezliczonych ofiarach kolejnej „humanitarnej interwencji” reagujemy moralnym oburzeniem, organizując pisanie listów, kilkuosobowe pikiety. To tragiczne niedopasowanie metod do sytuacji. Znajdujemy się w stanie wojny, a to – zdaniem insurekcjonistów – wymaga od nas wybrania strony i podjęcia zdecydowanych kroków. Demokracja to brudna rzecz, dlatego musisz się ubrudzić. Niestety część polskich anarchistów chce pozostać czysta, roszcząc sobie prawo do wytykania palcem tych, których białe koszule pokrył bitewny kurz.
Od czasu do czasu w ruchu anarchistycznym pojawiają się druzgocące krytyki taktyki insurekcjonistycznej – w tym niestety, również oskarżenia o prowokatorstwo czy nawet inspirację ze strony tajnych służb. Choć jak na razie, tajnych agentów wykryto chyba więcej wśród działaczy otwartego ruchu anarchistycznego… Co chcielibyście przekazać ludziom, którzy wysuwają takie insynuacje?
R.: No właśnie, że się nie pojawiają. Przynajmniej ja na ten temat nic nie wiem. U nas jest w ogóle moda na krytykowanie czegoś, zanim się to pozna, moda na powielanie jakiegoś szablonu. Ile mamy u nas książek o insurekcjonizmie? Żadnej. A ilu „krytyków”? Niejednego.
Insurekcjonizm nie jest wyłącznie taktyką, to szersza próba przedefiniowania anarchizmu, jego celów, postaw i analizy tego, czym jest władza. Tu nie chodzi tylko o łatwo wskazywalną przemoc, umiejscowioną w jakiś strukturach na zewnątrz, ale też o całych obszar tego, co przywykliśmy uznawać za prywatne, naszych codziennych wyborów życiowych, relacji z innym ludźmi. Możemy sobie mówić, iż jesteśmy anarchistami, ale władza i pewne postawy wpojone nam przez otoczenie, istnieją przede wszystkim w naszej głowie, w sposobie, w jaki myślimy, czujemy, pragniemy się dostosować czy unikać ryzyka, jesteśmy dyskretnie konformizowani przez społeczeństwo, rodzinę. Młodociani punkowcy czy hippisi byli bardziej wywrotowi niż dzisiejsi anarchiści, którzy po demonstracji rozchodzą się do domów i aplikują grzecznie na jakiś staż, wskakując w garnitur na rozmowę kwalifikacyjną czy pilnie ucząc się do matury, by dostać na wymarzony kierunek studiów. Dochodzimy tu do ważnej kwestii, która sprawia, iż wiele osób odrzuca insurekcjonizm. Jest nią strach przed utratą swojego miejsca w społeczeństwie władzy.
W przypadku insurekcjonizmu można stać w pół kroku między zwykłym życiem a walką, jednak zawsze wisi nad tym groźba więzienia, z jaką trzeba się liczyć. Tu stawka jest o wiele większa, a więc i wybór o wiele poważniejszy, dlatego stać na niego nielicznych. Idąc do więzienia tracisz wiele osobistych korzyści, oferowanych przez system i tracisz prywatnie: wolność, kontakty z bliskimi itp. To naprawdę duży wstrząs emocjonalny. Nic więc dziwnego, że wiele osób może się tego bać. I tu wkracza insurekcjonizm, który mówi nam, iż ten strach, też jest formą władzy, co ogranicza nasze decyzje, że powinniśmy zabić glinę we własnej głowie, który terroryzuje nas lękiem przed karą. Ja osobiście szanuję ten strach i chodzi mi tylko o uczciwość w tej kwestii, by nie kamuflować go jakimiś ideologicznymi wykrętami czy potępieniami „złej” strategii. Dla mnie antyautorytaryzm tym właśnie różni się od autorytaryzmu, że kiedy w grupie faszystów ktoś mówi, iż czegoś nie zrobi, bo się boi, uznawany jest za gorszego i słabszego, natomiast wśród anarchistów nie powinno być takiego wstydu tylko akceptacja. Ktoś może przeżywać ich działania jako atak na własne ego, ponieważ radykalne wybory, mogą stawiać pod znakiem zapytania poziom jego własnego zaangażowania. Ale o to także insurekcjonistom chodzi, żeby przesuwać horyzont i pokazywać ludziom, że można i trzeba pójść dalej. On przecież nie jest stały. Tylko nie poprzez wytykanie palcami, lecz dawanie przykładu. U nas praktykowane jest działanie pokojowe, pozwalające utrzymać się na bezpiecznej pozycji. Nie wskórasz zbyt wiele, ale też nie jesteś całkowicie obojętny – w zamian za to masz komfort tzw. „normalnego życia”.
Zarzuty o agenturalność to specyfika sekciarskich walk o władzę i domena stalinistów. Anarchiści i rewolucyjni komuniści nie powinni obrzucać się takimi kalumniami. Grupy partyzanckie zazwyczaj były trudno infiltrowalne z racji przestrzegania konspiracyjnych metod. Pierwsze pokolenie RAF wpadło dzięki donosom, a nie policyjnemu śledztwu. Można powiedzieć, że ich głównym wrogiem okazał się glina w głowach mas. Czerwone Brygady (27) rozbito, dzięki instytucji świadka koronnego, tzw. „skruszonych”, którzy zdradzali własną organizację w zamian za krótszą karę. Greckiej Organizacji 17. Listopada (28) służby w ogóle nie były w stanie namierzyć, gdyż tworzył ją hermetyczny krąg przyjaciół, którzy nie rekrutowali nowych członków. Została wykryta dopiero, gdy w ręce policji wpadł jeden z nich, ranny w wybuchu podkładanej przez siebie bomby. Słabością marksistowskich partyzantek była jednak scentralizowana i jednolita struktura. Choć nie było to łatwe, po nitce dawało się dojść do kłębka. Nuklearna strategia insurekcjonizmu stanowi odpowiedź na ten problem, ponieważ proponuje sieć małych komórek, które między sobą się nie znają. W ten sposób rozbicie jednej z nich nie prowadzi do rozbicia innych. Można się zastanawiać – na ile jest to postęp. Bezpieczeństwo się zwiększa, ale potencjał organizacyjny spada, np. brak jest wymiany doświadczeń i umiejętności między komórkami, słabsze jest też zaplecze przechowywania broni czy kryjówek dla zbiegów itp. Można się zastanawiać, czy strategia nuklearna nie jest odpowiedzią na świat, w którym wolności jest już tak mało, że tradycyjne modele podziemne nie są w stanie funkcjonować. Nowoczesne technologie stają się wszechobecne.
Zarzuty o „prowokatorstwo” są zakamuflowaną postawą kapitulacji wobec władzy. Weźmy przykład Konspiracyjne Komórki Ognia (29). W ich procesach oskarżeni są także anarchiści, którzy nie należą do tej grupy. Nigdy jednak żaden z nich nie postawił KKO zarzutu, że to przez nich trafił do więzienia. Nie tylko byłoby to niesolidarne, ale również zgodne z logiką władzy, starającej się podzielić ludzi na „winnych” i „niewinnych”. Uznając „winę” KKO, anarchiści ci przyznaliby, że władza ma prawo aresztować sprawców ataków zbrojnych, a cały problem polega jedynie na tym, iż przez ich działania aresztowała „niewinne” osoby – nie tych, co trzeba. Takie rozumowanie prowadziłoby więc do legitymizacji działań państwa. Nie zrozum mnie źle, wzajemna krytyka jest możliwa, jednak w obliczu prześladowań ze strony władzy anarchiści nie mogą winić się wzajemnie o jej represyjność. Władza tylko na to czeka, by odizolować tych najbardziej niepokornych, zniszczyć ich psychicznie oraz moralnie w zamkniętych celach i zamkniętych umysłach.
Insurekcjoniści prowokują państwo, aby zrzuciło maskę demokratycznych swobód i pokazało swoją nagą przemoc. Mamy więc pytanie, czy za masakrę w szkole Diaz (30) i zabójstwo Giulianiego podczas zamieszek w Genui 2001 odpowiadają działacze Czarnego Bloku, czy też działania te pozwoliły zdemaskować prawdziwą twarz władzy i winni są policjanci oraz politycy?
B.: Zarzuty wobec insurekcjonistów dotyczą najczęściej braku integracji z masami, nieadekwatności ich czynów do miejsca, gdzie znajduje się ruch społeczny, postrzegany jako koło zamachowe wszelkich zmian. Mieliby oni rzekomo podpinać się pod jego postulaty, ściągając poprzez „nieadekwatne” metody wzmożone represje na resztę środowiska.
