Historia RAF: „Ruch antynuklearny ’80. Spotkaniem Starego z Nowym”

Jeżeli niepowstrzymany marsz pokoleń dotyka wszystkich ludzkich działań, jest to szczególnie prawdziwe w przypadku lewicy – do tego stopnia, iż często wydaje się, że mierzy ona swój czas zgodnie z rytmem zmiany pokoleniowej straży, i nawet zapamiętanie lekcji z ostatnich kilku lat staje się dużym wyzwaniem dla tego, co często jawi się jako ruchy napędzane przez samą młodzież.

Kiedy guerilla osłabła, tuż obok na polu historycznych zmagań pojawiła się nowa generacja. Łącząc się, a czasem ścierając z weteranami APO podczas różnych walk, najważniejszym w drugiej połowie lat siedemdziesiątych stał się ruch akcji bezpośredniej przeciw energii nuklearnej.

PRZECIWKO ATOMOWEMU PAŃSTWU  !

Od lat pięćdziesiątych trzy główne partie RFN zajmowały stanowisko pro-nuklearne. Rzeczywiście, początkowo nawet krytyczna część społeczeństwa zastanawiała się, czy tania energia atomowa nie stanowi fantastyczno-naukowego remedium na zło przemysłowego kapitalizmu, jak choćby wtedy, gdy Ernst Bloch rozwodził się nad potencjałem atomu, aby „, w błękitnej atmosferze pokoju uczynić łąki z wysypiska śmieci, kwitnącą wiosnę z lodu”.

Oczywiście poza lewicą nowa i tajemnicza wysokozaawansowana technologicznie energia miała różny odbiór. Dla pierwszej generacji po Hitlerze energia atomowa dała nadzieję, że siła techniczna może zastąpić militarną jako wskaźnik narodowej potęgi. Jak wyjaśnił jeden z dziennikarzy liberalnej gazety Die Zeit:

Po wojnie nie było żadnej możliwości, wyrażenia niemieckich uczuć narodowych. Byłoby to interpretowane jako podejście nazistowskie. Niemcy Zachodnie skonstruowały swoją nową narodową tożsamość wokół gospodarczej potęgi i wzrostu gospodarczego. Nic nie symbolizuje tego lepiej niż energia nuklearna.

Ta wizja energii nuklearnej jako symbolu dumy, koniecznej dla realizacji narodowych interesów, zyskała na popularności po kryzysie naftowym w 1973 r. W tym roku cena ropy wzrosła czterokrotnie, na skutek decyzji OPEC o ograniczeniu produkcji, podjętej po wojnie Jom Kippur, co miało zresztą miejsce niedługo po upadku systemu monetarnego z Bretton Woods w 1971 r. Gospodarka światowa pogrążyła się w głębokiej recesji, kończąc powojenny boom.

spiegelJako że cena ropy szybowała nadal (pod koniec dekady wynosiła czternastokrotność ceny z 1975 r.), klasa rządząca w Niemczech Zachodnich dostrzegła w tym zarówno zagrożenie jak i szansę. Z jednej strony import ropy naftowej odpowiadał wówczas za 60% zachodnioniemieckiej konsumpcji energetycznej, a zatem tak wysokie ceny ropy dusiły gospodarkę, z drugiej kryzys naftowy dawał okazję, wykorzystania energii atomowej do zdobycia przewagi gospodarczej.

(Przypis do zdjęcia: Spiegel podsumowywał imperialistyczną ocenę kryzysu naftowego: „Naftowi Szejkowie przeciwko Europie”)

W tym czasie w RFN władzę sprawowała „socjal-liberalna” koalicja tworzona przez SPD oraz o wiele mniejszą FDP (Free Democratic Party) i rządowa strategia gospodarcza zakładała uczynienie z RFN producenta kapitałochłonnych dóbr eksportowych o dużej wartości dodanej z państwem w roli mediatora między pracownikami i pracodawcami w celu utrzymania społecznego spokoju. Ten „niemiecki model” – termin ukuty przez kanclerza Schmidta w czasie kampanii wyborczej w 1976 r. – zakładał wyeliminowanie pracochłonnych gałęzi przemysłu wytwarzających tanie produkty oraz dokonywanie państwowych inwestycji na badania, rozwój i infrastrukturę, zgodnie z wymaganiami sektora high-tech. Energia nuklearna była kluczowa w tej strategii i w połowie dekady ten sektor otrzymywał jedną trzecią krajowych funduszy na badania i rozwój, a RFN zajęła drugą pozycję po USA w światowym handlu reaktorami typu LWR (light water reactors) oraz oprzyrządowaniem do nuklearnego cyklu paliwowego. W międzyczasie Program Energetyczny kanclerza Schmidta z 1974 r. zakładał dziesięć lat intensywnego wzrostu w sektorze energii atomowej, w tym budowę czterdziestu wysokowydajnych elektrowni zasilających energią kilka projektowanych przemysłowych klasterów w tradycyjnie rolniczych regionach.

schmidtBędąca przedmurzem antykomunizmu RFN stawała się krajem nuklearnym, opartym na swego rodzaju nuklearnym imperializmie wspieranym przez wszystkie partie polityczne, związki zawodowe oraz wielki biznes. Słowo „technokracja” jest tego świetnym opisem; jak zauważył socjolog Christian Joppke „w odpowiedzi na kryzys naftowy i recesję neokorporacyjne elity zbliżyły się do siebie. I nie dialog, ale represje wobec inaczej myślących przeważały w ich działaniach”. Wobec tej jedności klasy rządzącej, a także postawy „czwartej władzy”, która ignorowała zagrożenia związane z nową technologią, większość społeczeństwa początkowo popierała budowę kolejnych elektrowni atomowych – według jednego sondażu z 1975 r. tylko 16% badanych wyraziło sprzeciw.

