Bieda czasów ekonomicznej „dyktatury” (Grecja)
Przedruk z mediów korporacyjnych
Podczas gdy trwają negocjacje w sprawie umorzenia greckiego długu, ratusz w Atenach wydaje dwa posiłki dziennie ludziom wyrzuconym z pracy na skutek planu oszczędnościowego i tym, którym zagraża głód. Niektórzy Grecy nie wahają się porównywać obecnej sytuacji do czasów okupacji.
Codziennie jesteśmy świadkami tej samej sceny. W południe, milczący tłum tłoczy się przed ogrodzeniem ratusza w Atenach, dwa kroki od placu Omonia. Ilu ich jest? Setka? Dużo więcej?
„Wieczorem, jest ich dwa–trzy razy tyle”, mówi zatroskanym głosem Xanthi, młoda kobieta której obowiązkiem jest „sprawowanie kontroli” nad tłumem. Atmosfera jest napięta, kiedy nareszcie otwierane jest metalowe ogrodzenie i po rozdawaną coca colę light i rodzaj ziemniaczanego purée w plastikowych naczyniach ustawia się długa kolejka. Słychać krzyki, kłótnie, trzeba się spieszyć, bo wydawanie tego posiłku trwa zaledwie pół godziny.
Zdarza się kilka osób z marginesu i starców w mocno zużytych ubraniach, ale oprócz nich rzuca się w oczy nowa kategoria ludzi, których jak dotąd rzadko spotykało się w miejscach, gdzie rozdawana była żywność. „Większość z nich nie chce rozmawiać z dziennikarzami. Jest im wstyd”, wyznaje pięćdziesięciopięcioletnia Sotiris, która znalazła na zasiłku dla bezrobotnych po dwudziestu latach pracy w firmie ubezpieczeniowej. „Ale w Grecji, zasiłki dla bezrobotnych są wypłacane tylko przez rok”, przypomina.
Tutaj nazywa się ich „neobiedakami” albo „bezdomnymi z iPhone’ami” – to pracownicy zwolnieni z wielu upadłych małych i średnich firm czy też urzędnicy ofiary wprowadzonych przed dwoma laty środków oszczędnościowych.
„Rozdajemy żywność, tak jak w krajach Trzeciego Świata”
Wszyscy oni, mimo iż potwornie zadłużeni, skuszeni niegdyś przez instytucje finansowe udzielające im lekką ręką kredytów konsumpcyjnych, znaleźli się teraz bez pracy. A te czasy dobrobytu nie były przecież aż tak dawno. W latach 2000–2007 wzrost gospodarczy w Grecji utrzymywał się na bardzo obiecującym poziomie 4,2 proc. Ale nadszedł kryzys bankowy 2008 r. i jak grom z jasnego nieba spadła na Greków zapowiedź rekordowego deficytu budżetowego w wysokości 12,7 proc. PKB pod koniec 2009 r. Jak domek z kart rozpadła się wówczas gospodarka o zbyt słabych podstawach na to, aby odeprzeć ataki rynkowych spekulantów.
Praca na czarno, oszustwa podatkowe, niewydajna administracja – społeczeństwo doskonale wie, w czym kryje się zło i duża część akceptuje reformy strukturalne, których domaga się „Merkozy”, jak najczęściej nazywa się tu tandem Angeli Merkel i Nicolasa Sarkozy’ego, kierujący negocjacjami w Brukseli.
Ale plany oszczędnościowe narzucone krajowi od wiosny 2010 r. źle się przyjmują. Dotykają one przede wszystkim pracowników i emerytów, których dochody zostały drastycznie zmniejszone albo nie ma ich wcale, gdy pozbawiono ich pracy, a tymczasem podatki bezpośrednie rosły bardzo szybko. Rezultat? Wystarczyło dwóch lat, a liczba bezdomnych wzrosła o 25 proc., problem głodu zaś stał się dla niektórych codziennością.