Takie argumenty, padające ze strony anarchistów brzmią co najmniej niedorzecznie. Po pierwsze, anarchiści zawsze przeciwstawiali aktywną mniejszość biernym masom, dążąc do możliwie najszerszej radykalizacji konfliktów, w które są zaangażowani. Po drugie, budowali swoją moralność w opozycji do państwa i jego wizji sprawiedliwości. Jeżeli uznamy, że dany porządek uderza w naszą wolność i zidentyfikujemy go jako przestępczy, wszelkie działania – mające na celu jego obalenie – będą dla nas całkowicie uzasadnione, mimo że to one będą fałszywie identyfikowane przez władzę jako przestępcze. Występując przeciwko kapitalizmowi, nie możesz spodziewać się, iż obalisz go metodami, które on sam uzna za legalne. Dlatego musisz spodziewać się puszczenia w ruch mechanizmów represji.
Anarchiści społeczni zdają się sądzić, że kapitalizm, państwo, policję można poddać krytyce w kontekście sprawiedliwości, będącej w rzeczywistości wytworem i narzędziem klas rządzących. Insurekcjoniści twierdzą natomiast, iż możliwe jest to tylko w terminach wojny. Jeżeli ktoś wyklucza takie, czy inne metody działania, ponieważ uznaje je za szkodliwe np. dla budowy ruchu pracowniczego, czyni to używając terminów zapożyczonych od obecnego społeczeństwa, kultury, cywilizacji. Przyjmujemy różne taktyki, bądź tworzymy wizje nowego społeczeństwa w oparciu o fragmentaryczną wiedzę lub wręcz niewiedzę. Podstawowym błędem jest zamykanie się na fakt, iż część naszych założeń, co do kształtu ludzkiej natury, ludzkich potrzeb i sposobu, w jaki mielibyśmy budować przyszłe społeczeństwo może okazać się zupełnie błędna.
Żyjemy w momencie nasilonych niepokojów społecznych, gdy każda iskra ma potencjał osłabienia narzuconego nam morderczego porządku społecznego. Polityka stanu wyjątkowego to gra, w którą państwo zamierza z nami zagrać. Nie oszukujmy się, jeżeli będzie chciało kolejnego Piazza Fontana, czy Piazza della Logia (31), zaaranżuje go. Ryzyko, które podejmujemy jako anarchiści nie ogranicza się jedynie do bycia celem państwowego aparatu represji. Trzeba zaryzykować działania jednocześnie tak krytyczne, jak i eksperymentalne. Istnieje ogromny strach przed odrzuceniem schematów tak długo podtrzymywanych przez środowisko anarchistyczne, tkwiących w pułapce aktywizmu, lewicowości lub subkulturowych gettach.
W ostatnich latach anarchiści, czy nam się to podoba czy nie, stali się synonimem gwałtownej fizycznej napaści na społeczeństwo klasowe. Być może czas odmówić potępiania tych, którzy są najbardziej zdeterminowani, ale wziąć ich w obronę, ograniczając zdolność państwa do mobilizowania przeciwko nim swoich represyjnych mechanizmów. Jeżeli nie możesz kogoś powstrzymać przed wysadzeniem i podpalaniem swoich wrogów (kto by chciał to robić?), możesz rozpieprzyć zdolność państwa do utrzymania w zamknięciu podpalaczy systemu.
Odnosząc się natomiast do zarzutów o „awangardyzm”, czy szkodzenie pozytywnym aspektom, które buduje ruch społeczny. Insurekcjonistom nie zależy na wzmacnianiu lewicy, czy budowaniu świadomości klasowej. Ona nie jest aż tak istotna, jak niektórzy to przedstawiają. Dowodem na to są zamieszki. Ich uczestnicy instynktownie ukierunkowują swój atak na elementy władzy, jakimi są własność (banki, sklepy, śmietniki), czy policja. Doświadczenia, jakich poprzez akcję bezpośrednią i konflikt społeczny nabywa klasa eksploatowanych, są wystarczającą siłą napędową dla transformacji ludzkich perspektyw i relacji. Insurekcjoniści nie organizują obrony, zamiast tego przygotowują się do ataku.
Dawno przeminął czas społecznych rozwiązań. Nie istnieją już spójne relacje pomiędzy różnymi środowiskami, instytucjami a zindywidualizowanymi jednostkami, nazywanymi „społeczeństwem”. Nie dysponujemy językiem, który opowiada o wspólnym doświadczeniu. Pytania o płace, emerytury, stabilność zatrudnienia, tragiczną sytuację młodych – maskują faktyczną sytuację. Sugerują, że nie ma atrakcyjniejszej perspektywy niż praca na kasie za płacę minimalną. Ci, którzy zaznali mniej upokorzenia i więcej korzyści żyjąc w „zbrodni”, niż zamiatając podłogi, nigdy nie złożą broni, a więzienie nie nauczy ich kochać społeczeństwa. Bycie społecznym zerem nie jest warunkiem upokarzającym, to tragiczny brak rozpoznania terytorium – nic nie daje tak dużej swobody operowania.
Musimy zrozumieć, iż są ludzie, którzy czują się wyobcowani z wizji konfliktu, jaką przedstawiają organizacje społeczne, związki zawodowe. Czują dystans wobec rzeszy pacyfistów, lewicowych sekt, różnego sortu dziwaków, maszerujących w kółko podczas rytualnych demonstracji. Właśnie tutaj wyczuwają nieadekwatność metod. Znajdujemy się w miejscu końca cywilizacji, a stawką jest nasze życie. Wbrew temu społeczeństwo infekuje nas chorobą, która osłabia nasze organizmy, każe unikać konfliktów lub rozwiązywać je w możliwie najłagodniejszy sposób. Niektórzy nie mogą dłużej czekać.
Jeżeli zrobisz krok w tył i przyjrzysz się dokładnie ruchowi antykapitalistycznemu, dostrzeżesz jak wszystkie czyny anarchistów insurekcyjnych rezonują w umysłach i sercach ludzi, którzy są najbardziej zdeterminowani do podjęcia walki. Nie chcesz się do nich przyłączać, proszę bardzo, ale nie wyręczaj państwa w pacyfikowaniu obszarów, naprawdę pozostających poza wszelką kontrolą.
Wydaje się, że nihilistyczni partyzanci odrzucają walkę klas i w swoich działaniach oraz języku stają w opozycji do tradycyjnych i powszechnych nurtów anarchizmu, takich, jak popularny również u nas anarchosyndykalizm. Czy przyjmując taką pozycję – sami nie skazują się na izolację?
R.: Myślę, że pora przestać rozliczać insurekcjonistów i zacząć pytać o to, co takiego udało się osiągnąć dzisiejszym anarchosyndykalistom, bo to głównie z ich strony pojawia się ta krytyka. Przez wiele lat byłem zanurzony w tym nurcie, znam dobrze jego optykę, darzę szacunkiem tę tradycję historyczną i uznaję wagę walk takich jak Hiszpania ‘36. Uważam jednak, iż ten nurt nie przystaje do dzisiejszej rzeczywistości. Abyśmy mogli się rozwijać, konieczne jest dziś szersze ujęcie Anarchii i polemika z tradycyjnymi teoriami proletariackiego zbawienia.
Anarchosyndykalizm tkwi w klasycznym modelu walki z materialną biedą i o pracę, podczas gdy prawdziwie rewolucyjna bieda w takim rozumieniu, istnieje dziś już „tylko” w Trzecim Świecie. Europa jest postlewicowa od co najmniej pół wieku. Wszelkie podejmowane w tym czasie wysiłki, dążące do poprawienia sytuacji zachodnioeuropejskiej klasy pracującej, prowadziły do jej coraz większej integracji z systemem, ponieważ był on w stanie (i musiał) zaabsorbować większość jej żądań i skorumpował ją dostępem do dóbr materialnych. Przesunęło to wyzysk jeszcze bardziej do „trzecioświatowych” kolonii.
Dziś robotnicy nie żądają niczego, poza zachowaniem tego, co oferowało im państwo opiekuńcze. Są w defensywie, walcząc nie przeciw państwu, lecz o państwo – zdolne postawić tamę roszczeniom globalnego kapitału. Domagają się więc utrzymania stanu, kiedy mogli koegzystować pokojowo z kapitalizmem, ciesząc się materialną obfitością i stabilnością. Przyłączanie się syndykalistów do tych żądań stawia ich w paradoksalnej sytuacji, bowiem jako anarchiści zaczynają bronić pewnego modelu państwa. Wciąż widzimy, jak chcą, by państwo zrobiło dla pracowników to lub tamto, broniło ich praw itp. Idąc ślepo za pracownikami anarchosyndykaliści przeobrazili się w demokratyczną grupę nacisku, lobbując za tą czy inną (a najczęściej przeciw) reformą. Robią to, bo dogmatycznie wierzą, że gdzieś po drodze robotnicy się zradykalizują. Dzieje się jednak odwrotnie, to anarchiści gdzieś po drodze przeistaczają się w zwyczajnych socjalistów. Czemu? Ponieważ strategia A-syndykalizmu była dobra na początku wieku XX, gdy polityczna i ekonomiczna przemoc systemu była naga, brutalna i nie pozostawiała złudzeń.