(Na zdjęciach: socjaldemokrata Kanclerz Helmut Schmidt, którego „Model Niemiecki” opierał się na arystokracji pracy blisko powiązanej z państwowymi i korporacyjnymi elitami)

Powtarzając doświadczenie Wielkiej Koalicji i APO lat ’60, ta „jedność wszystkich demokratów” stworzona dla  pewnej siebie i wojowniczej klasy rządzącej, dawała swoim przeciwnikom jasny obraz systemu, z którym walczą. W konsekwencji była to prosta doga do radykalizacji.

model-rfnW przeciągu dekady zapośredniczono w ruchu masowym serie kampanii przeciwko różnym obiektom nuklearnym. Paradoksalnie ruch ten, chociaż wsparty przez następców Nowej Lewicy APO, zwłaszcza antyautorytarnych Spontis oraz marksistowsko-leninowskie K-Grupy, przejawiał się w tzw. Inicjatywach Obywatelskich – grupach początkowo założonych przez SPD w celu przyciągnięcia nowych członków.(1) W miarę jak włączała się do nich radykalna lewica, zaczęto spierać się o ich polityczny kierunek, w tym o kwestię użycia przemocy, będącą symbolicznym wyznacznikiem podziału między tymi, którzy widzą państwo jako coś, co można reformować, a tymi, uznającymi je za wroga, z którym należy walczyć.

Sposób w jaki ruch lewicowy zaczął się dzielić, różnił się w zależności od miejsca; na przykład w Hamburgu Komunistische Bund zdołał poprowadzić lokalną kampanię, podczas gdy w Bremie i Göttingen dominująca K-Grupa (Kommunistische Bund Westdeutschland) była w rozpadzie, w skutek czego przewodzenie objęła młodsza generacja, bardziej związana ze Spontis. Idąc w parze z konfrontacją przeciwko państwu, akcje antynuklearne służyły tym grupom jako laboratorium, w których ich idee były wcielane w życie, co dawało możliwość wymiany doświadczenia i porównywania rezultatów. Co ważniejsze, ich atuty i słabości wciąż łatwo rzucały się w oczy nowym osobom wciąganym do walki. Był to, w najlepszym tego słowa znaczeniu, żywy i dynamiczny ruch.

Pierwsza duża mobilizacja miała miejsce w 1975 r. przeciwko planowanej budowie elektrowni atomowej w Wyhl w konserwatywnym landzie Badenia-Wirtembergia, gdzie RFN graniczy z Francją i Szwajcarią. Opozycja, na czele której stali lokalni farmerzy i pracownicy umysłowi, napędzana przez regionalne resentymenty, została zbagatelizowana przez lokalny rząd CDU oraz agencję atomową, która złowieszczo ostrzegła: „nawet gdyby ryzyko płynące z energii nuklearnej było większe niż rzeczywiście jest, musimy zaakceptować je w imię wolności i demokracji”. Lub, jak powiedział prezydent landu Hans Filbinger, „bez elektrowni w Wyhl światła zgasną w latach 80.”, zaś każda opozycja wobec elektrowni jest „kierowana przez komunistów albo maoistów”.

Pomimo powyższych oskarżeń opozycja podjęła śmiałą, chociaż zupełnie pokojową, akcję przeciwko planowanej elektrowni. Był mroźny luty gdy tysiące lokalnych mieszkańców przez dwa dni zawzięcie okupowało plac budowy, nim policja usunęła ich przy użyciu armatek wodnych. Pomimo tego okupujący wrócili tydzień później ze wsparciem dziesiątek tysięcy przybyłych z całych Niemiec Zachodnich oraz Francji i Szwajcarii. Tym razem protestujący zbudowali barykady.

Holenderski socjolog Ruud Koopmans stwierdził, że „efekt nowości daje protestującym strategiczną przewagę – władze nie są przygotowane do nowych strategii, aktorów politycznych i tematów,” i to z pewnością narodziło się w Wyhl, pierwszym tego rodzaju miejscu akcji okupacyjnej w Europie. Kiedy uwaga światowej opinii publicznej zwróciła się ku temu niewielkiemu niemieckiemu miasteczku, to samo uczyniła radykalna lewica z dużych miast. Pokojowa okupacja przerodziła się w miniaturową wioskę, nie dopuszczając do rozpoczęcia budowy elektrowni i stając koszmarem dla władz. Po kilku miesiącach władza dała za wygraną, ogłaszając „tymczasowe” wstrzymanie prac nad budową, która nigdy już nie ruszyła.

Wyhl stanowił pierwszą zwycięską rundę, ale walka przeciwko energii nuklearnej dopiero się zaczynała. Rok później stawka została podbita w miejscowości Brokdorf w landzie Schleswig-Holstein, gdzie planowana elektrownia miała produkować 1300 megawatów – tyle, ile wynosiła cała konsumpcja prądu w landzie. Kiedy protestujący zebrali się w celu pokojowej okupacji w duchu Wyhl, okazało się, że miejsce budowy jest już „okupowane” – przez batalion policji. Jak zapamiętał pewien student z Uniwersytetu w Göttingen:

Po raz pierwszy zostaliśmy tak widocznie skonfrontowani z atomowym państwem: wielkie siły policyjne, zapory z drutu kolczastego, psy, cały plac budowy zamieniony w fortecę. To było dla nas coś nowego. Nigdy przedtem nie zostaliśmy tak bezpośrednio skonfrontowani z państwem. Ruch studencki oraz dzikie strajki pod koniec lat 60. wydarzyły się przed nami.

