Guerilla – pierwszy serial o partyzantce miejskiej
Gdy zaczynałem oglądać „Guerillę” (wersja pl, HBO) zastanawiałem się czy dotrwam do końca pierwszego odcinka. Prawdopodobieństwo, że powstanie dobry serial o tak zmitologizowanym, a jednocześnie słabo rozpoznanym zjawisku jak partyzantka miejska lat ’60 wydawało mi się niewielkie. Reżyser John Ridley pokusił się jednak o poszukanie kompromisu między chęcią zerwania z systemowymi kliszami, a niską wiedzą o partyzantce miejskiej u przeciętnego odbiorcy kina masowego. O dziwo, udało mu się go znaleźć.
Wyszedł z tego film, który koniec końców przedstawia partyzantów miejskich w dość pozytywnym, choć nie wolnym od kontrowersji, świetle, a już z pewnością lepszym niż policyjnych katów ze Scotland Yardu. A to już coś. I chociaż brytyjscy partyzanci (jak się nazywają) Frakcji CZARNEJ Armii ocierają się o granice tego co uznalibyśmy za moralnie dopuszczalne, to jednak okoliczności ich działań nie pozwalając na zbyt łatwe oceny.
Chociaż grupa przedstawiona w filmie w rzeczywistości nigdy nie istniała, scenariusz oparto luźno na prawdziwej historii brytyjskich Czarnych Panter działających w Anglii lat ’70. Napisano go przy współpracy z dwójką byłych Panter, Farrukhiem Dhondym i Darcusem Howe, a pierwowzorami głównych bohaterów stali się dawni członkowie tej organizacji. Po premierze wybuchły spory, dlaczego jedyną kobietą w grupie jest aktywistka pochodzącą z Indii, podczas gdy czarną kobietę osadzono w roli konfidentki sypiającej z brytyjskim ubekiem. Faktem jest jednak, że imigranci z Azji byli ważną częścią londyńskiego BPP.
Główni bohaterowie Guerilli to Marcus, czarny nauczyciel o rewolucyjnych sympatiach, który prowadzi zajęcia w więzieniu i Jas, ciemnoskóra pielęgniarka, pochodząca z Indii, którą do oporu motywuje postać ojca, siedzącego w indyjskim więzieniu za zabicie brytyjskich żołnierzy. Gdy gliniarze zapałowują na śmierć ich przyjaciela podczas demonstracji przeciwko nowym rasistowskim ustawom, Jas i Marcus zaczynają działać. Odbijają z więzienia charyzmatycznego kryminalistę o imieniu Dhari, który wspólnie z Marcusem jest autorem politycznych rozważań, opublikowanych pod tytułem „Dragon will fly”, nawiązujących do słynnego cytatu Ho Chi Minha: „Gdy bramy więzienia zostaną otwarte, prawdziwy smok wydostanie się na zewnątrz”.
Odbicie więźnia automatycznie pociąga za sobą zejście do podziemia, gdzie razem z kolegą Dhariego cała czwórka przystępuje do budowy podziemnej komórki partyzanckiej, mającej uderzyć w aparat rządowy. Tam stają przed całym kompleksem problemów praktycznych towarzyszących tego rodzaju działalność. Czarni bojownicy przede wszystkim potrzebują pieniędzy, po które idą do komunistów z Frakcji Czerwonej Armii. Po męczących negocjacjach, dostają od nich kieszonkowe, kryjówkę i zapłatę za każdą akcję, która będzie zgodna z celami strategicznymi RAF. Jest to oczywiście fikcja, gdyż RAF nigdy nie działała w Anglii. Bzdurą jest również pomysł, że płacili komuś za akcje. Niestety, w polskim tłumaczeniu rozmowy między naszymi bohaterami a członkiem Frakcji w jego usta zostają włożone słowa „Robimy to co każą nam nasi panowie”. Trudno oprzeć się wrażeniu, że w brytyjskim oryginale mówi on coś innego, a polski tłumacz uległ pokusie przeinaczenia tych słów, by zasugerować, że RAF była marionetką Moskwy, co polska prawica pokroju Frondy czy Gadomskiego z upodobaniem stara się wmawiać polskiemu odbiorcy.
W kryjówce sytuacja niuansuje się. Czarni bojownicy spotykają tam ściganą bojowniczkę Frontu Wyzwolenia Quebecku, walczącą z rządem Kanady, która planuje lot do Libanu aby u arabskich partyzantów przejść szkolenie wojskowe. Podsuwa ona Jas podręcznik budowy bomb oraz inspiruje do większej samodzielności – „women power” – względem kolegów z grupy, w tym jej chłopaka Marcusa. Mamy więc okazję śledzić jak grupa radzi sobie z wewnętrznymi problemami, takimi jak dyskryminacja kobiet, rywalizacja o przywództwo, presja wywołana izolacją itp.