Wierzono wówczas, iż system nie spełni postulatów robotniczych, tylko stłumi je represjami, co popchnie proletariat ku programowi całościowej przemiany społeczeństwa. I tak się działo. Na tym drastycznym gruncie kwitł polityczny i komunistyczny ruch robotniczy, wybuchały rewolucje, wreszcie faszyzm. Dzisiejszy świat jest inny. „Pierwszoświatową” realność konstytuuje porządek obfitości i konsumpcja, rozwój nowych technologii i społeczeństwa sieciowego. Rewolta ‘68 roku pokazała, że robotnicy nie chcą już rewolucji, zadowalając się stałą pracą, podwyżką płac, własnym autem, telewizorem i domkiem na przedmieściach. Ideologią mas stał się konsumpcjonizm. W latach 60. motorem zmian była rewolucyjna inteligencja, studenci.
W epoce obfitości nadszedł nowy typ rewolucyjnej refleksji – dążenie nie do zdobycia pracy, lecz do jej całkowitego zniesienia. Prekursorami tego myślenia były prądy, tworzone przez Nową Lewicę, sytuacjonistów, Marcusego i Reicha, neopsychoanalizę czy Szkołę Frankfurcką (32). Nie mówiono o zniewoleniu biedą, lecz obfitością. Nie chodziło o społeczeństwo robotników, ale o społeczeństwo bez robotników, społeczeństwo wolnych twórców, a nie wytwórców. Już nie tylko o wyzysk w fabryce, ale również wyzysk czasu wolnego.
Zgadzam się, że jesteśmy w momencie, który w jakimś stopniu cofa tę tendencję. Nie wiemy jednak, jak daleko ani na jak długo ona się cofnie. Po doświadczeniach wieku XX, istnieje już pewna zgoda między wyzyskującymi i wyzyskiwanymi odnośnie tego, co mogłoby jej zapobiec. Wypracowano modele, pozwalające skutecznie pacyfikować masy, bez konieczności używania otwartej przemocy. Wydaje mi się, iż pomimo kryzysu, będzie się to odtwarzać w różnych postaciach. Poziom życia w Europie już spada, ale czy cofnie się do stanu, jaki panował 100 lat temu? Co z tego, że zanika stabilność zawodowa, skoro jak na razie wszyscy niezadowoleni, mogą po prostu wyjechać i dorobić się gdzie indziej i jeszcze nazywają to wolnością? Ludzie dostali do głowy potężny zastrzyk trucizny, jaką jest kultura masowa, rozrywka i inne formy znieczulenia. Nie zmienimy ich, dopóki sami nie zechcą się zmienić, ale możemy zmienić siebie.
Buntuję się przeciwko stawianiu spraw głównie przez pryzmat ekonomii, ponieważ socjalny wymiar buntu zawęża nasze spojrzenie na jego szerszy, egzystencjalny wymiar obecny pod innymi postaciami, takimi jak choćby właśnie odmowa pracy, nieprzystosowanie, zagubienie, sztuka czy szaleństwo. Ciągłe mówienie o etatach, emeryturach i płacach prowadzi do tego, iż dla większości ludzi problem zostaje rozwiązany, jeśli tylko zdobędą dobre warunki zatrudnienia. Ilu znamy anarchistów, którzy ucichli, gdy tylko wydrążyli sobie ścieżkę jakiejś kariery zawodowej wewnątrz systemu? Znikają wtedy pytania o to, czemu to wszystko służy, ten nieustający rytm produkcji i konsumpcji, ta obsesja pracy i dorobkiewiczowska etyka poziomu życia. Ja wolę być biedny, ale za to pracować mało. Swoje bogactwo widzę gdzie indziej.
Społeczeństwa walczące o interes klasowy, łatwo wymieniają stabilność materialną w zamian za kontrolę nad swoim życiem, którą oddają chętnie jakiemuś Chavezowi. Tak kończy wiele ruchów społecznych, dzisiejsze sojusze zwykłych obywateli z anarchistami, sprowadzają się do braku lewicowej reprezentacji, ludzie wtedy chwytają chętnie każdą życzliwą dłoń. Obawiam się, że gdy tylko pojawi się jakiś dobrodziej, masy nie będą skupiać się na zniesieniu władzy.
Czy to znaczy, iż mamy obrazić się na społeczeństwo i zamknąć we własnym getcie? Nie, bo cały czas ma ono wybór i pojawiają się jednostki, które go dokonują. Chodzi raczej o to, by nauczyć się działać pomimo społeczeństwa, by anarchiści raczej krystalizowali własną jakość, a nie dostosowywali się do oczekiwań mas. Społeczeństwo anarchistyczne może być czymś, na nadejście czego czekamy jak na Królestwo Boże, a może też urzeczywistniać się w naszych indywidualnych wyborach. Kwestia tego, co myślą ludzie, wcale nie rozstrzyga sensowności i celowości walki. Jeśli coś jest złe – sprzeciwiamy się temu, nawet gdy inni milczą. Anarchizm opiera się bowiem na nieposłuszeństwie w społeczeństwie posłusznych, na złamaniu norm tam, gdzie dla wielu są one naturalnymi granicami świata. Dobrym przykładem jest tutaj antyimperializm. Jeśli anarchiści chcieliby powstrzymać machinę militarną, musieliby zaatakować sektor zbrojeniowy (który zatrudnia w naszym kraju tysiące ludzi) a wówczas ich cele stanęłyby na drodze interesowi pracowników, żyjących z produkcji broni. Rozumiem, że robotników można agitować, trzeba by jednak uważać, żeby nie poszczuli psami.
Oglądałem niedawno dokument na temat instytucji dozoru elektronicznego. Skazany może odbywać karę w domu, ale wolno mu wychodzić tylko do pracy oraz dla załatwienia podstawowych obowiązków. Rygor karny pozwala mu przebywać na zewnątrz w godzinach od 9:30 do 18:30. Z tego wynika, że większość ludzi żyje na co dzień w instytucji takiego dozoru, a jedyna różnice jest taka, że ich kajdany są niewidzialne. Powinniśmy zacząć zwracać uwagę na inne formy zniewolenia, obecne na poziomie świadomości, postaw życiowych, wyznawanych wartości, odkrywać mechanizmy manipulacji, ingerujących w naszą emocjonalność i eksploatujących nasz potencjał twórczy. Możemy się tu uczyć nawet od hippisów, którzy są dla mnie fascynujący, ponieważ najkonsekwentniej przeprowadzili odmowę pracy. Co ciekawe, udało im się przy tym zdemaskować przemoc systemu, który nie miał pojęcia, co zrobić z taką masą nieproduktywnych jednostek, odmawiających wejścia w role społeczne. Z bezsilności reagował agresją. Hippisi byli prześladowani przez gliniarzy, bici, wtrącani do aresztów, czasami zabijani. Europejscy studenci, którzy zakładali eksperymentalne komuny, zrywając z mieszczańskim trybem życia, także rewolucjonizowali je tu i teraz na indywidualnym poziomie, który pomagał im konsolidować i rozwijać swoją wywrotową tożsamość. Tak przygotowani, kolektywizowali swoje odmowy, stając się zapalnikiem zmian.
Zarówno niechlujni studenci w rozciągniętych swetrach, jak i „brudni, zarośnięci” hippisi, byli dosłowną kontestacją mieszczańskiej etyki, która co prawda nie pozwalała wyjść z domu z plamą na krawacie, nie miała jednak nic przeciwko zrzuceniu bomby atomowej czy budowie obozów koncentracyjnych. To ciekawe, iż w europejskim ’68 o rewolucji mówiła głównie inteligencja. Nie rozumiem tych zarzutów, że jacyś członkowie RAF pochodzili z tzw. „dobrych domów”. To właśnie dzięki temu z jednej strony mieli szerszy horyzont, by zrozumieć świat, w którym żyli, z drugiej tym większą winę odczuwali za to, jaki on jest i pragnęli zmyć z siebie winy swoich rodziców, jacy z racji piastowanych ról społecznych za ten świat odpowiadali. Mamy tu tę samą postawę, co u rosyjskich narodników, którzy wyrzekali się przywilejów swojej klasy i szli w lud, by „ewangelizować”. Zaangażowana inteligencja jest ideotwórcza. W ‘68 nadal taka była w czasie, gdy robotnicy przestali przewodzić czemukolwiek.
Często w komunikatach grup insurekcyjnych pojawia się określenie „anarchiści praxis” oraz „nihiliści”. Czy takie „nowe” nazewnictwo ma na celu izolowanie się insurekcjonizmu od anarchizmu głównego nurtu – czy niesie może za sobą coś więcej…?
R.: Nihiliści to anarchiści-indywidualiści. Te nazwy można stosować zamiennie. Nihilizm to antyspołeczny nurt anarchizmu, który stawia w ogniu krytyki również społeczeństwo, pokazując, że jest ono współwinne naszego zniewolenia. Społeczeństwo to siedlisko uległości, konformizmu i szacunku dla władzy. Zamiast uwodzeniu całych grup czy klas społecznych, nihiliści koncentrują się na budowaniu więzi z pojedynczymi jednostkami obdarzonymi wrażliwością i rewolucyjnym sumieniem, jakie można odnaleźć wszędzie, od fabryk począwszy, poprzez artystów i studentów, na kryminalistach skończywszy. Nihilizm to nie tyle filozofia budowania ruchu społecznego, co filozofia życia i osobistego buntu.