W podobny sposób RAF tchnęła energię w część młodzieży post-APO, jednakże w niewielką jej część. Do tego trzeba było być osobą zainteresowaną walką więźniów i żyć w dużym mieście posiadającym środowisko sympatyków, aby zostać „włączonym”. Energia nuklearna, ze swoim potencjałem wywoływania spektakularnych katastrof, emocjonowała znacznie więcej osób, a jej przeciwnicy rozbudzili znaną już dynamikę walki z represjami, które odsłoniły przemocowy rdzeń państwa, wciągając nowych uczestników w konflikt o początkowo ograniczonym zakresie.

Jeśli państwo przypuszczało, że jest w stanie kontrolować sytuację za pomocą policji w Brokdorf, wkrótce musiało się rozczarować. Po miesiącu w miejscu budowy został zorganizowany ogólnonarodowy marsz z naciskiem na zachowanie pokojowego charakteru protestu. Zjawiło się trzydzieści tysięcy osób z całego kraju i z zagranicy, wielu przygotowanych na poważniejsze formy protestu. Kiedy zbliżyli się oni do linii policyjnych, dwa tysiące osób wyłamało się z protestu i rozpoczęło starcie z policją. Brodząc w wykopanych przez policję fosach, przedarli się pod ostrzałem armatek wodnych i zaatakowali ogrodzenie zabezpieczające plac budowy. W odpowiedzi policyjne helikoptery rozpyliły gaz pieprzowy, czego ofiarą padła także znaczna większość protestujących, która nie wzięła udziału w ataku. Po raz pierwszy w historii RFN do tłumienia protestu zostały użyte oddziały Federalnej Straży Granicznej.

Konflikt eskalował. Następne starcie miało miejsce w 1977 r. w Grohnde, gdzie trwała budowa kolejnej nowej elektrowni za rządów kanclerza Schmidta. Jak doniósł magazyn ruchu protestacyjnego Autonomie (2) „do demonstracji nie doszło. Zamiast tego protestujący od razu zaatakowali ogrodzenie przy użyciu odpowiednich narzędzi.” Joppke wyjaśnił:

Z „wojskową precyzją” i „kryminalną energią”, a także z pomocą palników i pił łańcuchowych bojownicy zdołali zrobić ogromną dziurę w silnym stalowym ogrodzeniu, uważanym za niezniszczalne. Ośmiuset policjantów oraz demonstrantów zostało rannych w tej szalonej walce – był to najgorszy akt politycznej przemocy w historii RFN. (3)

Oczywiście pewna część ruchu przekroczyła normalne ramy demokratycznego protestu. Wraz z radykalizacją ruch ten zaczął także włączać do swojej agendy inne tematy. Jak powiedział Jens Scheer, profesor fizyki z Uniwersytetu w Bremie i członek maoistowskiej Kommunistische Partei Deutschlands (KPD):

Eskalacja przemocy wypływa nie od nas, ale ze strony państwa. To budowa elektrowni atomowych stanowi przemoc. Wielu obywateli wyciągnęło nauczkę z Wyhl i Brokdorf dostrzegając, że ich wrogiem nie jest wadliwa polityka energetyczna ani niebezpieczna technologia, ale państwo samo w sobie.(4)

Opozycja wobec energii nuklearnej radykalizowała ludzi pokazując im ukryte oblicze represji w Niemczech. Rok po wydarzeniach w Grohnde, energia ruchu znalazła ujście we wsparciu aresztowanych działaczy, z których jedenastu zostało ostatecznie skazanych za zagrażanie bezpieczeństwo narodowemu. Co więcej, obciążono ich kosztami akcji policyjnej (230,000 marek), a osiemdziesiąt osób zeznających na korzyść skazanych zostało ukaranych za składanie fałszywych zeznań.

zadymiarze

(Grohnde, 19 marca, 1977)

Większość tych wydarzeń została zignorowana przez RAF i 2JM – większość ich członków przebywała w więzieniu albo skupiona była na próbach wydobycia z więzienia swoich towarzyszy – ale nie przez RZ. Członkowie Komórek Rewolucyjnych brali udział w akcji w Grohnde oraz wcześniej w Brokford. Będąc pod wrażeniem tego, co tam zobaczyli, zdecydowali się włączyć ze swoją guerillą do tych działań, co zresztą zbiegło się z ich wycofaniem z areny międzynarodowej po katastrofie w Entebbe. W sierpniu 1977 r. RZ przeprowadziły dwie tego typu akcje  – przeciwko korporacji MAN w Norymberdze, a także przeciwko instalacjom Kleina i Schanzlin & Becker AG we Frankelthal. Wszystkie te trzy cele były zaangażowane w produkcję broni nuklearnej, a ponadto MAN miał ważne kontrakty w RPA.

Jeśli Grohnde było szczytem potęgi ruchu antynuklearnego, to wkrótce wahadło miało przechylić się w drugą stronę. Gdy nastąpiła kolejna ogólnonarodowa mobilizacja budowa była już niemal ukończona w Kalkar, małym mieście w Nadrenii Północnej-Westfalii, niedaleko Düsseldorfu. Protestujących oburzyło szczególnie, że tamtejsza elektrownia miała charakteryzować się zużywaniem mniejszej ilości materiałów radioaktywnych, niż produkowała, zaś nadwyżka mogłaby być wykorzystana do produkcji broni jądrowej. Demonstracja została zaplanowana na 24 września 1977 r. – w środku Niemieckiej Jesieni, kilka tygodni po porwaniu przez RAF Hannsa Martina Schleyera.