„Po raz pierwszy zwróciłam na to uwagę, gdy do gabinetu trafiło pierwsze, później drugie, wreszcie dziesiąte chore dziecko z pustym brzuchem, które najwyraźniej poprzedniego dnia nic jadło”, opowiada Nikita Kanakis, szef greckiego oddziału Lekarzy Świata.
Kilkanaście lat temu francuska organizacja pozarządowa utworzyła swoje przedstawicielstwo w Grecji, aby pomóc jej w udzielaniu pomocy medycznej masowej i nieoczekiwanej fali nielegalnych imigrantów nieposiadających żadnych środków do życia. „Od roku zwracają się do nas o pomoc Grecy. Przedstawiciele klasy średniej, którzy utracili prawo do ubezpieczenia społecznego i w związku z tym nie mogą korzystać z państwowych szpitali. A od sześciu miesięcy, rozdajemy również żywność, tak jak w krajach Trzeciego Świata”, konstatuje doktor Kanakis. „Problem zadłużenia jest problemem realnym, ale jak daleko jeszcze mogą się posunąć żądania Brukseli?”, zastanawia się. „Bo tutaj dzieci, które mieszkają trzy–cztery godziny lotu samolotem do Paryża czy Berlina, nie mają opieki medycznej i grozi im głód”.
Grecja jest rodzajem laboratorium
W czwartek niezwykła scena rozegrała się w samy sercu Aten, na placu Syntagma, naprzeciwko parlamentu. Rolnicy przybyli z oddalonych o 83 kilometry od stolicy Teb, rozdali za darmo 50 ton ziemniaków i cebuli. Ta akcja, wcześniej zapowiedziana w telewizji, przekształciła się dość szybko w zamieszki, ludzie rzucali się na stragany. I od nowa kłótnie, krzyki „Nikt nie widział czegoś podobnego od okupacji”, skarży się Andreas, który obserwuje wydarzenia z oddali. Niemiecka okupacja podczas drugiej wojny światowej doprowadziła do potwornego głodu i pozostawiła trwały ślad w naszej pamięci.
Ale jeśli słowo „okupacja” powraca, gdy mowa jest o recydywie głodu, który dotyka klasy średniej, to przypomina się je również w odniesieniu do dyktatury Brukseli, a nawet Berlina. „Co trzy miesiące grozi się nam zbliżającym się bankructwem i każde przydusić jeszcze bardziej najbiedniejszych. A pieniądze, które nam się obiecuje? To są przecież pożyczki, które wykorzystuje się wyłącznie na spłacenie naszych wierzycieli!”, wybucha Andreas.
Zatrudniony w prywatnym przedsiębiorstwie żeglugowym – śmieje się, gdy mówi się o zlikwidowaniu mu trzynastej czy czternastej pensji. Jego pracodawca, podobnie jak wielu innych, już od miesięcy nie płaci mu pensji. „Właściciele firm powołują się na kryzys, aby nie opłacać swoich pracowników”, skarży się. A następnie, zwracając się w stronę Pałacu Królewskiego, w którym ma swą siedzibę parlament, dodaje: „To tam właśnie obraduje 300 kretynów, którzy nawet nie zostali wybrani przez naród. A czy oni obniżyli swój poziom życia? Posłowie otrzymują w dalszym ciągu szesnaście pensji rocznie i nikt w Brukseli tym się za bardzo nie przejmuje”.
W przeciwieństwie do Włoch, gdzie powołanie na fotel premiera technokraty wywołało lekkie drgnięcie w polityce, w Grecji rządy Lukasa Papademosa charakteryzują się w głównej mierze jego całkowitym milczeniem. Podczas gdy kraj prowadzi kolejne negocjacje w sprawie ratowania państwa, obiecując wprowadzenie nowych środków oszczędnościowych, on udzielił jedynego wywiadu dla… New York Timesa. Andreas jest przekonany, że „żyjemy pod ekonomiczną dyktaturą. I Grecja jest rodzajem laboratorium, w którym testuje się wytrzymałość ludzi. Po nas, przyjdzie czas na inne państwa Europy. Klasa średnia zaniknie”.
Tłumaczenie – Mark McGovern
presseurop.eu