Żeby wyjaśnić, czym jest Praxis trzeba sięgnąć do filozofii starożytnej, której kolebką, jak wiemy była Grecja. Pojęcia takie, jak Praxis i Logos, pojawiały się u tamtejszych filozofów, którzy poszukiwali źródeł rzeczywistości. Logos u Heraklita to rozumność przenikająca świat, to słowo oznaczające zrozumienie. Natomiast Praxis to proces, w którym teoria, lekcja czy umiejętność zostaje wcielona w życie za pośrednictwem działania, przy czym działanie to musi być rozumne i skuteczne, innymi słowy mądre. Praxis, uznawana przez Greków za obszar aktywności ludzi wolnych, wiąże się zatem niejednokrotnie z aksjologicznym wymiarem czynu. Mówiąc prościej, takiego czynu, jakiego celem jest osiągnięcie pewnych wartości i idei. A zatem anarchiści praxis to tacy anarchiści, którym chodzi o zrealizowanie pewnego zrozumienia w konkretnym działaniu oraz o uzgodnienie anarchistycznej moralności z czynami jednostki. Echa zagadnienia relacji między praktyką i teorią, spotykamy u wielu filozofów, na przykład u Marksa, gdy mówił, że jego teoria uzbraja robotników w narzędzie zrozumienia rzeczywistości, zaś świadomy ruch proletariacki uzbraja teorię w możliwość przekształcania świata.
Myślenie Praxis ma bardzo konkretne skutki. W tekstach KKO/FAI pojawia się krytyka środowiska anarchistycznego, pogrążonego w wygłaszaniu kawiarnianych manifestów i konsumowaniu kultury alternatywnej. „Wielu jest takich, którzy dużo mówią o Anarchii, ale tylko nieliczni żyją jak anarchiści” – mówi nihilistyczne motto, które podkreśla rolę indywidualnych wyborów jednostki. Skoro to czyn urzeczywistnia wartość, to również wartość ludzkiego życia zostaje określona przez charakter czynu. Dlatego Komórki Ognia mówią: „Nie szanujemy ludzkiego życia jako czegoś, co stanowi wartość samą w sobie. To wybory są tym, co nadaje ludzkiemu życiu wartość lub je ją pozbawia.”
Rewolucyjna godność nakazuje członkom KKO wziąć odpowiedzialność za swoje czyny, dlatego wszyscy oni – obecnie jest to 10 uwięzionych osób – otwarcie zadeklarowali przynależność do organizacji i kolektywnie oświadczają sprawstwo wszystkich jej ataków. I oczywiście, tak, ta postawa pozostaje w opozycji do anarchizmu społecznego, który swój radykalizm ogranicza zaledwie do retoryki.
Filozofia FAI i KKO przywiązuje też dużą wagę do tego, żeby każdy akcja bezpośrednia była opatrzona komunikatem, wyjaśniającym postawę i decyzję osób, które go przeprowadziły. Działania bez teorii pozostaje ślepe, a teoria, zrozumienie bez Praxis pozostaje poza życiem i światem, jako czysta potencjalność. Dzięki komunikatom tworzy się przestrzeń dyskusji, rozwija się świadomość i sumienie, objaśniana jest filozofia czynu, a także dokonuje się trwały wkład w budowę anarchistycznego dyskursu.
Insurekcjonizm ma jednak jeszcze jeden aspekt. Zwłaszcza w wydaniu prymitywistycznym, pochwala on kult instynktu i dzikości, zachęcając do zerwania z chłodną racjonalnością, cechującą dzisiejsze zrutynizowane życie w wielkich metropoliach. Jeśli przyjmiemy, że nowoczesna racjonalność zabija w nas to, co autentyczne i prawdziwe, wówczas Praxis będzie wskazywać nam ścieżki uwolnienia się od tych ograniczeń.
Pokrewnym, choć bardziej lingwistycznym zagadnieniem jest używanie przez Greków słowa „terroryzm”. W języku greckim używa się dwóch terminów: terrorismos oznaczającego „sianie terroru, strachu” oraz tromokratia – oznaczającego terroryzm. To ostatnie słowo jest jednak u nich – odwrotnie niż u nas – blisko powiązane z przemocą państwową, sądami, zarzutami kryminalnymi itp. Dlatego Grecy starają się pisać o „anarchistycznym terrorismos”, co nie posiada swojego dokładnego przekładu i zazwyczaj zostaje po prostu tłumaczone jako „terroryzm”. Warto więc pamiętać, że Grekom chodzi przede wszystkim o anarchistyczny terror, uderzający w aparat systemu, a nie o terroryzm, uderzający w zwykłych obywateli. Znam tylko jedną akcję, przeprowadzoną na przestrzeni ostatnich lat, która miałaby cechy tego ostatniego. W połowie 2009 roku Nihilistyczna Frakcja KKO podłożyła bombę przed budynkiem, gdzie trwał wiec wyborczy premiera Karamanlisa. Celem zasiania strachu był nie tylko polityk, ale i jego wyborcy. Jednak i w tym przypadku, jak w każdym innym, zamachowcy powiadomili służby odpowiednio wcześnie, by mogły one ewakuować budynek.
B.: W zasadzie nie mam tutaj nic do dodania. Pamiętajmy jednak, że nihiliści stanowią tylko jeden z elementów ruchu insurekcyjnego, formułując całkowicie nowy rodzaj wezwania – przeciwieństwo „trzecioświatowej” partyzantki, atakującej imperializm, by zainspirować rewolucję społeczną. Nihiliści, będący przedstawicielami indywidualistycznej tendencji w ruchu anarchistycznym, obarczają odpowiedzialnością za obecny stan rzeczy również społeczeństwo. Wskazują na jego bierność i posłuszeństwo, dlatego nie postrzegają go jako podmiotu zmian rewolucyjnych. Jeżeli dokonują ataku, mają na celu zemstę, pomszczenie życia zmarnowanego egzystencją w warunkach kapitalistycznej eksploatacji i alienacji oraz kreację warunków, przestrzeni dla rozkwitu odmiennej, „nieskorumpowanej” moralności.
Zamiast dyskutować o wyglądzie przyszłego świata i wysuwać idealistyczne postulaty, chcą zniszczenia wszelkich mechanizmów, poprzez które działa władza. Świadomej i natychmiastowej organizacji destrukcji wszystkiego, co nas zniewala. Przekroczenia miejsca skrajnej izolacji i słabości, gdzie się znajdujemy, poprzez hart ducha, nieustępliwość, bezkompromisowość. Przy czym, władza dla nihilistów nie jest narzędziem w rękach rządu i podlegających mu instytucji, jak policja, wojsko, których zadaniem jest pacyfikować niepodporządkowanych. Wierzą, że polityczna władza działa także poprzez instytucje i obszary, jakie zdają się pozostawać neutralne lub nieistotne dla walki rewolucyjnej.
Chciałbym także podkreślić, iż pojęcie społeczeństwa jest różnie definiowane wśród samych nihilistów. Niektórzy widzą w masach bezwarunkowego wroga jakiejkolwiek wolności, podczas gdy inni twierdzą raczej, że społeczeństwo jako takie nie jest wrogiem, a tylko ci, którzy je „podtrzymują i stwarzają”.
W archiwum waszego serwisu można znaleźć również informacje, odnoszące się do działań lewicowych grup partyzanckich. W takich przypadku – podobnie jak przy temacie lewackich grup partyzantki miejskiej z lat 70. ub. w. – możecie spotkać się z oskarżeniami o sprzyjanie marksistom-leninistom – bo takie poglądy w większości głosili partyzanci miejscy, jak i ci z „trzecioświatowych” dżungli.
R.: Trzymam się z dala od sekciarskiego myślenia, że jak się o czymś pisze, to się jest automatycznie tego zwolennikiem. Od takiego myślenia jest już tylko krok do zakazywania innym czytania czegoś, co nie zgadza się z jedyną słuszną ideologią. Nie trzeba zgadzać się z komunistami czy insurekcjonistami, by okazywać solidarność ich więźniom. Dla wielu rewolucjonistów zasada solidarności z więźniami politycznymi pozostaje nadrzędna wobec różnic politycznych. Trzeba też rozróżnić komunistów z partii stalinowskich, obecnych w zachodnich parlamentach od rewolucyjnych komunistów, którzy prowadzili autentyczną walkę zbrojną. Jak zajrzysz na stronę berlińskiego ACK to zobaczysz, że tamtejsi anarchiści udzielają wsparcia równie prześladowanym członkom Komórek Rewolucyjnych (33) czy Frakcji Czerwonej Armii. W Belgii grupa anarchistów pomaga więźniom Walczących Komórek Komunistycznych (34), w Grecji część anarchistów solidaryzuje się z zakładnikami państwa z Ruchu 17. Listopada. Ja nie mam z tym problemu.