Pomimo napiętej sytuacji politycznej marsz zgromadził od trzydziestu do pięćdziesięciu tysięcy ludzi. Policja dostała od władz zielone światło by robiła to co sama uzna za słuszne.

Poskutkowało to utworzeniem dziesięciu tysięcy punktów kontrolnych,  przejeżdżający byli kontrolowani, a setki cudzoziemców zostało zawróconych na niemieckiej granicy. Przy jednym punkcie kontrolnym policja  zatrzymała pociąg z pomocą helikoptera i nakazała pasażerom wysiąść. Protestującym pobrano odciski palców, sfotografowano ich i umieszczono w policyjnej kartotece. Władze ogłosiły, że trzydzieści trzy osoby zostały prewencyjnie aresztowane, skonfiskowano tysiące masek, hełmów, tarcz, pięćset pałek, czterdzieści jeden zestawów walkie-talkie, jak również stalowe pociski, katapulty, stalowe pręty, noże oraz pistolety sygnałowe. Po rozbrojeniu demonstrantów plac budowy został zabezpieczony przy użyciu tysiąca policjantów z pistoletami maszynowymi, drutu kolczastego, fosy i betonowego muru.

Przed Kalkar władze ostrzegały, że demonstracja może przybrać brutalny charakter z możliwością ofiar śmiertelnych, co nie było kompletnie bezzasadne, jeśli weźmiemy pod uwagę, że zaledwie kilka miesięcy wcześniej policja zastrzeliła antynuklearnego aktywistę we Francji. Następnie rządzący przechwalali się, że zdołali stłumić protest, nim do czegokolwiek doszło, a ruch antynuklearny doznał poważnej porażki. Jak powiedział jeden z organizatorów:

W Kalkar biegliśmy przeciwko pistoletom maszynowym państwa. Do demonstracja nie doszło, została zduszona w zarodku. Państwo użyło wszystkich środków, aby zademonstrować swoją siłę. Doszliśmy do ściany. Stało się dla nas jasne, że nie jesteśmy w stanie konfrontować się z państwem w ten sposób. Nastąpił długi okres rezygnacji.

Ruch pozornie popadł w impas, ale represje nie zatrzymały ludzi – doprowadziły do polaryzacji środowiska. Od tej pory dla niektórych problemem była „atomowa mafia” i „atomowe państwo”. Jak wyjaśniono później w tekście ruchu:

Atomowe państwo nie jest tymczasowe ani odwracalne. Stanowi ono symbiozę militarnej strategii całego Zachodu, którego państwa coraz bardziej traktują swoją własną ludność jak wroga, z rozwojem niszczycielskiej technologii (energii jądrowej), co ma na celu wykorzystanie kwestii energetycznych i fetyszu energii bez względu na konsekwencje. Technologia jądrowa rozwinęła się na gruncie społeczeństwa, które niejednokrotnie dowiodło, że w imię ekonomicznego postępu jest w stanie zaryzykować nawet ludobójstwo. Krytyka energii atomowej staje się zatem krytyką systemu produkcyjnego tego społeczeństwa.

Nie była to jednak sytuacja bez wyjścia.

NIEUSTAJĄCE PRZYGODY POST-APOWSKIEJ LEWICY

Ruch antynuklearny połączył różne polityczne tendencje oraz pokolenia i, jak zobaczymy dalej, uruchomił nowy cykl walki. Dla pierwszej powojennej generacji, czyli dla ludzi osiągających pełnoletniość w latach sześćdziesiątych, stanowił on swego rodzaju przystań, która pozwoliła im na dalszą aktywność, po tym jak wyczerpały się inne ideologiczne punkty odniesienia. Kiedy RAF wciągnęła guerillę i jej zwolenników w najbardziej dramatyczny kryzys związany z akcjami roku 1977, wszystkie tendencje post-apowskiej lewicy zaczęły podążać różnymi ścieżkami.

Niemiecka Jesień może służyć za symbol tego szerszego kryzysu. Kiedy guerilla stanęła w obliczu wyzwania związanego z jej specyficznymi uwarunkowaniami – inni zastanawiali się nad podobnym problemem: jak przezwyciężyć przeszkody, które stanęły na drodze ruchu. Nie było to łatwe zadanie, zważywszy że przeszkody te często wynikały z ideologii oraz pochodzenia klasowego omawianych grup.

Samozwańczy „antyutorytaryści” wywodzący się z dawnej APO objawili się jako Spontis we Frankfurcie oraz Berlinie Zachodnim. Jako że ruch ten eksperymentował ze zwiększaniem użycia przemocy, doszło w nim do podziałów – niektóre grupy przyjęły stanowisko całkowicie przychylne guerilli, inne zaś wycofały się na pozycje tzw. „ruchu alternatywnego”, który zapoczątkował coś, co w pewnym uproszczeniu może być nazwane mianem „lifestylizmu”. Inni natomiast niezadowoleni z tego wyboru rozglądali się za innymi możliwościami działania dla urzeczywistniania swoich idei.

Jeśli mielibyśmy wskazać jakieś wydarzenie, które przyczyniło się do przezwyciężenia kryzysu przez ruch antyautorytarny, byłaby to konferencja Tunix, która odbyła się w Berlinie Zachodnim w 1978 r. Miesiąc wcześniej, grupa przyjaciół skierowała w tej sprawie odezwę do kontrkulturowej lewicy:

Mamy dosyć tego kraju! Zima jest zbyt smutna, wiosna zbyt zanieczyszczona, lato zbyt duszące. Zapach z biur, reaktorów, fabryk i autostrad jest nie do zniesienia. Nie smakują nam już ani kagańce, ani opakowane w plastik kiełbasy. Piwo jest mdłe jak burżuazyjna moralność. Nie chcemy już wykonywać tej samej pracy ani oglądać codziennie tych samych twarzy. Zbyt długo ustawiano nas w szeregu. Kontrolowano nasze myśli, idee, mieszkania i dowody osobiste. Bito nas po twarzach. Nie zgadzamy sie już dłużej na: aresztowania, obelgi i zamienianie nas w roboty. Wyjeżdżamy na plaże Tunix!

