Książka: Raoul Vaneigem – „Rewolucja życia codziennego”
Niektórzy czytelnicy zwykli szukać w książkach odpowiedzi na pytanie „Jak żyć?”. Z tej książki dowiedzą się, mam nadzieję, w jaki sposób wyrównać porachunki.
R. Vaneigem, Rewolucja życia codziennego
Rewolucja życia codziennego Raoula Vaneigema otwiera nową proponowaną przez gdańskie wydawnictwo Słowo/ obraz terytoria serię i społeczeństwo. Otwiera, można powiedzieć, z hukiem, gdyż jest to – zaraz po Nadzorować i karać Foucaulta czy Anty – Edypie Deleuza i Guattariego kolejna „biblia” pokolenia ’68, przynajmniej we Francji.
Lenin pytał kiedyś : Czy nie ma jakichś porządnych anty – futurystów, na których możnaby polegać? (przytaczam za : W. Woroszylski, Życie Majakowskiego, Warszawa 1965). Niejeden „Lenin” pytał w 1967 (wtedy ukazało się pierwsze wydanie Traite de savoir – vivre a l’usage des jeunes generations – czyli Rewolucji życia codziennego Vaneigema) i niejeden pyta zapewne teraz, czy nie znaleźliby się jacyś anty – sytuacjoniści, gotowi uporządkować te namiętności, pasje i burzycielskie zapędy, jakie niewątpliwie rozpęta Rewolucja życia codziennego. W 1967 roku książka Vaneigema, jak dowodzi tłumacz (skądinąd autor wyśmienitego przekładu), była publikacją najchętniej kradzioną z francuskich księgarni. Trudno przewidzieć, czy tak będzie również i teraz – w dobie spektakularyzacji codzienności, która nawet anarchistów skłania do legalizowania demonstracji, zaś artystom i pisarzom każe skupiać się na zapośredniczonej w towarach – więc fałszywej – codzienności.
Dlaczego jakiś współczesny „Lenin” miałby się obawiać Rewolucji życia codziennego? Przede wszystkim dlatego, że jej autor jako anty – rewolucyjne definiuje wszelkie, nawet dokonywane w imię rewolucji, dążenia do władzy. Kiedy powstaniec zaczyna wierzyć, iż walczy w imię jakiegoś wyższego dobra, władza może czuć się bezpieczna. Ludzkości nigdy nie brakowało powodów, by rezygnować z tego, co ludzkie – czytamy w Rewolucji życia codziennego . Po drugie dlatego, że reżim narzucany przez wszelkie totalitaryzmy pożądaniu i namiętnościom jest tu odrzucany z równą pasją, jak w tekstach Fouriera, Reicha czy Deleuza. Po trzecie – ponieważ Vaneigemowski pamflet czyta się z zapartym tchem – jest to rewolucja poetycka, której frazy zapadają w pamięć na tyle łatwo, że błyskawicznie po pierwszym wydaniu książki można było jej fragmenty czytać na paryskich murach.
Międzynarodówka Sytuacjonistyczna (1961 – 1970), do której należeli Raoul Vaneigem i Guy Debord, była jedną z najbardziej radykalnych komórek oporu i anty – kapitalistycznej rebelii w XX wieku. Jej orężem był przede wszystkim spektakl – przeciwstawiony Spektaklowi produkowanemu nieustannie przez władzę rynku, obrazu i reklamy. Spektakularne wyczyny, do których zaliczyć można „przejęcie” kościoła podczas mszy, wydanie pamfletu „O nędzy studenckiego życia” za pieniądze studenckiego parlamentu w Strasburgu tudzież współudział w okupacji Sorbony i innych strajkujących w maju ’68 placówek to tylko niektóre szerzej znane próby wojny z nieautentycznością i represją współczesnego życia, podejmowane przez członków tej ściśle nieformalnej organizacji. Innymi aspektami działalności sytuacjonistów było tworzenie sytuacji – przestrzeni, w której reguły nastawionego wyłącznie na zysk, konsumpcję i rozrywkę życia późnego kapitalizmu ujawniały swą śmieszność i przestawały działać. Publikowana przez Międzynarodówkę Sytuacjonistyczną gazeta – Internationale Situationniste – była swoistym kompendium pomysłów rewolucyjnych przeobrażeń, w tym przemeblowania miast i dostosowania ich do realizacji rozkoszy, chaosu i buntu. Oprócz projektów zamiany nazw ulic na bardziej skoczne czy rebelianckie, sytuacjoniści żywo reagowali na przejawy „buntu reglamentowanego”, czyli po prostu komunistycznego zaangażowania współczesnych im artystów, dziennikarzy i innych postaci publicznych. Był to chleb powszedni sytuacjonistów podobnie, jak wyszydzanie biurokratów i podległych im instytucji. Echo tych potyczek pobrzmiewa również w Rewolucji życia codziennego, gdzie ograniczenie dążenia do radykalnej zmiany piętnowane jest u partyjnych działaczy tak samo, jak u surrealistów czy dadaistów.