Komuniści i anarchiści mają te same ideały – świat bez wyzysku i władzy. Jednak komuniści wierzą, że władza jest neutralnym narzędziem, które można przejąć i wykorzystać do zniesienia nierówności i dopiero potem to narzędzie samo miałoby zaniknąć.
Nie zgadzam się z tym. Po pierwsze władza nie jest narzędziem, lecz stosunkiem między ludźmi, którego destrukcyjną rolę wszyscy znamy. Po drugie wiele narzędzi nie jest neutralnych, gdyż same w sobie potrafią konstytuować nowy typ relacji międzyludzkich. Tak jest nie tylko z władzą, ale również np. z bronią atomową czy nowymi technologiami. Nowe narzędzia przynoszą zmiany na głębszym poziomie, zmieniając ludzką mentalność, ingerując w emocje, zachowania i tkankę społeczną. Na przykład pojawienie się maszyn przemysłowych stworzyło proletariusza, zmieniło jego dotychczasowego warsztat pracy i styl życia, wpłynęło na rozwój miast i migrację ludności.
Tak samo jest ze wspólnotą, w jakiej uczestniczysz. Możesz do niej wejść z jakimś wywrotowym planem, ale jeśli pobędziesz w niej dość długo i zaczniesz się z nią integrować, twój punkt widzenia ulegnie zmianie. Kiedy zaczynasz działać w związku zawodowym czy organizacji pozarządowej – przyswajasz sobie legalne, obywatelskie formy protestu i tracisz kieł po kle, pazur po pazurze, co stopniowo czyni się wrogiem anarchistycznych metod działania. Przecież z tego samego powodu anarchiści nie chcą iść do parlamentu czy rady miasta. Władza deprawuje, bo narzędzie i stosunki, rządzące daną wspólnotą nie są obojętne, lecz na nas oddziaływają. W tym sensie, aby pozostawać anarchistą trzeba wybierać anarchistyczne metody działania i trzymać się z tymi, którzy podążają wywrotową ścieżką, dając ci alternatywną wspólnotę, inną niż społeczeństwo.
B.: Anarchiści zawsze adaptowali pasujące im elementy z innych radykalnych idei i tendencji, odrzucając te fragmenty, które uznali za szkodliwe i niepotrzebne. Ta otwartość, brak ograniczeń i twardych schematów stanowi największą zaletę anarchizmu. W zupełności podzielam to przekonanie. Pożyczając różne elementy, nie musisz „kupować” całego pakietu ideologicznego.
Działalność takich ugrupowań jak RAF, Czerwone Brygady, czy Ruch 17. Listopada wzbogaca nas o pewne doświadczenia, zarówno pozytywne jak i negatywne. Ich zwycięstwa, porażki dostarczają nam inspiracji i wniosków. Dają wskazówki, co powinniśmy przyswoić, a czego unikać.
Stanowczo odrzucam wszelkie ideologiczne etykietki. Jeżeli ktoś jest zainteresowany społeczną wojną, jego sojusznikiem powinien być każdy, kto dzielni ten sam cel – anarchista, insurekcjonista, czy nie. Oczywiście ustawiając się w opozycji do porządku społecznego, musimy jasno określić cel naszego ataku oraz metody, jakimi chcemy go osiągnąć. Tylko w ten sposób unikniemy nieporozumień. Jako anarchiści nie kolaborujemy z państwem, lewicą, pacyfistami i wszelkiego sortu reformistami, to oczywiste. W zetknięciu z innymi zawsze pojawia się pierwiastek podobieństw i różnić w podejściu do zastanego porządku i metod jego obalenia. Zamiast jednak skupiać się na różnicach i kładzeniu podwalin dla przyszłego społeczeństwa, sugeruje raczej, aby najpierw zburzyć obecne.
Dlatego właśnie za najlepszą komórkę organizacyjną uważam tzw. affinity groups. Interakcje twarzą w twarz, debaty, dyskusje i wspólne planowanie daje nam silną bazę, sięgającą daleko poza fałszywą jedność, którą często oferuje ruch społeczny. Te prawdziwe i bezpośrednie relacje pozwalają nam się poznać, co skutkuje głęboką wiedzą o poglądach danej osoby, jej perspektywach, osobistych możliwościach i ograniczeniach, a także sposobie pracy. Tutaj nie liczy się pozycja społeczna, płeć, przynależność, wyznawane idee, rasa. Nie wymazuje się idei lub ludzi ze względu na ich identyfikację.
Jesteście portalem informacyjnym, ale wasze informacje mają szczególny charakter. Pokazują, że na całym globie anarchiści – i nie tylko oni – wciąż prowadzą nieustającą walkę z opresją Państwa i Kapitału. Piszecie o akcjach bezpośrednich, zamachach, grupach partyzanckich i samotnych wojownikach, podnoszących swe zaciśnięte pięści. Czy przekazywanie tego typu informacji nie niesie za sobą niebezpieczeństwa posądzenia o popieranie terroryzmu – a co za tym idzie, również problemy ze spec-służbami czy wymiarem (nie)sprawiedliwości?
R.: Musielibyśmy nawoływać do popełniania „przestępstw” lub pochwalać „zamachy terrorystyczne”, ewentualnie praktyki totalitarne. Tymczasem my skupiamy się na tłumaczeniach, udostępniamy ludziom bazę interesujących tekstów, a to, co ktoś z nimi zrobi, jak je odbierze – na to już nie mamy wpływu. Mieliśmy jak dotąd dwa interesujące przypadki, które warto brać za punkt odniesienia. Przypadek LBC i Artura Ł., okrzykniętego przez media „polskim dżihadystą”. Z LBC sprawa jest dość jasna: redaktor zaczął pochwalać „mord katyński’ i zabójstwa polskich okupantów w Afganistanie, do tego nawoływał do niszczenia prawicowych pomników. Odnośnie Artura Ł. zastosowano nowy artykuł 255a kodeksu karnego: „Kto rozpowszechnia lub publicznie prezentuje treści mogące ułatwić popełnienie przestępstwa o charakterze terrorystycznym w zamiarze, aby przestępstwo takie zostało popełnione, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5”.
Najważniejsze jest tu stwierdzenie „w zamiarze”. Nie wystarczy, że wymieniasz się z kimś jakimiś materiałami, prokuratura musi dowieść, że robisz to w celu doprowadzania do popełnienia przestępstwa, a to jest rzecz bardzo subiektywna. Służby wyśledziły, że Artur, który przeszedł wówczas na islam i pochwalał zamachy al-Khaidy, prywatnie przesłał swojemu koledze mieszkającemu za granicą link do podręcznika, instruującego jak prowadzić walkę partyzancką, konstruować ładunki wybuchowe domowej roboty itp. W toku procesu zarzut jednak upadł, ponieważ okazało się, że nie może być tu mowy o upublicznieniu czy rozpowszechnianiu czegokolwiek przez oskarżonego. Podręcznik ten został bowiem już dawno udostępniony i rozpowszechniony przez amerykańskie siły zbrojne. Każdy może znaleźć go w Sieci. Pozostał więc drugi zarzut – pochwalanie zamachów al-Khaidy na filmach w Sieci. Jak na razie jego proces trwa przy drzwiach zamkniętych i nie wiadomo, czym się skończy.
Ostatnimi czasy wszedł jednak w życie jeszcze inny interesujący paragraf, który pozwala dołożyć dodatkowy wyrok, jeśli sąd udowodni, że czyjś czyn kryminalny miał motywację polityczną. Paragraf ten podsuwa aresztowanym osobom zachętę, by udawały „zwykłych” kryminalistów i wypierały się własnych poglądów.
B.: Zajmujemy się przede wszystkim translacją materiałów, będących wkładem do toczącej się szerszej dyskusji o metodach obalenia kapitalistycznego porządku i budowy lepszego społeczeństwa. Leżą one w zasięgu każdego, kto wyraża zainteresowanie zmianą. Nie mamy wpływu na to, przez kogo i w jaki sposób zostaną zinterpretowane, bądź do czego go zainspirują.
Jeżeli władza chce kogoś pogrążyć, zrobi to bez względu na środki. Doktryna odpowiedzialności zbiorowej, wypracowana przez USA w ramach tzw. „wojny z terrorem” i implementowana na całym świecie, jest tego doskonałym przykładem. Wystarczy przypomnieć sobie proces przeciwko Walce Rewolucyjnej w Grecji, który opierał się wyłącznie na poszlakach, a głównym zarzutem był sam fakt przynależności do organizacji. Nie można było powiązać konkretnych osób z konkretnymi czynami. Rozpoznano w nich wrogów systemu i to wystarczyło, żeby ich skazać.
Identyfikując obecny porządek jako kryminalny, usankcjonowany przemocą i gwałtem, narażamy się ataki ze strony państwa i jego represyjnych mechanizmów. To nieuniknione. Tylko, czy strach przed konsekwencjami powinien wstrzymywać nas od robienia tego, co uważamy za słuszne?