Organizując się pod pseudonimami Quinn Eskimos, Judas Priest i Frankie Lee (od postaci z piosenek Boba Marleya), wyjaśnili:

Polityczne dyskusje podczas jesieni 1977  doprowadziły nas do zwołania spotkania w Tunix. Doświadczyliśmy reakcji lewicy na rozgrywające się wydarzenia… Schleyer i Mogadiszu wywołały strach przez atakiem odwetowym ze strony państwa. Wielu zaczęło się kryć, jakby spodziewali się nadejścia burzy i wołali „Nie dajcie się zmoczyć !”. Nawet między nami szerzył się pesymizm. Nie wierzyliśmy już w możliwość realizacji projektu rewolucyjnego.

Po tym jak opublikowali zaproszenie na konferencję, trójka organizatorów udała się na wakacje do Szwecji. Jak przyznał kilka lat później jeden z nich: „Nie wiedzieliśmy nawet, czy ktokolwiek się pojawi”. Po powrocie okazało się jednak, że są tysiące zgłoszeń – nagle, prawie w jedną noc, ruch przygotował się do organizacji jednego z najważniejszych politycznych zgromadzeń dekady.

Tunix – gra słów oznaczająca „nic nie rób” – przyciągnęła tysiące ludzi z kontrkulturowej i tzw. niedogmatycznej (tzn. nie-leninowskiej) lewicy. Na warsztatach dyskutowano o założeniu partii ekologicznej i nowego lewicowego czasopisma, a o politycznej teorii debatowano z takimi postaciami jak Gilles Deleuze, Felix Guattari, Michel Foucault, Johannes Agnoli i inne intelektualne supergwiazdy tego okresu. Konferencja zakończyła się marszem ulicami Berlina Zachodniego. Jak pisał Tegesspiegel:

Po raz pierwszy od lat demonstracja w Berlinie zakończyła się przemocą. Kiedy tłum około pięciu tysięcy osób zgromadził się, żeby zakończyć trzydniowe spotkanie TUNIX w Instytucie Technologii, obrzucono farbą policję stojącą pod więzieniem dla kobiet na Lehrter Straße, a następnie kostką brukową przy sądzie na Moabit Turmstraße. Wśród protestujących byli Spontis, Miejscy Indianie oraz inne nieformalne grupy lewicowe. Przybyli oni z Berlina, Niemiec Zachodnich oraz Zachodniej Europy. Na policyjnych radiowozach wymalowano swastyki i symbole SS. Dom Amerykański na Hardenbergstraße został obrzucony kamieniami. Wielka niemiecka flaga z napisem „Modell Deutschland” była ciągnięta po ulicy przez ciężarówkę. Na rogu Kurfürstendamm i Joachimstaler Straße spalono ją na oczach policjantów i przechodniów. Anarchiści nieśli transparenty „Stammheim jest wszędzie”, „Precz z brudem!” i „Gross!”. Na budynkach wzdłuż trasy marszu wymalowano graffiti, na przykład: „Uwolnić wydawców Agit !”, i „Anarchia jest możliwa”. Przed kilkoma więzieniami protestujący skandowali „Uwolnić więźniów!”.

Pomimo tej buntowniczej retoryki spotkanie w Tunix nie wywołało eskalacji oporu jako takiego. Stanowiło raczej kolejną oznakę siły oddziaływania konfliktu RAF z państwem ’77, kiedy to wszystkie działania organizowane w następnych miesiącach musiały odnieść się do Niemieckiej Jesieni. Efektem Tunix była seria konkretnych planów budowy lewicowej infrastruktury, wskutek czego nastąpił okres intensywnego wzrostu już i tak istotnej sceny alternatywnej Berlina Zachodniego, w postaci sklepów ze zdrową żywnością, spółdzielni, warsztatów rowerowych itp. Jak wyjaśnia jeden z historyków tego okresu, „Berlin Zachodni stał się tajną stolicą ruchu alternatywnego. Według badania z 1979 r. sto tysięcy berlińczyków zaliczało siebie, co najmniej w szerokim tego słowa znaczeniu, do sceny alternatywnej.”

Owocem konferencji, który zyskał ogólnokrajowe znaczenie był nowy dziennik Tageszeitung (Wiadomości Codzienne), szerzej znany w skróconej formie Taz. Radykalne tygodniki istniały już wcześniej prawie w każdym mieście, ale tylko jeden – Info-BUG – mimo że skupiał się głównie na Berlinie Zachodnim, miał prawdziwie ogólnokrajowy zasięg i został zdelegalizowany w dniu śmierci bojowników RAF więzionych w Stammheim. Jednakże nawet przed delegalizacją trwały dyskusje nad powołaniem bardziej „szanowanej” gazety. Jak zapamiętał Wolfgang Ströbele, „byliśmy zirytowani pamfletami niedogmatycznej lewicy pełnymi informacji bazujących na uprzedzeniach i często po prostu nieprawdziwych, a także byliśmy zasmuceni zmianą profilu przez niegdyś lewicowe gazety takie jak Frankfurer Rundschau i Spiegel, które w międzyczasie stały się socjaldemokratyczno-liberalne i lojalne wobec rządu”.