Najbardziej wyrazistym podziałem odciskającym piętno na grupie jest różnica stosunku do przemocy. Marcus i Jas to inteligenci, znający przemoc głównie z pism politycznych i książek, dla Dhariego i jego kolegi stanowi ona chleb powszedni, składnik codziennego życia w gettcie, więzieniu, na ulicach Brixton. Obaj sięgają po nią szybko i bez wahania, posuwając się czasem do niepotrzebnego okrucieństwa. Widząc skrupuły Jas i Marcusa, nie szczędzą im obraźliwych słów, podważając ich kompetencje i złudzenia. Gardzą nimi za książkowy idealizm. Podejrzewają o chęć wylansowania się na ich bandyckich plecach. Z drugiej zaś strony, Jas i Marcus przechodzą próbę psychicznej odporności, w obliczu kryminalnych metod (np gdy Dhari rozcina policzek dilera, aby strachem wymusić na jego koledze ujawnienie gdzie znajduje się ukryta paczka heroiny) targają nimi dreszcze obrzydzenia. Trudno jest oprzeć się wrażeniu, że gdyby mogli zapewne chętnie uwolniliby się od swoich przestępczych kompanów. Ale odwrotu nie ma, mosty zostały spalone.
Przywodzi to na myśl dualizm słowa i czynu, radykalnej inteligentki i nieokrzesanego badyty, wyraźnie uosabiany przez Ulrike Meinhof i Andreasa Baadera. Stanowią one jednak uproszczony obraz wzmocniony przez prasę na potrzeby bulwarowej publicystyki. U Ridleya ten podział stopniowo zaciera się, nie jest sztuczny, nie służy jak w wielu innych filmach, żadnej dydaktyce, dążącej do wykazania, że naiwni idealiści dają się schwytać w pułapkę własnych ideałów, po czym zostają pożarci przez własnoręcznie uwolnione demony.
Ridley pokazuje, jak ciężka jest walka o przetrwanie w podziemiu, ile wymaga wyrzeczeń, jak wielki napięcie psychiczne jej towarzyszy, i jak poważną cenę można zapłacić za z pozoru drobne błędy. Nie stosuje przy tym trików państwowej propagandy używanych przez Austa (autora Baader-Meinhof Complex). Będąc ściganym, znajdując się na słabych pozycjach nie można zbyt długo wybrzydzać. Walkę prowadzi się tu i teraz w takich warunkach i takimi narzędziami, jakie są dostępne i z takimi ludźmi jacy chcą ją prowadzić razem z tobą lub udzielić ci jakiegokolwiek wsparcia, a to bywa dalekie od ideału. O ile jednak nie tracisz go z oczu, wystarczy ci woli i determinacji, stopniowo masz szansę ugruntować swoją pozycję i umocnić własne standardy w praktyce. Nie znaczy to wcale, że cel uświęca środki.
Chociaż Dhari bywa jak dżin wypuszczony z butelki, a rozsadzana przez konflikty grupa trzeszczy w szwach, ostatecznie wspólny wróg i pragnienie walki spajają ją wystarczająco mocno, by między oboma składnikami mogła zajść dialektyczna synteza, która posuwa grupę do przodu. Mimo cierpkich słów krytyki Dhari wie co to lojalność, i kiedy to konieczne uznaje przywództwo Marcusa, ten zaś cierpliwie znosi jego ataki i dąży do wypracowania warunków dalszego działania. Obie strony rozumieją, że tylko razem coś znaczą. Lody ulegają powolnemu przełamywaniu. Wzajemna nieufność, podszyta wrogością, w ostatnim odcinku przemienia się w szorstkie braterstwo. Kryminaliści nie okazują się być wcale aż tak źli, a inteligenci aż tak naiwni i nieporadni, jak mogłoby się to wydawać w opisach liberalnych publicystów.
Jednak dynamika psychologiczna grupy partyzanckiej to tylko jeden z wątków filmu. Pojawia się w nim także pogmatwana historia agenta tropiącego partyzantów, który wykorzystuje seksualnie czarną donosicielkę i ma z nią dziecko, które, jak twierdzi, chciałby chronić, mimo, że jednocześnie chroni reżim rasistowski. Innym wątkiem jest motyw publicznej zdrady, dokonanej przez czarnego pisarza, który, jako lider ruchu antyrasistowskiego, opowiada się za taktyką non-violence i swoimi działaniami ściąga poważne kłopoty na partyzantów. Jest też Irlandka, której brat kontaktujący się z IRA, staje się zakładnikiem Scotland Yardu. Agenci proponują jej układ – wolność brata w zamian za doprowadzenie detektywów do Czarnej Armii. Czy kobieta się złamie? Czy grupa uniknie rozbicia? Co może zdziałać kilka osób ukrywających się w podziemiu? Zachęcam do obejrzenia serialu.