Co chcielibyście przekazać na koniec polskim anarchistom?
R.: Wydaje mi się, że ok. 90% polskiego środowiska to anarchiści społeczni. Nie dziwi mnie, iż nihilizm może ich odrzucać. Na naszym podwórku jest to zupełnie odmienna i nowa perspektywa. Nie mamy takich tradycji, choć w okresie „przełomu” pojawiały się one rozcieńczone w różnych formach konktrkulturowego buntu. Rozumiem, że w takich warunkach koncentrowanie się na indywidualistycznym nurcie może zniekształcać u polskiego odbiorcy szeroki obraz insurekcjonizmu. Utożsamienie jednego z drugim ułatwia niektórym mówienie nie tylko o „błędnych prowokatorskich metodach”, ale również o „skazanym na izolację elitaryzmie garstki wykolejeńców, nie rozumiejących procesów społecznych”. Tak właśnie robią ludzie z cia.media, którzy podobnie jak władza, wolą wycinać całe mapy ognia, cenzurując przepływ informacji, niż uznać wielotorowość anarchistycznej walki i pokazać jej prawdziwy obraz. Absolutnie nie odmawiam nikomu prawa do krytykowania insurekcjonizmu, problem w tym, że oni robią bardzo szkodliwą robotę, odmawiając solidarności więźniom politycznym, w ogóle o nich nie informując.
Wśród insurekcjonistów liczna jest tendencja społeczna, zwolennicy walki klas, stawiający na zbrojną agitację mas. W Niemczech prawie każda akcja ma lewicową zawartość. Jeśli ktoś chciałby więcej takich newsów na GwO, zapraszamy do współpracy. Ciekawych wiadomości jest tak dużo, a nas tak mało, że ciągle musimy wybierać, czego nie zdołamy opublikować. To, że skupiliśmy się na nihilistach wynika z nieoczekiwanego sukcesu fenomenu, jakim okazała się FAI oraz autorytetu, jaki zyskały sobie – również poza Grecją – Konspiracyjne Komórki Ognia. Indywidualiści zdobyli sobie tę pozycję dzięki uporowi i wytrwałej walce, w której przeciw sobie mieli nie tylko policję, ale też wielu anarchistów. Płacą za to wysoką cenę, jednak ich zdaniem się opłaca. Zainteresowało nas, co mają do powiedzenie i słuchamy ich z uwagą, bo otwarcie mówią o sprawach, jakie dla wielu środowisk pozostają tematem tabu. Można się z nimi nie zgadzać, ale nie można przejść obok nich obojętnie, bo to oni piszą dziś współczesną historię anarchizmu.
W samej FAI też obecne są grupy i jednostki, starające się pogodzić perspektywę indywidualistyczną i społeczną. Komórki w Chile są mocno związane z tamtejszymi ruchami społecznymi, kontynuującymi tradycję walki z dyktaturą i zbrojnego oporu ludu Mapuche. W niedawno opublikowanej broszurze Conversations between anarchists również Meksykanie dyskutują z KKO na temat pojęcia rewolucji, które dla nich też posiada silniejsze konotacje społeczne. Wszystko to mieści się ramach FAI, ponieważ jest ona żywą przestrzenią dialogu, miejscem zderzania różnych postaw. Nie stanowi gotowej ukończonej struktury, lecz nieustannie ewoluujący proces.
B.: Miałbym ochotę zawołać za insurekcjonistami: Wszystkie próby „dostarczenia” nam lepszego świata spełzły na niczym. Totalnie zaprzeczając pierwotnym ideałom, bądź serwując nam kolejny New Deal, nowy społeczny pokój. Odrzućmy więc stare przyzwyczajenia i archaiczne modele dyktujące nam jak mamy odzyskiwać swoje życie. Mamy doskonałe warunki, aby rozwinąć nowe, własne projekty, dokładnie tak – jak tego chcemy, wspólnie z innymi, którzy dzielą nasze poglądy i cele.
Projekt, jakim jest Grecja w Ogniu nie ma zamiaru przekonywać nikogo na siłę do naszej wizji konfliktu społecznego. Chcemy, żeby ludzie wykorzystywali własne doświadczenia do analizowania otaczającego ich świata. Treści, jakie publikujemy, są wyrazem naszych zainteresowań, sposobem na komunikację – jaki uważamy za stosowny. Nic nie cieszy nas bardziej niż cyrkulacja idei, stawiających sobie za cel obalenie tego społeczeństwa. Nie wykluczamy żadnej idei i praktyki, jaka mogłaby przyczynić się do naszego zwycięstwa. Jesteśmy otwarci na wszystkich, którym zależy na rozwoju tego wspólnego projektu, bez względu na polityczne etykietki.
Przypisy redakcji:
(1) Rote Armee Fraktion (Frakcja Czerwonej Armii) – niemiecka, skrajnie lewicowa grupa partyzantki miejskiej, odwołująca się do ideologii marksistowskiej, maoizmu i Nowej Lewicy. Działała od początku lat. 70. ub. w. do 1998 r. kiedy to ogłosiła samorozwiązanie. Do pierwszego i najsławniejszego pokolenia RAF należeli: Andreas Baader, Ulrike Meinhof, Gudrun Ennslin, Holger Meins i Jan-Carl Raspe – aresztowani w 1972 roku. Meinhof w 1976 r. popełnia w więzieniu samobójstwo. W 1977 r. po nieudanych akcjach drugiej generacji RAF, których celem było wyciagnięcie z więzienia liderów grupy, trójka z nich zginęła w więzieniu Stammheim. Oficjalnie popełnili samobójstwa. W czasie swej zbrojnej działalności członkowie RAF dokonali 34 zabójstw politycznych. Zginęło również 27 członków grupy lub osób z nimi sympatyzujących;
(2) Baader Meinhof Komplex, produkcja: Czechy, Francja, Niemcy 2008, reżyseria: Uli Edel, scenariusz: Bernarde Eichinger, Uli Edel. Film wszedł na polskie ekrany 20. marca 2009 r.;
(3) W 2008 r. dziennikarz Naszego Dziennika, Wojciech Wybranowski rozpoczął medialna nagonkę na marksistowski portal Lewica Bez Cenzury. W wyniku owego „medialnego donosu”, Prokuratura Warszawa – Żoliborz rozpoczęła śledztwo przeciwko twórcy portalu, Michałowi Nowickiemu. Po dwóch latach śledztwo umorzono z powodu braku stwierdzenia zajścia przestępstwa. Niemniej wynikiem działań Prokuratury było zamknięcie strony internetowej LBC. Duża część jej archiwum (jak i szerszy opis całej sprawy) można dziś odnaleźć na stronie: www.1917.net.pl;
(4) Więcej nt. 4-ki z Kozani patrz: http://grecjawogniu.info/?p=14640, http://grecjawogniu.info/?p=14462, http://grecjawogniu.info/?p=14407;
(5) Gudrun Ennslin (1940-1977) – członkini pierwszej generacji RAF. W 1967 r. poznała Andreasa Baadera, rok później rozpoczęli działalność terrorystyczną. Uczestniczyła w wielu akcjach zbrojnych grupy, aresztowana w 1972 r. Prawdopodobnie popełniła samobójstwo w więzieniu Stammhein w 1977 r.
Benno Ohnesorg (1940-1967) – niemiecki student zastrzelony przez policjanta Karla-Heinza Kurrasa 2. czerwca 1967 r. w czasie demonstracji przeciwko wizycie w Berlinie Zachodnim szacha Persji, Mohammada Rezy Pahlawiego. Po latach wyszło na jaw, że Kurras był agentem wschodnioniemieckiej Stasi;
(6) Walka Rewolucyjna (Epanastatikos Agona) powstała po rozbiciu przez grecką policję marksistowskiej grupy partyzantki miejskiej, Rewolucyjnej Organizacji 17. Listopada. WR jest jednak grupą o charakterze anarchistycznym i w wyniku jej działań nie zginęła żadna osoba. W kwietniu 2010 r. aresztowano główny trzon grupy a trzy lata później zapadły wyroki w ich sprawie. Więcej informacji o WR oraz ich List polityczny do społeczeństwa (ideologiczny dokument grupy), znaleźć można w archiwach portalu Grecja w Ogniu;
(7) 15w08 – działająca na terenie Warszawy grupa partyzancka, specjalizująca się w atakach na symbole kapitalizmu i konsumpcjonizmu. Jej ofiarami padły do tej pory banki, agencje nieruchomości, ekskluzywne butiki oraz mniejsze i większe reklamy, umieszczone w przestrzeni społecznej. Grupa prawdopodobnie składa się z samych kobiet. Więcej info: 15w08.blogspot.com;
(8) Nieformalna Federacja Anarchistyczna (FAI, wł.: Federazione Anarchica Informale) to wywodząca się z Włoch a działająca dziś na niemal całym świecie horyzontalna struktura grup i jednostek o charakterze anarchistycznym i insurekcyjnym;
(9) Lewicowa Alternatywa to działająca od lat 90. ub. w. organizacja, odwołująca się do społecznego anarchizmu oraz anty-autorytarnej myśli lewicowej. Skupia się głównie na działaniach, wspierających ruch lokatorski oraz działalność związkową;
(10) Anarchistyczny Czarny Krzyż (Anarchist Black Cross) – międzynarodowa anarchistyczna sieć, wspierająca więźniów i osoby represjonowane za swoje poglądy. W Polsce ACK rozpoczęło działalność w latach 90. ub. w. Więcej nt. historii ACK: http://www.ack.most.org.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=4&Itemid=9;
(11) Sendero Luminoso (Świetlisty Szlak) – peruwiańska maoistyczna partyzantka, która rozpoczęła swą działalność końcem lat 60. ub. w. W 1992 r. po aresztowaniu przywódcy grupy Abimaela Guzmána, straciła ona siłę, choć nadal jest aktywna w niewielkim regionie Peru, dolinie Huallaga.