tunix

tunix-2

(Na zdjęciach: Konferencja Tunix w Berlinie Zachodnim, kamień milowy w rozwoju ruchu kontrkulturowego, antyautorytarnego i alternatywnego. Występ muzyczny na ceremonii otwarcia (po lewej), demonstracja w ostatnich dniach spotkania; flagi anarchosyndykalistyczne CNT-FAI obok flag Czerwonej Pomocy (Rote Hilfe) – grupy wspierającej więźniów (po prawej)

Stało się to szczególnie widoczne w czasie konfrontacji państwa z guerillą, zwłaszcza w 1977 r. I chociaż Taz nigdy nie sympatyzował z RAF, to właśnie subordynacja prasy wobec rządowych działań przeciw bojownikom stała się katalizatorem jego powstania. Jak już zauważyliśmy, Niemiecka Jesień miała efekt jednoczący różne i rozproszone nurty kontrkultury, w tym szczególnie jednoczący ich kanały komunikacji, to znaczy, prasę alternatywną.

Taz stał się głosem pokolenia APO, nazywającego siebie teraz pokoleniem Tunix, i zdołał osiągnąć ogólnokrajowy zasięg, deklasując wszystkie inne alternatywne publikacje.

W tym samym czasie, kiedy wyzwania i problemy niepartyjnej lewicy zostały przedyskutowane na spotkaniu Tunix, jeden z innych nurtów wyrosłych z APO – marksistowsko-leninowskie K-Grupy – borykał się z ponurą perspektywą. Stanowiąc ówczesny zachodnioniemiecki wyraz tego, co w Ameryce Północnej znane było jako nowy ruch komunistyczny, K-Grupy do roku 1978 r. prawie wyczerpały swoje możliwości. Kiedy osłabła działalność maoistów, Berlin Zachodni znowu stał się polem eksperymentu – tym razem w unikatowej formie nowej partii politycznej o nazwie Lista Alternatywna, oficjalnie zarejestrowanej 5 października 1978 r.

Łącząc aktywistów Inicjatywy Obywatelskiej, grup kobiecych, ruchu alternatywnego oraz sporej części KPD, nowa partia stała się, przynajmniej początkowo, grupą frontową dla tej ostatniej. Jednakże jako że Lista Alternatywna szybko wzbogaciła się o bardzo różne osoby sytuujące się na lewo od SPD, równie szybko przeszła polityczną metamorfozę, łącząc w sobie te same energie, co wcześniej Tunix i Taz. Jak wspomniał Ernst Hoplitschek, jeden z członków założycieli Listy Alternatywnej:

Lista Alternatywna oznaczała koniec lewicowych sekt lat siedemdziesiątych. Jednak mówiąc samokrytycznie, bez starych, klasycznych lewicowych bloków tych lat, bez programowych, personalnych i organizacyjnych ram maoistowskiej KPD, Lista Alternatywna nie zaistniałaby.

Różne wcielenia post-APOwskiej lewicy upadały, powodując jednocześnie łączenie się w nowe grupy. Nie będzie więc chyba zaskakujące, że ci, którzy budowali nowe partie, byli jednocześnie członkami guerilli lub stanowili jej wsparcie: na przykład Dieter Kunzelmann i Gerd Klöpper byli blisko Ruchu 2 Czerwca oraz zachodnioberlińskiej sceny bluesowej, która go poprzedziła.(5) Hans-Christian Ströbele i Otto Schilly, dwaj prawnicy, którzy zdobyli sławę broniąc więzionych członków RAF, także byli zaangażowani w tworzenie Listy Alternatywnej, chociaż Schilly publicznie wycofał się z tej inicjatywy w dniu jej oficjalnego otwarcia w proteście przed jego zdaniem zbyt dużym wpływem maoistów.

Lista Alternatywna była znakiem nadchodzących czasów. Piętnaście miesięcy później w styczniu 1980 r. delegaci LA spotkali się na zebraniu w Karlsruhe, aby założyć Partię Zielonych. Podczas gdy Lista Alternatywna była znacznie bardziej radykalna, obie partie reprezentowały te same przesunięcia klasowe i pokoleniowe zmiany, mogąc wspólnie przemodelować niemiecką scenę polityczną. (Kanclerz Schmidt określił nową partię mianem „ekologicznych idiotów”, którzy „wkrótce znikną”.)

Oczarowana sukcesem ich wyborczych rozgrywek, maoistowska KPD rozwiązała się w 1980 r., a po niej, jedna za drugą konkurencyjne K-Grupy,  większość korzyści z tej implozji przechwyciła LA i Zieloni. Chociaż obie te formacje stylizowały się na „antypartyjne” – obiecując działać za liniami wroga w imieniu ruchu – dawało się zauważyć, że „to przebranie lewicy zaczynało żyć własnym życiem, przyjmując cechy, które wcześniej tylko udawało, że posiada”.

Chociaż niektórzy krytycy zwracali uwagę na zwrócenie się marksistów-leninistów w stronę państwa – jak argumentowali, miały ich ku temu predysponować konserwatywna organizacja i polityka kulturalna – to radykalna część niedogmatycznej lewicy, mocno reprezentowana na spotkaniu w Tunix, również podzieliła się na dwa nurty, z których jeden również znalazł swoją drogę włączenia się do systemu. Jak wielu byłych maoistów, ci także znaleźli swoje miejsce w wyborczym wyścigu.

Komplikacją w badaniu lewicy lat 70-tych jest ruch wyzwolenia kobiet, czyli ruch feministyczny. Chociaż on także wyrósł z APO, a jego zasięg i ramy ideologiczne przywołują na myśl Spontis oraz K-Grupy (z elementami zbieżnymi oraz konfliktowymi), to jednak sens tych porównań jest ograniczony – ruch feministyczny był częścią lewicy, a jednocześnie czymś znacznie więcej.