Poza tworzeniem sytuacji – zmian rzeczywistości bezpośrednio tu i teraz, sytuacjoniści proponowali detournement – odwrócenie czy przekręcenie komunikatów, reguł i zasad. Przechwytywanie stanowić ma rozbicie od środka spójności kapitalizmu – zamiast po prostu niszczyć, warto zdaniem paryskich rebeliantów przekształcać istniejące formy tak, by stały się wywrotowe nie tylko mocą rebelianckich intencji i przesłania osób przechwytujących, ale również dzięki ujawnieniu słabości – dziury w systemie, nieciągłości kapitalistycznego planowania, w którym może zaistnieć ruch radykalnego oporu. Detournement jest zaprzeczeniem trwałości – stanowi realizację radykalnych namiętności, której sens i siła oddziaływania wynikają również z zaskoczenia łatwością przewrotu. Echa przechwycenia są dostrzegalne w wielu późniejszych projektach – w propozycji Tymczasowych Stref Autonomicznych Hakima Beya, sztuce feministycznej artystki Jenny Holzer (billboardy i projekty dużych, przypominających obiekty reklamowe, napisów świetlnych z hasłami imitującymi styl reklamy, natomiast treściowo zorientowanymi na podważanie norm i stereotypów), akcji niemieckich działaczy antygranicznych, którzy zaproponowali odwiedzającym lotniska w Niemczech fałszywe ulotki firmy Lufthansa, informujące o tym, że można lecieć taniej samolotem, na pokładzie którego przewozi się osoby deportowane do kraju ich pochodzenia, i wielu innych. Skromna próbka przechwycenia pojawiła się również w Warszawie – podczas wizyty G. Busha na mieście pojawiły się plakaty informujące, że ambasada USA oferuje darmowe wizy do tego kraju w czasie tej wizyty.
Poszukiwanie autentycznego, pozbawionego alienacji i wyzysku życia nie może, zdaniem Vaneigema, odbywać się kosztem rozkoszy. Ta jakże obszerna i eksplorowana przez francuskich poststrukturalistów kategoria nie odsyła jednak, jak możnaby się spodziewać, do „nagiej i pozbawionej form natury”. Choć w tym punkcie tekst Vaneigema wydaje się najmniej spójny, jego pomysł na rewolucję codzienności niewątpliwie nie jest dążeniem do odarcia społecznej rzeczywistości z wszelkich form, techniki i ról. Vaneigem, podobnie jak inni sytuacjoniści, zdaje się nie wierzyć w sens powrotu do przed – cywilizacyjnego stanu beztroski i bezradności. Czerpana z wynalazczości i technologii radość powinna być jednak, jego zdaniem, odebrana „ekspertom” i „cybernetykom”. Procesy decyzyjne dotyczące rozwoju nauki, technologii i ich wykorzystania powinny zostać zdecentralizowane – inaczej nadal postępowały będą wyzysk i alienacja.
Poezja tego wywrotowego tekstu, którego autor z równym przejęciem pisze o przemocy, co o miłości i międzyludzkiej współpracy, wynika również z indywidualistycznego nastawienia autora. Podważając zasadność przeglądania się w domniemanym szczęściu innych, pytając o sens mechanicznego powtarzania utartych kolein codzienności i wyszydzając iluzoryczny sens proponowanego przez kapitalizm „wolnego wyboru” Vaneigem o wiele silniej, niż na przykład Debord, uderza w postawy i przekonania jednostkowego czytelnika. Anty – systemowa, choć stanowiąca krytykę całościową książka jest wezwaniem do buntu, które trudno osłabić przenoszeniem debaty w wymiar ogólno – spekulatywny. Wezwana do odpowiedzi o sens aktywnego wspierania opresji czytelniczka nie ma możliwości umknięcia w pozbawione prywatnych odniesień spekulacje. Autor Rewolucji życia codziennego starannie wykorzystał zalecenie Marksa, w myśl którego krytyka ad hominem – czyli zwrócona do człowieka – jest krytyką najmocniejszą.
Ewa Majewska
R. Vaneigem, Rewolucja życia codziennego, Słowo/ obraz / terytoria, Gdańsk 2004
http://www.obieg.pl/