Fuerzas Armadas Revolucionarias de Colombia – Ejército del Pueblo (Rewolucyjne Siły Zbrojne Kolumbii – Armia Ludowa) – najstarsza i największa lewicowa grupa partyzancka, działająca na terenie Kolumbii. Powstała w 1964 r. jako zbrojne skrzydło Kolumbijskiej Partii Komunistycznej. FARC uznawany jest przez wiele krajów za organizacje terrorystyczna, która zajmuje się porwaniami dla okupu oraz handlem narkotykami. W sierpniu 2012 r. rozpoczęły się rozmowy pokojowe pomiędzy rządem kolumbijskim a przywódcami partyzantki;
(12) Ruch Occupy rozpoczął się wraz z okupacją Parku Zuccotti w Nowym Jorku 17. września 2011 r. Początkowo ruch przyjął nazwę Occupy Wall Street ale z czasem rozrósł się na inne miasta Stanów Zjednoczonych i w kilku miejscach na całym świecie. Ruch wymierzony jest w nierówności społeczne, chciwość korporacji i banków oraz coraz większe wpływy bankierów na politykę. Niejako inspiracją do powstania ruchu Occupy był hiszpański Ruch Oburzonych oraz wydarzenia Arabskiej Wiosny Ludów.
Ruch Oburzonych (Indignados) inaczej zwany również Ruchem M15 (Movimiento 15-M) rozpoczął się w połowie maja 2011 r. do protestu, zwołanego poprzez portale społecznościowe, grupy nieformalne oraz organizacje pozarządowe. Jego celem było poprawienie i pogłębienie demokracji, poprawa warunków socjalnych i rynku pracy, odpartyjnienie państwa i działania przeciwko wykluczeniom społecznym. Protesty objęły kilkadziesiąt hiszpańskich miast i stały się inspiracja dla podobnych działań na całym świecie;
(13) Animal Liberation Front (Front Wyzwolenia Zwierząt), Earth Liberation Front (Front Wyzwolenia Ziemi) – radykalne i nieformalne grupy zajmujące się wyzwalaniem zwierząt, np. z laboratoriów dokonujących wiwisekcji czy ferm hodowlanych oraz niszczące maszyny, instalacje czy urządzenia służące do dewastacji dzikiej przyrody;
(14) Carlo Giulianii (1978-2001) – włoski anarchista, symbol ruchu antyglobalizacyjnego. Carlo zginął od policyjnej kuli w czasie zamieszek, do jakich doszło w czasie szczytu G8 w Genui w lipcu 2001 r.
(15) Grupa Rewolucjonistów Mścicieli – działająca w latach 1910-1914 głównie na terenie Królestwa Polskiego anarchistyczna organizacja, prowadząca walkę zbrojną i wywłaszczenia ekspropriacyjne. Więcej: A. Sekura, Rewolucyjni Mściciele – śmierć z browningiem w ręku, Poznań 2010.
Anarchistyczna Federacja Polski – działająca konspiracyjnie w latach 1926-1939 anarchistyczna organizacja o profilu anarchokomunistycznym i anarchosyndykalistycznym. W czasie niemieckiej okupacji członkowie AFP współtworzyli Syndykalistyczną Organizację „Wolność”;
(16) Anna Bojarska, Agitka, Oficyna Wydawnicza, Kraków 1987. Książkę ta napisana została przez Bojarską w 1982 r. i w 1983 r. została przyjęta przez Niezależną Oficynę Wydawniczą. Jednak w 1986 r., tu przed drukiem książki, oferta została wycofana z powodu „zbyt drastycznej wymowie politycznej”. Wydania ksiązki nie podjęły się również inne podziemne wydawnictwa, aż wreszcie zdecydowała się na to krakowska Oficyna Wydawnicza. W 1990 r. książkę wznowiło warszawskie wydawnictwo Alfa.
(17) Bogusław Bagsik (1963-) – polski przedsiębiorca pochodzenia żydowskiego (od 1991 r. obywatel Izraela), jeden z bohaterów głośnej w latach 90. „Afery Art-B”. Za swą działalność „biznesową” ścigany listem gończym i w konsekwencji deportowany do Polski w 1996 r. W 2000 r. skazany na 9 lat pozbawienia wolności za zagarnięcie ponad 400 mln zł metodą oscylatora, przekupstwo urzędników bankowych i działanie na szkodę spółki. Wyszedł na wolność w 2007 r. i powrócił do działalności biznesowej, działając m.in. w spółce Digit Serve Ltd, która poprzez swą działalność doprowadziła 170 inwestorów do strat, rzędu 33 mln zł.
(18) Ludowy Front Wyzwolenia (LFW) powstał w 1989 r. w Trójmieście. Początkowo nosił nazwę Oddział 13. Grudnia. Grupę tworzyły osoby zaangażowane już wcześniej w ruch anarchistyczny oraz antykomunistyczny (Solidarność Walcząca). LFW wyrażał swe poglądy przy pomocy akcji bezpośrednich i niewielkich zamachów. Na swym koncie miał kilka mniej lub bardziej udanych akcji. Za swe cele obierał instytucje związane z państwem, sprzedajnymi związkami zawodowymi oraz ambasady ZSRR i Izraela. Grupa rozpadła się po aresztowaniu jej lidera, Piotra Ratyńskiego. Powstał również niewielki oddział LFW w Grudziądzu. Organem prasowym grupy było pisemko Pierwsza Linia;
(19) Krakowskie Kontrbale były sprzeciwem środowisk anarchistycznych wobec fałszowi i obłudzie jakie reprezentowały władze Krakowa. Bale charytatywne w krakowskim Ratuszu zazwyczaj w swych kosztach przekraczały zebrane fundusze. Organizatorami Kontrbali była krakowska sekcja Federacji Anarchistycznej. Ostatni bal charytatywny odbył się w 2001 r. Rok później, anarchiści świętowali na krakowskim rynku swoje „zwycięstwo”;
(20) Lubelska Autonomiczna Grupa Anarchistyczna (LAGA) powstała na przełomie lat 80./90. ub. w. Od 1989 r. była członkiem Międzymiastówki Anarchistycznej a potem Federacji Anarchistycznej. Do najgłośniejszych akcji LAGI należała okupacja lubelskiego MPiK-u na Krakowskim Przedmieściu. Obok anarchistów okupacje prowadzili ludzie z Ruchu WiP, NZS, FMW. Okupacja zakończyła się sukcesem i utworzeniem Ośrodka Wolnej Kultury. Grupa emitowała swoje audycje radiowe oraz wydawała pismo Lagazeta;
(21) 11. lipca 1994 r. w niewielkiej lubelskiej wsi Motycz Leśny spłonął drewniany kościół. Oprócz podpalenia, sprawcy pozostawili po sobie napisy: „Anarchiści – Indywidualiści” oraz „Anarchistyczny Front Antyreligijny”. Media rozpoczęły nagonkę na anarchistów ale po zatrzymaniu przez policję dwóch podejrzanych młodzieńców (14 i 17 lat) okazało się, iż nie maja oni nic wspólnego z anarchistami. Niektóre źródła mylnie to podpalenie łączą z działalnością Ludowego Frontu Wyzwolenia.
(22) Janusz P. Waluszko (1962-) – jeden z głównych animatorów współczesnego polskiego anarchizmu, działacz opozycji antykomunistycznej. Współzałożyciel Ruchu Społeczeństwa Anarchistycznego oraz Międzymiastówski Anarchistycznej/Federacji Anarchistycznej. Publicysta wielu tytułów prasy anarchistycznej i niezależnej.
Krzysztof Galiński (1965-) – działacz opozycji antykomunistycznej, uczestnik RSA, FA i Ruchu Wolność i Pokój, animator współczesnego ruchu anarchistycznego w Polsce. Przez długie lata wydawca Mać Pariadki – czołowego pisma anarchistycznego w Polsce w latach 90. ub. w.;
(23) Piotr Ratyński był współzałożycielem i liderem Ludowego Frontu Wyzwolenia. W wyniku ataku na konsulat izraelski w Warszawie w styczniu 1991 r., aresztowany i skazany. W więzieniu przebywał przez 17 miesięcy. Po wyjściu na wolność zaprzestał działalności wywrotowej a jego jedyną aktywnością przez jakiś czas było wydawanie pisma Wybór Polityczny.