W kontekście tego ruchu, kobiety rozwinęły praktyczne projekty: działania przeciwko przemocy wobec kobiet, kolektywną opiekę nad dziećmi, walkę o prawa reprodukcyjne i wiele innych. Ponadto w ramach ruchu pojawiła się bezlitosna krytyka istniejącej rzeczywistości, wychodząca z nieznanych dotychczas pozycji. Na lata przed powstaniem sceny alternatywnej kobiety zbudowały kontr-instytucje: od barów i grup teatralnych po czasopisma, schroniska, księgarnie, i autonomiczne centra kobiece. Tak jak u Spontis podstawą tego ruchu była – nieważne jak mgliście zdefiniowana – idea „autonomii”, przybierająca często formę chęci uniezależnienia się nie tylko od państwa, lecz także do „męskiej lewicy”:

Kiedy kobiety zaczęły wykraczać poza bazę, którą zbudowały, definiując coraz więcej pól konfliktu, podnosząc kwestie takie jak kontrola urodzeń i prawa lesbijek, podkreślając wagę relacji interpersonalnych, nagle zaczęły pojawiać się tarcia pomiędzy ruchem kobiecym a resztą nieparlamentarnej lewicy, a także między kobietami a mężczyznami w tradycyjnie męskich organizacjach lewicowych. W 1973 r. tarcia te eksplodowały, przeradzając się w pełnowymiarowy konflikt publiczny, z którego wyrosły dwa nurty feministyczne. Socjalistyczne feministki kontynuowały pracę w ramach nieparlamentarnej lewicy w mieszanych grupach lub koalicjach, zaś radykalne feministki wybrały prace w grupach złożonych z kobiet, definiując swoje priorytety poza wpływem nurtów nieparlamentarnej lewicy zdominowanej przez mężczyzn.

Po tym jak w 1976 r. uruchomiono w Brukseli „Międzynarodowy Trybunał do spraw Zbrodni przeciwko Kobietom”, kwestia przemocy wobec kobiet zyskiwała coraz większą wagę. W pracach trybunału uczestniczyło ponad dwa tysiące kobiet z czterdziestu krajów. Zajmował się on zbrodniami medycznymi i ekonomicznymi, gwałtami, więźniarkami politycznymi, przestępstwami przeciwko lesbijkom, nadużyciom w małżeństwie, prostytucją, pornografią oraz morderstwami kobiet. W tym roku otworzono także pierwsze w Berlinie Zachodnim schronisko dla ofiar przemocy, zaś rok później uruchomiono infolinię dla ofiar gwałtów i rozpoczęto organizację corocznych Walpurgisnacht – demonstracji wyrosłych na fali inicjatywy „odzyskać noc” w USA, która była jednym z owoców uruchomienia trybunału w Brukseli. W tym samym czasie kobiety aktywnie walczyły o reformę prawa aborcyjnego, prawa lesbijek, dostęp do miejsc opieki nad dziećmi, a także coraz częściej o sprawy dotyczące środowiska naturalnego, co zbudowało pomost między ruchem kobiecym i antynuklearnym, kiedy ten znajdował się w swoim szczytowym momencie.

Jako że ruch feministyczny rósł w siłę, zaczęły pojawiać się podziały na gruncie tego, co właściwie ma oznaczać „wyzwolenie kobiet” – równość z mężczyznami z zachowaniem dotychczasowych warunków, całkowite przeorganizowanie społeczeństwa, dominacja „kobiecych” cech w społeczeństwie, a może jeszcze coś innego, zawierającego wszystko powyższe?

Jak przypomina jedna z rewolucyjnych grup kobiecych, był to czas „polaryzacji w ruchu kobiecym/lesbijskim. Nagły wzrost siły nowego ruchu kobiecego – z jego początkowo licznymi akcjami bojowymi przeciwko seksizmowi i radykalną zmianą osobistego stylu życia – z czasem zaczął słabnąć.”

Skupienie na budowaniu kontr-instytucji otworzyło drogę do „profesjonalizacji” i zależności finansowej od państwa, co często szło w parze z wykluczeniem bardziej radykalnych działaczek. W tym samym czasie, idea, że istnieje „genetycznie zaprogramowana natura kobieca” (co w Ameryce Północnej zyskało nazwę esencjonalizmu), ułatwiająca zaangażowanie kobiet w ruch ekologiczny lub pacyfistyczny (uważane za „naturalnie kobiece” sprawy), prowadziła również do kwietyzmu (nurt w Kościele katolickim kładący nacisk na osiągnięcie mistycznie pojętego spokoju wewnętrznego – przyp. tłum.) i postaw reakcyjnych:

Na fali idei New Age część kobiet zaczęła celebrować „kobieca intuicję” i uznawać karty tarota za metodę przewidywania przyszłości. Ten duchowy zwrot w ruchu sygnalizował „nową kobiecość” i celebrację „macierzyństwa”…

Jako że ruch kobiecy czuł się coraz bardziej izolowany, a jego projekty przejmowane były przez rządowe pieniądze czy zamieniane w biznes, którego wywrotowy potencjał ulegał zatraceniu. Wiele kobiet poczuło się pozbawionych wpływu przez zwrot ku macierzyństwu i nowej kobiecości. Duża ich część skupiła się na kwestiach osobistych i wewnętrznych, zamykając się w sferze relacji ze swoimi partnerami i przyjaciółmi. Radykalne działaczki poczuły, że slogan „prywatne jest polityczne” został postawiony na głowie – do tego stopnia, że „polityczne” stało się bez znaczenia.