Roman Ciechanowicz był współtwórcą oddziału LFW w Grudziądzu. Zatrzymany i aresztowany na trzy miesiące z atak na tamtejsza Wojskową Komendę Uzupełnień i parking Żandarmerii Woskowej. Później wycofuje się z działalności anarchistycznej. Zmarł w wieku 33 lat;
(24) Chodzi o książkę Noama Chomsky’ego Rok 501. Podbój trwa, PWN, Warszawa-Poznań 1999;
(25) 31. sierpnia 2010 r. nieznana dotąd grupa anarchistyczna Przyjaciele Wolności, dokonała nocnego ataku przy pomocy butelek z benzyna na rosyjską ambasadę w Mieńsku. Atak ten był aktem gniewu i protestu przeciwko represjom władz rosyjskich wobec obrońców lasu w Chimkach. Odpowiedzią władz białoruskich były represje wymierzone w tamtejszy ruch anarchistyczny. Szerzej o sprawie pisaliśmy w: Inny Świat nr 1(36)/2012;
(26) Food Not Bombs (Jedzenie Zamiast Bomb) – międzynarodowa sieć aktywistów, rozdających wegetariańskie posiłki bezdomnym i potrzebującym. Ideą akcji jest pokazanie, iż na zbrojenia wydaje się miliony dolarów a ludzie nie mają co jeść.
(27) Brigate Rosse (Czerwone Brygady) – najbardziej znana i najpopularniejsza grupa skrajnie lewicowej partyzantki miejskiej we Włoszech. Założona przez Renato Curcio, Margherite Cagol, Franco Triano, Giorgio Sumeria i Corado Simoni w 1970 r. miała być nową formą walki proletariatu włoskiego. Początkowo grupa ta miała duże wsparcie w zakładach pracy i wśród młodzieży kontestującej. Do najsławniejszych akcji BR należy porwanie szefa dowództwa wojsk lądowych NATO na południowa Europę, gen. Jamesa Doziera oraz porwanie i zamordowanie byłego premiera Włoch, polityka Chrześcijańskiej Demokracji, Aldo Moro. Represje i aresztowania wobec Brygad doprowadziły początkowo do rozłamu a później do zaniknięcia działalności. W 2010 r. włoskie służby bezpieczeństwa udaremniły reaktywacje organizacji, aresztując Manolo Morlacchiego i Constantina Virgilio;
(28) Rewolucyjna Organizacja 17. Listopada (N17) to marksistowsko-leninowska antyimperialistyczna grecka grupa partyzantki miejskiej, która swą nazwę wzięła od gwałtownego protestu studentów przeciwko juncie „Czarnych Pułkowników” 17. listopada 1973 r. Grupa działa od połowy lat 70. ub. w. i była nieuchwytna dla wymiaru sprawiedliwości aż do 2002 r., gdy zatrzymano po nieudanym zamachu Sawwasa Mirosa. N17 ma na swym koncie kilka zabójstw politycznych i kilkanaście zamachów bombowych wymierzonych w symbole kapitalizmu i imperializmu;
(29) Konspiracyjne Komórki Ognia to anarchistyczna i insurekcyjna grecka grupa partyzantki miejskiej, która swą działalność rozpoczęła z początkiem 2008 r. Na liście ataków grupy są przede wszystkim instytucje państwowe oraz symbole konsumpcyjnego kapitalizmu. Więcej informacji o KKO oraz szczegółowe relacje z procesów przeciwko członkom grupy można znaleźć w archiwum portalu Grecja w Ogniu;
(30) W nocy z 20. na 21. lipca 2001 r. zmasowane siły włoskiej policji dokonały krwawej masakry na osobach nocujących w szkole Diaz w Genui. Rannych zostało 93 osoby. Szkoła ta pełniła wówczas funkcję centrum mediów niezależnych oraz noclegowni dla uczestników protestów przeciwko szczytowi G8, jaki odbywał się w tym mieście;
(31) 12. grudnia 1969 r. w Państwowym Banku Rolnym na mediolańskim Piazza Fontana wybuchła bomba, która zabiła 17 osób a raniła 88. Pierwsze podejrzenia policji padły w stronę anarchistów oraz skrajnej lewicy, jednak prawdziwymi sprawcami zamachu byli członkowie organizacji neofaszystowskiej, współpracujący z włoskimi służbami specjalnymi oraz CIA. Zamach ten był częścią „strategii napięcia” – akcji służb specjalnych, która miała odsunąć skrajną lewicę od możliwości przejęcia władzy oraz skryminalizować ruchu skrajnie lewicowe. 28. maja 1974 r. przy Piazza della Logia w Bresci wybuchła bomba, umieszczona w koszu na śmieci. Wybuch nastąpił w czasie protestu antyfaszystowskiego a zginęło w nim 8 osób, rannych zostało ponad 100. Wszelkie dowody wskazują na to, iż za wybuchem tym stali również członkowie organizacji skrajnie prawicowych;
(32) Nowa Lewica – ruch społeczno-polityczny powstały w latach 60. ub. w. W większości w jego skład wchodzili studenci, akademicy i intelektualiści. Powstała na fali rozczarowania autorytarnym komunizmem, reprezentowanym przez większość zachodnich partii komunistycznych. W kręgu zainteresowani Nowej Lewicy – poza sprawami ruchu robotniczego – występowała walka o równość rasową, walka z wyścigiem zbrojeń i bronią atomową oraz przeciwko zatruwaniu środowiska naturalnego;
Sytuacjonizm – powstały w latach 50. ub. w. ruch o charakterze artystyczno-politycznym założony przez artystów, architektów i działaczy studenckich z kilku europejskich państw. Powstała na jego bazie w 1957 r. Międzynarodówka Sytuacjonistyczna. Sytuacjonizm krytykował zarówno biurokratyczny marksizm, trockizm czy maoizm jak i również anarchizm za jego skrajny idealizm i nie rozumienie procesów społecznych. Miał duży wpływ na wydarzenia paryskiego maja 1968 r. W Polsce zaistniał na łamach prasy anarchistycznej: Rewolta, Parada Krytyczna czy Monada;
Herbert Marcuse (1898-1979) – niemiecko-amerykański filozof i socjolog żydowskiego pochodzenia, jeden z ważniejszych przedstawicieli Szkoły Frankfurckiej który miał duży wpływ na przedstawicieli rewolty z 1968 roku;
Wilhelm Reich (1897-1957) – austriacki psychiatra, psychoanalityk i seksuolog pochodzenia żydowskiego. Twórca teorii o energii życiowej, zwanej orgonem. Były komunista, uciekła przed nazizmem do Norwegii a potem do USA. Tam, oskarżony o prowadzenie nielegalnych badań, popadł w konflikt z prawem i skazany na 2 lata, zmarł w więzieniu federalnym w Lewisburgu. Oficjalnie przyczyna śmierci było serce ale istnieją teorie nt. zabójstwa;
Neopsychoanaliza – krytyczny wobec psychoanalizy Freuda kierunek w tej nauce którego głównymi przedstawicielami byli Erich Fromm, Karen Horney i Harry Stack Sullivan;
Szkoła Frankfurcka – potoczna nazwa dla nurtu w filozofii i socjologii stworzonego we frankfurckim Instytucie Badań Społecznych w latach 1923-33. W czasach hitlerowskich działająca w Paryzu i Nowym Jorku. W Frankfurcie ponownie od 1949 r. Do jej najwybitniejszych przedstawicieli zalicza się m.in. : Theodore Adorno, Walter Benjamin, Max Horkheimer, Herbert Marcuje czy Erich Fromm;
(33) Revolutionären Zellen (Komórki Rewolucyjne) – powstała w latach 70. ub. w. lewacka grupa partyzantki miejskiej o charakterze antyimperialistycznym, antysyjonistycznym, antyrasistowskim i feministycznym. Jednym z jej odłamów była grupa Rote Zora (Czerwona Zora) która atakowała głównie cele społeczeństwa patriarchalnego. W sumie grupy te dokonały kilkaset różnych ataków, w tym jednego zabójstwa politycznego;
(34) Cellulues Communistes Combattantes (Walczące Komórki Komunistyczne) – belgijska grupa partyzantki miejskiej o orientacji marksistowsko-leninowskiej, działająca w latach 80. ub. w. Atakowali głównie banki, partie polityczne oraz amerykańska obecność w Belgii. Współpracowali z niemieckim RAF-em oraz francuską Action Directe.
Z tą ‚Solidarnością, która obaliła stalinizm’ (sic!) to ostra (już prawicowa, nie syndykalistyczna) przeginka. Po Stanie Wojennym solidaruchy były w drobnym maczku. „Obalenie” było współpracą górki „S”, Michnika, Jaruzela i KK. Strajki pod koniec lat 80. to był już teatr.