Albo jak wspominają pewne członkinie grupy aktywnej w owym czasie:

Pewna część ruchu kobiecego/lesbijskiego wycofała się z ofensywnego wdrażania kobiecych postulatów i z prowokujących akcji w kierunku życia wewnętrznego i ezoteryki. To podejście początkowo postrzegane przez wiele kobiet/lesbijek jako ekspansja feministycznej aktywności politycznej, dla wielu gwałtownie przeobraziło się w świadome zerwanie z politycznie radykalną działalnością feministyczną.

Część kobiet wzięła na przeczekanie, aby wzmocnić siebie i innych, część aby utworzyć przestrzenie społecznego oporu wobec seksistowskiej przemocy i, na przykład, zakładać żeńskie domy. Nawet ta polityczna, bardzo ważna i potrzebna praca, była przedstawiana przez wykonujące ją działaczki, jako wyraz dystansu i alternatywa dla działalności bojowej. Wraz z tym podejściem rozpoczęła się profesjonalizacja i instytucjonalizacja wielu lesbijskich/kobiecych projektów.

Radykalne kobiety/lesbijki często czuły się izolowane i wiele z nich powróciło na łono grup mieszanych płciowo, które także zaczęły się ekstremalnie dzielić.

Patrząc wstecz na lata osiemdziesiąte, grupa o nazwie Kobiety Przeciwko Imperialistycznej Wojnie wyjaśniła:

W ruchu kobiecym pojawił się rozłam, który był skutkiem wąskiego i fałszywego konceptu wyzwolenia kobiet, zgodnie z którym ruch ten powinien oddzielić walkę o wyzwolenie z patriarchatu od jego ekonomicznej i politycznej funkcji w imperializmie (ponieważ polityka i ekonomia to męskie sprawy), tym samym zostawiając nietknięty cały system genderowego i imperialistycznego podziału pracy. Po drugiej stronie były kobiety, które wycofały się do grup lewicowych mieszanych płciowo, aby walczyć z systemem politycznym, zaprzestając jednocześnie uczestniczyć w ruchu stricte kobiecym.

Tak jak ruch antynuklearny, także ten kobiecy był czymś szerszym i bardziej zróżnicowanym niż Spontis czy K-Grupy, ale podobnie jak te ostatnie oferował możliwość radykalnej krytyki społeczeństwa jako całości. Dlatego też wyzwania przed jakimi stawał, zazębiały się i przenikały z trwającym wokół kryzysem, a ich rozwiązanie kształtowało formy i możliwości zarówno dla ruchu jak i jego kooptacji.

Rozstrzygnięcie tego procesu wymagało jednak jeszcze wielu lat. Tymczasem, w miarę jak dekada lat siedemdziesiątych dobiegała końca, sprawy zdawały się słabnąć, z wyjątkiem nowych złudzeń przeprowadzania zmiany imperializmu od wewnątrz. Chociaż pod śniegiem kiełkowały pędy, na powierzchni widoczne były struktury zbudowane przez pokolenie APO,  te właśnie poprzez które tak wielu jej członków zintegrowało się później z państwem.

Przypisy:

(1) Wraz z ruchem kobiecym, Spontis, K-grupy i Inicjatywy Obywatelskie tworzyły główne nurty lewicy w RFN w latach 70. Więcej na ten temat w: Moncourt i Smich Vol. I, 433-436, 441-452.

(2) Pomimo swojej nazwy Autonomie wyprzedziło niemiecki ruch Autonomen o kilka lat. Założone w 1975 r. stanowiło „pomost pomiędzy rewoltą 68. roku, a scena autonomiczną lat 80.”)

(3) Czytelnicy mogą odnieść wrażenie, że w owym czasie nie było w RFN roku bez demonstracji lub zamieszek określonych mianem „najgorszej politycznej przemocy do jakiej doszło kiedykolwiek” w kraju. To nie tylko świadectwo eskalacji społecznego konfliktu, który nastąpił po latach 60., ale także powszechnej wówczas pokusy wyolbrzymiania opisów bieżących wydarzeń.

(4) Władze próbowały przez kilka lat zastosować prawo zwane Berufsverbot, które zakazywało podejrzanym radykałom pracy w sektorze publicznym, aby usunąć profesora Scheera z posady na uniwersytecie. W końcu w 1980 r., po tym jak KPD zostało już rozwiązane, ukarano go „jedynie” grzywną (Brian Martin, Nuclear Suppression, Science and Public Policy 13 nr 6, grudzień 1986, 312-320).

(5) Dystansując się od guerilli, podczas procesu razem z innymi członkami Ruchu 2 Czerwca Klöpper był już wybrany do parlamentu z list LA, co nie przeszkodziło jednak w skazaniu go na 11 lat więzienia. “Eine seltsame Würze. Darf ein mutmaßlicher Terrorist ins Parlament?” Die Zeit, 25 maja 1981.

(6) Zdaniem wielu obserwatorów tu także doświadczenia roku 1977 r. były kluczowe. Z kolei, na przykład, Wolgang Kraushaar argumentował, że „nie było to nic innego jak przypadkowa zbieżność, że wraz z niekwestionowaną katastrofą roku 1977, zaczął się proces transformacji radykalnej lewicy, który poskutkował wzrostem parlamentarnej siły partii Zielonych. (Wolfgang Kraushaar, Die RAF und der Linke Terrorismus [Hamburg: Hamburger Edition, 2006], 26).

ucieczka

Plakat z późnych lat ’70:

„Będziemy musieli związać jeszcze wiele prześcieradeł zanim staniemy się wreszcie wolni”

Dyskusja